Inguszetia, meczet w miejscowości Sacita. Kamera pokazuje z bliska straszliwie zmasakrowane zwłoki 32-letniego Murata Szikarowa. Z piersi wyrwano mu serce i podłożono
pod głowę. "Federalni" zabrali go pewnego dnia z obozu czeczeńskich uchodźców. Dziś rano podrzucili ciało do meczetu.
Obrazy śmierci, których nie da się wymazać z pamięci. Bezimienni martwi ludzie, których przypalano prądem, łamano im ręce, potwornie bito. Fragmenty ciał rozsadzonych dynamitem i szczątki
odzieży przechowywane dla rodzin przez opiekunów cmentarzysk. Wyznania kobiet przemierzających kraj w poszukiwaniu zwłok mężów i synów, którzy po aresztowaniu zaginęli bez wieści.
Farsa tzw. referendum konstytucyjnego. Ruiny Groznego, wymarłe ulice, puste lokale wyborcze. I żałobna manifestacja czeczeńskich matek. Już nie boją się represji, które mogą ich czekać
po odjeździe dziennikarzy, zobojętniały na groźbę śmierci. Niosą fotografie swoich zaginionych i zamordowanych. Wśród nich - zdjęcie młodego człowieka za życia i po śmierci,
którą poniósł z rąk rosyjskich. Pozbawione organów wewnętrznych ciało, zaszyte wielkimi szwami wzdłuż całych pleców. To jest rzeczywistość Czeczenii, na którą wszyscy ogłuchli i oślepli.
Dorastają w niej i cierpią dzieci, które nie widziały nawet i pewnie nie zobaczą innego świata. Jak 10-letni Islam bez obu rąk, jak dziewczynka, która czyta przybyłym
na referendum dziennikarzom list dzieci z sierocińca w Groznym: "Ludzie, mieszkańcy Ziemi, pomóżcie i ratujcie! Wasza obojętność nas zabija... Popatrzcie nam w oczy.
To oczy dzieci Czeczenii!"...
Te kadry z najnowszego filmu Krystyny Kurczab-Redlich z pewnością nie zostaną wykorzystane w telewizyjnych programach informacyjnych. W sprawach dotyczących
Czeczenii polskie telewizje publiczne i prywatne posługują się materiałami z rosyjskich serwisów i gotowymi, klasycznymi już schematami, wypracowanymi przez rosyjskie
służby informacyjne. Obowiązuje smakowane przy każdej okazji słowo "terroryzm", równanie kata z ofiarą, manipulacja liczbami, przemilczanie nie pasujących do gotowych ram faktów. Niedawno,
nie wiem z jakiej okazji, ogłoszono, że znacznie zmniejszył się poziom sympatii polskiego społeczeństwa do Czeczenów. Jakby ktoś czuwał i mierzył efekty tej nie mającej autorów,
a przecież jakże wyrazistej wspólnej polityki medialnej.
W dniu Bożego Ciała wyłamał się z tej polityki Polsat - co prawda tylko na 25 minut i bardzo późnym wieczorem. To już drugi wyemitowany przez tę telewizję dokument dziennikarki,
która mówi o Czeczenii całą prawdę i tylko prawdę. Tylko - ilu widzów miało okazję obejrzeć ten wstrząsający, głęboki film, przyjrzeć się, jak naprawdę wygląda XXI wiek? Bo przez
pryzmat Czeczenii widać szczególnie ostro, czym dziś jest nasza dumna i zachwycona sobą cywilizacja.
Autorka przywołuje zdjęcia setek tysięcy ludzi demonstrujących na całym świecie w obronie Iraku - i scenę aresztowania uczestnika niewielkiej pikiety, który próbował z okazji
wizyty Putina w Warszawie upomnieć się o Czeczenię. Relacje światowych telewizji z masakry dokonanej przez amerykańskie bomby w Bagdadzie - i zdjęcia
z 1999 r. z przemilczanej i zapomnianej masakry na bazarze w Groznym, gdzie bomby z rosyjskich samolotów zabiły 270 osób. Mówi o cynizmie
organizacji międzynarodowych, w których zawsze zwyciężają racje rosyjskie, pokazuje światowych polityków w rytualnych uściskach z autorem ludobójczej wojny w Czeczenii.
I wreszcie nasza polska hańba: Tadeusz Iwiński, o którego postawie w sprawie Czeczenii Sergiej Kowaljow mówi po prostu - niegodziwość. Iwiński przewodniczy Komisji Migracji Parlamentu
Europejskiego, organizacji powołanej do obrony praw człowieka. Od lat konsekwentnie broni w niej... Putina. Znów słyszymy z jego ust cyniczny refren: "Wiele ocen może nie znajdować
potwierdzenia,... trzeba być bardzo ostrożnym... Obie strony naruszały i naruszają prawa człowieka, można się spierać o proporcje...", czyli dokładnie to, co stara się wmówić światu
Putin ze swoją FSB. A ponieważ nie da się dowieść, że ludność Czeczenii "narusza prawa" uzbrojonej po zęby 80-tysiecznej armii dowodzonej przez sadystycznych morderców - potrzebne
są, dla proporcji, o których mówi Iwiński, ofiary wśród cywilnych Rosjan. Po ujawnieniu, że wybuchy domów mieszkalnych w Moskwie, które stały się pretekstem do napaści na Czeczenię
w 1999 r., zorganizowane i wykonane były przez agentów rosyjskich specsłużb - jest więc poprawka: akcja na Dubrowce z udziałem autentycznych Czeczenów. Tylko że to
nie oni dokonali masakry zakładników; na oczach całego świata zagazowały ich rosyjskie służby. Dziś już wiadomo - przypomina autorka - że celem czeczeńskiego komanda nie był teatr i widzowie,
ale parlament i politycy. Plany te zmienił agent służb specjalnych, cieszący się dziś łaskami Kremla, Czeczen Chanpasz Cherkibajew. Dowody organizowania przez te służby aktów terroru dokumentował
poseł Dumy Sergiej Juszenkow. Zginął - jak tylu innych niewygodnych polityków - od skrytobójczych strzałów na ulicy.
Obrazom filmu towarzyszy przepiękna muzyka, ostatni ze skarbów Czeczenii, którego rabusie nie mogą wydrzeć mordowanemu narodowi. Kobiecy głos śpiewa pieśń, która łamie serce, nawet jeśli
nie rozumiemy słów. Instynktownie czujemy, że to pieta. Bezbrzeżna rozpacz matki nad umęczonymi zwłokami syna.
I gdy przedstawiciel Polski w Parlamencie Europejskim cedzi z rozbieganym wzrokiem swoje pokrętne słowa, wydaje się, że to ten matczyny głos właśnie przeszkadza mu spojrzeć wprost
w kamerę.
Ale czy my możemy spojrzeć sobie nawzajem w oczy? Czy po obejrzeniu tego filmu ktokolwiek może powiedzieć, że jest bez winy?
Czeczenia - samobójstwo za zgodą świata... Tytuł filmu sugeruje, że osamotniony naród doszedł już do tej granicy cierpienia, która popchnie go do samobójczej walki. Tego właśnie chce Putin,
gotów zbroić swoje ofiary w akcesoria terroryzmu, nieważne, jakim kosztem. Na to pracuje od początku wojny cała rosyjska machina propagandowa, zespolona z gigantycznym aparatem prowokacji:
zakończyć dzieło zagłady jakimś wstrząsającym aktem, który wreszcie pozwoli utożsamić Czeczenów - cały naród, nie tylko zdziesiątkowanych partyzantów - z islamskim terroryzmem. Ostatnie wydarzenia
w Moskwie - dwa zamachy z udziałem kobiet - są tego wyrazistym sygnałem.
Usłużni dziennikarze już podchwycili atrakcyjny medialnie termin "czarne wdowy" i rozwijają tezę o istnieniu organizacji terrorystycznej kobiet - szachidek, która zagraża Rosji
i reszcie cywilizowanego świata. Jednak rozumiejący dobrze grę Kremla rosyjscy komentatorzy pytają: Komu to na rękę? Nie tylko nie wiadomo, jakie były żądania terrorystek, ale nawet czy w ogóle
istniały. Dziennikarzom nie udało się znaleźć nikogo, kto by je widział przed zamachem, za dowód w sprawie ma wystarczyć bilet kolejowy, dokument tożsamości i dwa kobiece
trupy. "Dziwny to terror - pisze Nadjeżda Kieworkowa, publicystka dziennika Gazieta - za który Czeczeni nie biorą odpowiedzialności, bo jest on na rękę przede wszystkim naszym władzom; dla
Czeczenów oznacza kolejne represje, i to nie tylko wobec mężczyzn, ale także dzieci i staruszków". I ironizuje: "Jeśli dwie dziewczyny z Groznego zrobiły coś
takiego, to wkrótce należy oczekiwać, że trzech chłopców zdobędzie Kreml". I rzeczywiście. Rosja to kraj nieograniczonych możliwości.
Po filmie Czeczenia - widmo śmierci Krystyna Kurczab-Redlich nakręciła nowy wstrząsający dokument: Czeczenia - samobójstwo za zgodą świata.
Tak, to bardzo prawdopodobne, że naród doszedł już do tej granicy cierpienia, która popchnie go do walki samobójczej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu