Nigdy nie byłem bardziej wzruszony
niż w czasie tych świtów,
gdy dźwięk różowiał
na skrzydełkach ptaka.
Pamiętam naszą gorliwość neofitów,
gdy dzień usiany rosą płakał.
To wtedy niebiosa spuszczały rosę
do naszej duszy wyschłej od pragnienia.
Kapłan Monstrancję wznosił,
Ciało i Krew Zbawiciela.
Matka Boska schodziła z obłoków
po stopniach z błękitu i złota.
Do serca spływał upragniony spokój.
Promieniał ołtarz.
Pomóż w rozwoju naszego portalu