"- Przeczytałem niedawno w prasie rosyjskiej, że Rosja jest chora przez wojnę w Czeczenii. Czy pan rozmawiał o tym z prezydentem Putinem?
- Rozmawialiśmy. On to ocenia lepiej - jako poważny problem, ale z symptomami istotnej poprawy. Jest wobec spraw czeczeńskich zdecydowanie bardziej optymistyczny niż my. I myślę,
że to wynika z rezultatów referendum, które tam było, i z innych faktów, o których informacje otrzymuje".
Tak odpowiedział Aleksander Kwaśniewski na pytanie Adama Michnika w długim wywiadzie, opublikowanym 5 lipca br. Zwykle dociekliwy naczelny Gazety Wyborczej tym razem zadowolił się tą zwięzłą
wypowiedzią i nie zapytał o nic więcej - np. o to, co Prezydent RP osobiście myśli na temat tragedii czeczeńskiego narodu i rosyjskiej polityki na Kaukazie.
Kwaśniewski zasłonił się optymizmem Putina, a wyniki "referendum" przyjął za dobrą monetę. Koniec, kropka.
Dwa dni później prasa doniosła o zamachu samobójczym, przeprowadzonym przez dwie kobiety podczas koncertu rockowego w Moskwie. Zginęło kilkanaście osób. Oczywiście, władze rosyjskie
natychmiast ogłosiły, że sprawcami są Czeczeni, a Putin powtórzył starą śpiewkę, że żadnych rozmów z Asłanem Maschadowem nie będzie, choć ten legalnie wybrany prezydent Czeczenii
wielokrotnie o to zabiegał - i to bez warunków wstępnych. Putin prze do "wyborów" 5 października br., które mają osadzić na ruinach miasta Grozny uległą Kremlowi marionetkę.
Dobrze wie, że te wybory będą farsą, wie też o nieustannych zbrodniach, jakich dopuszczają się moskiewscy żołdacy na skrajnie umęczonym, dogorywającym narodzie.
Dla władz III Rzeczypospolitej jest to temat tabu. Jak długo jeszcze?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu