Przyszły duchowny urodził się 17 października 1928 r. w Koniemłotach w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. W 1948 r. rozpoczął naukę w sandomierskim seminarium duchownym.
Święcenia kapłańskie otrzymał 30 maja 1954 r. z rąk biskupa sandomierskiego Jana Kantego Lorka. Pracował następnie, jako wikariusz w Szydłowcu, Żarnowie, Koprzywnicy, Mircu, Kunowie i Nowej Słupi. W 1961 r. został wikariuszem w podradomskiej parafii w Pelagowie. Z powodu złego stanu zdrowia proboszcza niemal od początku pełnił jego obowiązki. W tym czasie był też kapelanem Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Krychnowicach. Jego parafia była znana z wielkich uroczystości dożynkowych. W odpowiedzi na naciski władz 8 listopada 1965 r. dokonał uroczystego aktu oddania parafii Pelagów w niewolę Najświętszej Marii Pannie w intencji obrony wolności wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Od początku kapłaństwa ks. Kotlarz był znany z wygłaszania pełnych pasji kazań. Wielokrotnie pośrednio odnosił się do sytuacji politycznej i działań reżimu komunistycznego. „Ksiądz Roman często był zapraszany z posługą kaznodziejską, bo czynił to bardzo chętnie, a mówił nie tylko mocnym głosem, płynnie, bez żadnych notatek. Przemawiał całą swoją osobą, bogato gestykulując. Mam w pamięci jego sylwetkę, jak z odrzuconą do tyłu stułą schodził z ambony oblany potem. Nie zagłębiał się w teologię, poruszał sprawy aktualne, dotyczące nie tylko życia religijnego, a także narodowego. Czuł, że jest przez wiernych uważnie słuchany i życzliwie odbierany. Ten sposób mówienia nie spodobał się władzy ludowej” – wspominał ks. Tadeusz Lutkowski, znajomy ks. Kotlarza.
Przed południem 25 czerwca 1976 r. ks. Kotlarz przyjechał do Radomia. Zamierzał zjeść obiad w stołówce dla księży przy parafii św. Jana Chrzciciela. W drodze natknął się na tłum robotników, którzy zmierzali pod Komitet Wojewódzki PZPR. Wspólnie z robotnikami kapłan doszedł do kościoła Świętej Trójcy. Tam odłączył się od pochodu i ze schodów świątyni błogosławił robotników. Później dołączył do kolejnej grupy robotników. Jego obecność wzbudzała entuzjazm robotników, którzy upatrywali w jego osobie wsparcie Kościoła.
Po powrocie do Pelagowa, będąc pod wrażeniem manifestacji, a także pogłosek o represjach stosowanych przez władze, ks. Kotlarz wygłosił kilka kazań upominających się o robotników. Mówił, że protesty nie miały na celu wyłącznie upomnienia się o lepsze warunki życia, ale również obronę „prawdy, sprawiedliwości, szacunku i wolności”. Kazania były nagrywane przez bezpiekę. Swoje wrażenie z tego dnia opisał w liście do prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Reklama
Jak piszą Szczepan Kowalik i Arkadiusz Kutkowski w książce „Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza” (wyd. IPN), „za udział w proteście robotników 25 czerwca 1976 r. w Radomiu i wygłaszanie kazań, w których apelował o poszanowanie godności uczestników radomskiej rewolty represjonowanych przez władze, był nękany psychiczne oraz został co najmniej dwukrotnie pobity na plebanii przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, co doprowadziło do jego śmierci”.
Władze naciskały na władze diecezji, aby odwołały księdza z dotychczasowej parafii. 12 lipca został wezwany do Prokuratury Wojewódzkiej w Radomiu. Przybyły z Warszawy prokurator Prokuratury Generalnej Zbigniew Młynarczyk ostrzegł duchownego przed konsekwencjami jego działań. W tym czasie plebania była stale obserwowana przez SB. W sierpniu 1976 r. ks. Kotlarz został kilkakrotnie pobity na plebanii przez „nieznanych sprawców”. Świadkiem napadów była pomagająca mu w prowadzeniu plebanii mieszkanka Pelagowa. Według jej zeznań kolejne napady doprowadziły kapłana do całkowitego wyniszczenia fizycznego i psychicznego. W tym czasie kuria powiadomiła o napadach Sekretariat Episkopatu Polski.
Podczas odprawiania mszy w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia) ks. Kotlarz zasłabł i stracił przytomność. Przed omdleniem krzyknął: „Matko, ratuj”.
„Do szpitala zgłosił się w stanie silnego rozstroju nerwowego, napięty psychoruchowo, w gabinecie nie mógł usiedzieć na jednym miejscu, tremory kończyn, drżenia nerwowe na całej twarzy, blady, wyniszczony, słaniał się przy chodzeniu, w wypowiedziach trudności w skoncentrowaniu myśli, niepokój i niepewność przyczyn swego stanu” – zapisał lekarz dyżurny. W szpitalu rozpoznano nerwicę, nieżyt żołądka i zapalenie wątroby.
Reklama
Ks. Roman Kotlarz zmarł w wieku 48 lat, 18 sierpnia o godzinie 8 rano – niespełna dwa miesiące po wywołanym podwyżkami cen żywności proteście robotniczym w Radomiu, w którym brał udział, błogosławiąc jego uczestników. Rozpoznanie sekcyjne brzmiało – obustronne krwotoczne zapalenie płuc.
20 sierpnia 1976 r. robotnicy radomscy nieśli trumnę z ciałem ks. Kotlarza usłaną kwiatami drogą ze szpitala w Radomiu do Pelagowa. Po polowej mszy żałobnej, która stała się patriotyczną manifestacją, przewieziono ciało do Koniemłotów i pochowano w grobie rodzinnym.
Władze oficjalnie nie widziały potrzeby wszczynania postępowania dotyczącego zgonu księdza, mimo pogłosek o „nieznanych sprawcach”, którzy mogli mieć coś wspólnego z tą śmiercią.
Ponad miesiąc później kontrowersje związane ze śmiercią ks. Kotlarza powróciły w okolicznościach, które aparat bezpieczeństwa w województwie radomskim postawiły w stan najwyższego pogotowia. 22 września zawiązał się bowiem Komitet Obrony Robotników. W pierwszym numerze „Komunikatu” – periodyku KOR-u – datowanym na 29 września znalazła się informacja nadająca sprawie ks. Kotlarza nowej dynamiki. „Krążą niesprawdzone jeszcze w pełni pogłoski, że zostało zabitych w związku z wypadkami 25 czerwca pięć osób. Nazwiska i okoliczności śmierci dwóch z nich są już znane: ks. Roman Kotlarz, zabity przez nieznanych sprawców w swym mieszkaniu – dwa tygodnie po postawieniu mu przez władze bezpieczeństwa zarzutu, iż błogosławił demonstrantów – i Jan Brożyna, lat 28, który zmarł na ul. Koszarowej na skutek pobicia pałkami” – czytamy w „Komunikacie”.
Reklama
Prokuratura wszczęła przeciwko Jackowi Kuroniowi postępowanie w sprawie rozpowszechniania „nieprawdziwych informacji”. Raport na temat śmierci duchownego przygotował działacz opozycji Wojciech Ziembiński. Ustalenia przekazał prymasowi Wyszyńskiemu. W 1980 r. śledztwa w sprawie śmierci ks. Kotlarza żądała radomska „Solidarność”. Wszczęte w 1990 r. nie przyniosło żadnych rezultatów, podobnie jak działania prokuratorów Pionu Śledczego IPN. Badano wątek uczestnictwa w pobiciu funkcjonariuszy grupy „D” Służby Bezpieczeństwa, której celem były m.in. napady na kapłanów.
Szczepan Kowalik i Arkadiusz Kutowski oceniają, że nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie o przyczynę zgonu ks. Kotlarza. „Za pewnik trzeba uznać, że był wielokrotnie pobity po proteście robotniczym. Idąc śladem ustaleń prokuratury uważamy też, że sprawcą tych pobić byli funkcjonariusze peerelowskiej MSW, najprawdopodobniej działającej w obrębie Samodzielnej Grupy +D+ Departamentu IV MSW i że – biorąc pod uwagę nie najlepszy stan zdrowia księdza – przyczyniły się one do jego śmierci. Nikomu natomiast, jak dotąd, nie udało się znaleźć bezpośrednich, procesowych dowodów wskazujących na zamiar zabicia kapłana. Ponieważ jednak realizatorzy zbrodniczych rozkazów płynących z centrów kierowniczych SB – zorientowani przecież w realiach życia duchownego – musieli liczyć się ze skutkami stosowanej wobec niego przemocy, uznać ich trzeba za odpowiedzialnych tragedii, jaka stała się jego udziałem. Ich nazwisk, niestety, nie znamy” – czytamy w książce „Śmierć nieosądzona. Sprawa księdza Romana Kotlarza”.
Reklama
W ocenie Kowalika i Kutowskiego kluczowe znaczenie w sprawie kierunku, w jakim powinny pójść poszukiwania sprawców śmierci duchownego ma odnaleziony niedawno dokument – notatka rozmowy prokuratora Zbigniewa Młynarczyka z ks. Kotlarzem przeprowadzonej w lipcu 1976 roku. Notatka została zadekretowana: „Tow. płk Z. Płatek przesyłam z prośbą o zapoznanie się. Dyrektora gen. K. Straszewskiego informowałem”. W ocenie autorów wskazuje to na powierzenie sprawy w ręce kierownictwa Departamentu IV MSW, zajmującego się walką z Kościołem, a w przypadku płk. Zenona Płatka – w ręce Samodzielnej Grupy „D”, której szefował. W realiach tajnych służb tego rodzaju dekretacja mogła bowiem oznaczać dużo więcej niż tylko przekazanie dokumentów do przeczytania.
„Efekty działalności tej grupy funkcjonariuszy, zwanej niekiedy +komandem śmierci+: zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki i inne +działania operacyjne+ (…) pozwalają uznać, że od tego momentu los duchownego był już w dużej mierze właściwie przesądzony” – uważają badacze.
Ks. Roman Kotlarz w 1990 r. został odznaczony przez prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami. W 2009 r. prezydent Lech Kaczyński nadał mu Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Ks. Kotlarz stał się patronem środowisk pielęgnujących pamięć o proteście robotniczym w Radomiu. Coraz częstsze stają się również porównania posługi ks. Kotlarza do historii ks. Jerzego Popiełuszki. 1 grudnia 2018 roku w radomskiej katedrze ruszył również proces beatyfikacyjny ks. Romana Kotlarza. (PAP)