"Ty, który jesteś nad nami i w nas, Panie!
Jak ryby drżymy zabłąkani w sieciach,
Chleba do ust nie mający (...).
Studnio pokoju!
Lampo mądrości!
Życie bez Ciebie jest pełne mąk i znoju,
A z Tobą jest pełne radości".
(J. Kurek, Poemat o miłości społecznej)
Posłuchać Ojca Świętego
Reklama
Rozpoczęliśmy maj. Miesiąc w tym roku szczególny. Wydarzenia irackie ciągle - mimo propagandy sukcesu - niepokojące, wojenne nastroje koreańskich zbrojeń i tysiące mniejszych ognisk zapalnych świata każą
z pokorą i tym większym zawierzeniem powtarzać litanijne wezwanie: Królowo pokoju, módl się za nami.
Mimo apeli Ojca Świętego, nawołującego z pokorą do zachowania pokoju, do pozostania przy wysiłku mediacyjnych zabiegów wokół skomplikowanej sytuacji w Iraku, zwyciężyły ludzkie ambicje i doprowadziły
do rozpętania niszczycielskiej wojny. Nikt nie chce dziś ujawnić prawdziwej liczby ofiar zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Mimo to oznajmiono światu, że plan się powiódł, zwycięstwo aliantów było
jakoby bezdyskusyjne. Wplątano w tę wojnę wiele narodów (zresztą wbrew ich woli), co wcale im chwały nie przynosi. Myślę też o tzw. polskiej obecności.
Wszyscy pamiętamy wielekroć powtarzaną w mediach scenę niszczenia pomnika okrutnego dyktatora Husajna i palenia jego portretów. Wydawało się, że to spektakularne wydarzenie kładzie się jakąś cezurą
nad irackim epizodem na scenie świata. W mediach dało się odczuć nutę zwycięstwa, a nawet pewnego tryumfalizmu, sugerującego, że tym razem Stolica Apostolska nie miała racji i że jedynie zbrojna interwencja
miała swoje uzasadnienie. W tonie tegoż nastroju rozpoczęły się licytacje na temat udziału poszczególnych mocarstw w procesie odbudowy materialnej zniszczonego Iraku. Pełni wątpliwości, słuchaliśmy zapewnień
o hojnej ręce supermocarstwa, które za nasz alians potrafi się w sposób właściwy odwdzięczyć. Larum podnosiły Niemcy i Francja, sugerujące, że tą sprawą powinna zająć się ONZ. Kolorowe sny o kokosach
powoli zaczęły blednąć. Zanim ucichły głosy na temat dzielenia skóry na "powalonym niedźwiedziu", okazało się, że nie wszystko jest tak oczywiste. Nie dało się ukryć przed światem masowych protestów Irakijczyków,
którzy zaczęli domagać się samostanowienia. Swoisty to zamysł, jeśli wziąć pod uwagę niemoc aliantów w stłumieniu fali grabieży, które dopełniły dzieła zniszczenia, a którego ofiarą padły nie tylko majątki
dyktatora, ale także pomniki materialne wielowiekowej kultury tego wschodniego imperium (z premedytacją i precyzją obrabowano główne muzeum).
W czasie, gdy na spieczonej słońcem ziemi ginęli młodzi ludzie, umierały niewinne dzieci i kobiety, świat pod osłoną huku bombowych eskapad lotnictwa załatwiał swoje sprawy, choćby wspomnieć nagłośnione
akty terroru kubańskiego imperatora, koreańskie zbrojenia i groźby atomowej wojny. Symptomatyczne też było milczenie o niektórych sprawach w tych dniach. Nic nie działo się w Czeczenii, medialnie nieobecne
stały się nagle problemy Jerozolimy i Bliskiego Wschodu. Bardzo to niepokojące i obym był złym prorokiem, ale kaskada tryumfalnych przemówień wkrótce ucichnie, a pozostanie dla świata krwawiąca rana niewinnych
ludzi w tak przecież liczebnie wielkim Iraku i w innych miejscach niesprawiedliwości.
Dwadzieścia miliardów dolarów, które rząd amerykański włożył w tę wojnę do dnia zdobycia Bagdadu, dałyby chleb i pokój milionom ludzi, a ile miliardów wkładają w zbrojenia inne państwa... Wydarzenia
sprzed lat w Polsce, Rosji, Niemczech ujawniły, że Ojciec Święty miał rację. Tyrania niszczy nie tylko tyrana, ale demoralizuje także terroryzowanych i nikt o trzeźwym spojrzeniu nie wierzy, że te zranienia
da się załatwić hukiem wystrzałów.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Unijne klaksony zagłuszają wszystko
Po Kopenhadze przyszła pora na widowisko w Atenach. Już wkrótce zostaniemy poproszeni do urn celem wyrażenia swojej opinii. Niedawno, ku mojemu zaskoczeniu, przeczytałem w prasie, że Radio Maryja nie
będzie tworzyć antyunijnego klimatu, ale wyrażać stanowisko Episkopatu. Wielokrotnie pisałem o tym medium i ze smutkiem stwierdzam, że nadal trwa manipulacja i radiem, i autorytetem Episkopatu. Czy jest
logiczne i słuszne domagać się, by radio zachęcało lub odradzało głosowanie za lub przeciw w sprawach bezpośrednio politycznych opcji? To absurd. Episkopat nie jest ani od namawiania, ani do zniechęcania
ludzi w tej sprawie. Nie wiem, dlaczego podczas wyborów narzucano nam milczenie, a teraz imputuje się społeczeństwu wierzącemu, że my, pasterze, bardzo prosimy o głosowanie za wejściem do Unii. Nieprawda.
Wielekroć w tym miejscu wypowiadałem się za określeniem kryteriów etycznych, którym winien odpowiadać kandydat do funkcji publicznych, aby uczciwi ludzie (wierzący lub nie) mogli w spokoju sumienia nań
głosować. Głosowanie bowiem jest swego rodzaju utożsamianiem się z kandydatem, programem jego partii i z jego sposobami realizacji obietnic wyborczych. Marek Dyduch, sekretarz generalny SLD, wygłaszając
na swym partyjnym zebraniu oklaskiwane tyrady na temat rzekomych zagrożeń wpływami Kościoła, jakoś nie obraził się, że teraz Kościół będzie zachęcać do głosowania za wejściem do Unii. Ta sofistyka jest
dosyć czytelna i nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Nie moją jest rzeczą narzucanie Radiu Maryja i jego kilkumilionowej rzeszy słuchaczy scenariusza audycji czy cyklu Rozmów niedokończonych. Nie jestem
ekonomistą i nie mam zamiaru zgłębiać w tej mierze przewidywanych profitów lub strat związanych z tak proponowanymi warunkami wejścia do Unii Europejskiej. Wiem tylko, że Unia na przyjęcie dziesięciu
nowych członków wysupłała 1/1000 swego budżetu. Jak to jeszcze podzieli między tak licznych kandydatów, to inna sprawa. Wiem też, że Polska, którą tak chętnie euroentuzjaści porównują z Hiszpanią, otrzyma
1/3 tego, co przed laty otrzymała Hiszpania. Dodając do tego inflację i recesję, pozostaje jeszcze mniej. Wreszcie - pomaga mi pamięć. Moje pokolenie przeżyło hasło minionej epoki. Są trudności, ale pracujemy
dla dobra naszych dzieci. To hasło się powiela, ale nieco inaczej. Po wejściu do Unii nie odczujemy z nagła poprawy, ale odczują ją nasze wnuki. Melodia jakaś znajoma, tylko zapis nutowy nieco bardziej
rozwlekły.
Jako biskup wiem jedno - cokolwiek się stanie, Kościół musi zostać z Narodem i to jest dla mnie jedyna droga i sensowna postawa.
Podczas jednego ze spotkań z kapłanami próbowano mi wytłumaczyć, że wobec tego problemu można przyjąć postawę otwartej przestrzeni lub zamkniętej twierdzy. Mój rozmówca stwierdzał, pewnie słusznie,
że jedynie ryzyko wyjścia na przestrzeń daje szansę, przy wielu zagrożeniach, zobaczenia nowych krajobrazów. Twierdza zaś nie umożliwia takiego doświadczenia, na dodatek - jak uczy historia - twierdze
zawsze w końcu były zdobywane. Może to i prawda. Znam jednak przypadek, antyczny i nieco literacki co prawda, że kiedy zbyt wcześnie, bez właściwego rozeznania sytuacji, otwarto twierdzę, skończyło się
to tragicznie. Myślę o Troi. Mam wrażenie, że w obecnej sytuacji koniecznie trzeba dokonać natychmiastowej "konsolidacji ducha", uświadomić sobie zagrożenia i zyski, wyliczyć punkty otwarcia, ale i granice
nieprzekraczalne, nie można zbyt zadufanie patrzeć na nasze siły jako społeczeństwa moralnie odpornego na zagrożenia płynące ze strony aż nazbyt liberalnej Europy. Może jest jeszcze czas, by nieco pobyć
w "twierdzy", w rozumieniu Saint-Exupéry´ego, niż zbyt nonszalancko, bez właściwych zabezpieczeń i umiejętności, wypuszczać się w ciekawskie oglądanie albo zarozumiałe aspiracje do reformowania struktur
tego świata.
Wynik referendum będzie na tak lub na nie. Naszym zadaniem jest budzić wolę życia i działania na rzecz szeroko pojętego dobra, na rzecz tożsamości Europy wyrosłej nie tylko z filozofii i prawa, nie
tylko z wojen i rewolucyjnych morderstw, ale także z Biblii i Ewangelii, z religii mówiącej o miłosierdziu przebaczającego Boga. I mówić o tym, że warto wreszcie, po tylu nieudanych lekcjach w historii,
posłuchać wskazań trwałych, jednoznacznych, a jest ich zaledwie dziesięć. Cóż, kiedy twórcy nowej Europy nawet słyszeć nie chcą o Bogu i Jego prawach do człowieka i świata.
Eucharystia Tworzywem domu
Domem wspólnym dla wierzących jest wspólnota Kościoła. Ojciec Święty po raz kolejny zaskoczył nas miłym darem świątecznym. W Wielki Czwartek nie tylko zadziwił nas swoją kondycją, informacjami o kolejnych
pielgrzymkach, ale ofiarował kolejną encyklikę. Tym razem o Eucharystii, która buduje Kościół, a on żyje dzięki Niej. W sześciu rozdziałach tej bardzo głębokiej refleksji prowadzi nas po drogach swojego
"zdumienia" darem Wieczernika. Tak właśnie, to słowo "zdumienie" jest wiodącym motywem papieskiego dokumentu. Mam nadzieję, że encyklika ta stanie się lekturą wierzących i okazją do medytacyjnych spotkań
w małych grupach Żywego Kościoła.
Warto odnotować przesłanie zawarte w trzecim rozdziale dokumentu. Ojciec Święty jeszcze raz podkreśla swój szacunek do innych Kościołów i wspólnot, co do których nadzieja jedności tkwi właśnie w Eucharystii,
będącej darem Jezusa. Ale też uczciwie i niedwuznacznie przypomina, że w tych wspólnotach, które powstały zwłaszcza w XVI wieku i później, a w których nie ma sakramentalnego służebnego kapłaństwa, trudno
znaleźć jakiś punkt styczny w odniesieniu do istoty eucharystycznego Misterium. Dlatego katolicy, "szanując przekonania religijne naszych braci odłączonych, winni jednak powstrzymać się od uczestnictwa
w Komunii rozdzielanej podczas ich celebracji, ażeby nie czynić wiarygodną dwuznaczności dotyczącej natury Eucharystii i w konsekwencji nie zaniedbać obowiązku jasnego świadczenia o prawdzie".
W rozdziale piątym Ojciec Święty zachęca i nawołuje do pielęgnowania piękna przeżywania Eucharystii. Piękna od strony liturgicznej, a także od strony piękna ludzkiego serca. Być może pomogą w tym
- sugeruje Papież - przywrócone, a zaniedbane w wielu parafiach popołudniowe nabożeństwa z wystawieniem Najświętszego Sakramentu. Końcowy rozdział to oddanie się Maryi i naśladowanie Jej w adoracji tajemnicy
Eucharystii.
Przedziwna i mądra jest ta pedagogia Ojca Świętego. Po wprowadzeniu tajemnic światła i zachęcie do odmawiania Różańca, który jest jakby szkołą kontemplacji, Jan Paweł II "porzucił" niejako autorytet
urzędu i w Tryptyku rzymskim dał świadectwo swojego "zdumienia" wielkością Bożej miłości, by potem, już jako Piotr, poprowadzić nas do źródeł głębiej zrozumianego nabożeństwa i kultu Eucharystii.
Podejmijmy ten dar Ojca Świętego. Niech Różaniec i częsta Komunia św. staną się tworzywem budowania domu naszych serc, rodzin, naszego kraju, ale także zagrożonego wojnami domu świata.