"Skończyły się żarty, zaczynają się schody"... - słynny żart gen. Wieniawy-Długoszowskiego dziwnie pasuje do sytuacji, jaka wytworzyła się po unijnym referendum. Skończyły się, jak nożem uciął, zakrawające
w rzeczy samej na żarty obietnice euroentuzjastów: obietnice "perspektyw, szans, dobrodziejstw". W to miejsce pojawiają się coraz liczniejsze wątpliwości, zastrzeżenia, nawet przestrogi
przed "nadmiernym entuzjazmem", a przede wszystkim - nagie fakty.
Projekt nowej konstytucji Unii Europejskiej wypadł poniżej wszelkich oczekiwań: do preambuły nie wpisano nawet słowa "chrześcijaństwo", co jaskrawo zdradza intencje autorów. Zaproponowano także zupełnie
inną procedurę decydowania w nowej Unii Europejskiej, nadzwyczaj niekorzystną dla Polski, i nie wydaje się, żeby ta pierwotna wersja mogła się ostać "w toku dalszych prac".
W mediach, zaangażowanych przed referendum w bezkrytyczny prounijny entuzjazm, nastąpiła gwałtowna zmiana tonu, co wskazywałoby, że chociaż nie ma formalnej cenzury, jakaś "niewidzialna
ręka" dyrygenta poddaje teraz całkiem inny ton: system inwentaryzacji rolnictwa (uruchomienie którego jest warunkiem uzyskiwania przez rolników "środków unijnych") jest w powijakach... Pieniędzy
własnych, od których zależy wykorzystanie tzw. unijnych środków strukturalnych, jest coraz mniej... Narasta zadłużenie samorządów... Problemy z przyszłorocznym budżetem są tak wielkie, że "spod
dywanu" wygląda już straszna gęba możliwej inflacji... Jedno jest pewne - już w przyszłym roku trzeba będzie zapłacić unijną składkę...
W tej sytuacji mianowanie Danuty Hübner ministrem bez teki ds. Unii Europejskiej nie wróży jej drogi usłanej różami. A jednak rozmowy Millera z Kwaśniewskim na temat obsady tego
stanowiska były podobno burzliwe, a decyzję podjęto "w ostatniej chwili"; taka zażarta walka o tak ryzykowne stanowisko, porównywalne chyba tylko z teką ministra finansów
(już trzeci w kadencji tego rządu)... Sprawa rozjaśnia się, gdy uzmysłowimy sobie, że w gestii tego ministra leżeć będzie m.in. obsada nowych, kosztownych dla podatnika eurosynekur,
jakie będą teraz tworzone, by spełnić "standardy" brukselskiego molocha biurokratycznego. Jednak Miller najwyraźniej i na tym polu pokonał Kwaśniewskiego, gdyż zachowując "przewodnictwo" Komitetu
Integracji z UE (a także jako premier), będzie kontrolował politykę kadrową nowej minister. "Złapał Kozak Tatarzyna"... Co więcej - wszelkie niepowodzenia związane z akcesem obciążać
będą konto tejże nowej minister ds. europejskich i nie da się wykluczyć, że zmiany na tym stanowisku staną się równie częste, jak dotychczasowe zmiany ministrów finansów...
Jeśli - jak mawiał tow. Stalin - "walka klasowa zaostrza się w miarę budowania socjalizmu", to i walka frakcyjna w łonie lewicy zaostrzać się będzie w miarę
budowania "brukselskiego ładu".
O ile rozdawnictwo europosad jest pierwszym, istotnym elementem tej nadchodzącej walki frakcyjnej, drugim elementem będą niewątpliwie finanse. W łonie rządzącej SLD-owskiej lewicy silna
jest, jak widać, pokusa inflacyjna, wiele jednak wskazuje, że zmaterializuje się ona dopiero w końcowej fazie rządów SLD, gdy potrzebny będzie dojutrkowy "sukces" na użytek kolejnych wyborów.
Wiadomo przecież, jak to jest z inflacją: najpierw krótkotrwała euforia, potem długotrwały "kac".
Na razie rząd Millera sięgnął po półśrodki, które nazwać można pozorowaniem naprawy finansów. Obniżenie podatków od osób prywatnych nie rokuje ani ożywienia inwestycyjnego, ani spadku bezrobocia,
gdyż przy malejącym popycie pośród coraz bardziej biedniejącej ludności przedsiębiorcy nie zaczną inwestować i zwiększać produkcji tylko dlatego, by zadowolić rząd Millera... Być może uczynią
to nieliczni eksporterzy - o ile nie pogorszą się warunki eksportu; te jednak raczej pogorszą się, a to ze względu na osławione wyśrubowane "unijne standardy". Jednocześnie
rząd skasował większość ulg fiskalno-podatkowych, więc nawet według pobieżnych szacunków, obciążenie podatkowe ludności nie zmniejszy się - przeciwnie: wzrośnie.
Mimo więc wygranego referendum, uzyskania przez rząd Millera wotum zaufania w Sejmie i ewidentnego zwycięstwa frakcji Millera nad frakcją Kwaśniewskiego - polityka gospodarcza
lewicy przypomina grzęźnięcie w błocie, przy coraz gwałtowniejszym przebieraniu nogami, rękami (łokciami) i, rzecz jasna, mieleniu językiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu