Życie i dzieło o. Beyzyma do dzisiaj fascynuje niezwykłym, całkowitym i niepodzielnym oddaniem się Bogu i trędowatym. Poznajemy je szczególnie z bogatej korespondencji, którą przesyłał do redakcji Misji
Katolickich w Krakowie.
Jan Beyzym urodził się 15 maja 1850 r. w Beyzymach na Wołyniu. Miał trzynaście lat, gdy wybuchło powstanie styczniowe. Rodzinną posiadłość i dwór w Beyzymach Wielkich ograbili i zniszczyli kozacy,
a jego właściciela za udział w powstaniu zaocznie skazano na śmierć. Ojciec młodego Jana niemal do śmierci musiał się ukrywać. Po ukończeniu gimnazjum w Kijowie w grudniu 1872 r. Jan wstąpił do Zakonu
Jezuitów i odbył nowicjat w Starej Wsi k. Brzozowa. Po studiach filozoficznych i teologicznych, w 1881 r. w Krakowie otrzymał święcenia kapłańskie i został skierowany do pracy z młodzieżą w prowadzonych
przez Jezuitów konwiktach, najpierw w Tarnopolu, a następnie w Chyrowie. Pełniąc funkcję prefekta młodzieży, uczył języka francuskiego i rosyjskiego i dał się poznać jako pedagog niezwykle uzdolniony,
z dużym poczuciem humoru, który wywierał bardzo pozytywny wpływ na swoich "drogich łotrów" - jak nazywał konwiktorów. Jego pasją było rzeźbienie w drewnie oraz praca w ogrodzie. Sprawował także opiekę
medyczną nad chorymi wychowankami w infirmerii.
Przez 11 lat pracy pedagogicznej dojrzewało w nim powołanie misyjne. Zapragnął poświęcić się pracy wśród trędowatych. Nie od razu jednak uzyskał zgodę przełożonych. Ostatecznie "uparty Tatar" - jak
zwykł o sobie mówić - dopiął swego i 30 grudnia 1898 r. zamieszkał w kolonii dla trędowatych w Tananariwie. Warunki, jakie tam zastał, potwierdzały powszechne przekonanie, że zamieszkanie z trędowatymi
to pogrzebanie się za życia: "Całe schronisko składa się z czterech ogromnych baraków, kościółka i mego mieszkania. W środku kościółek, (...) na razie wystarczający do pomieszczenia chorych, których mam
150. Ale wewnątrz, to trudno opisać, jakie ubóstwo. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, jaki kupiłem w Krakowie, zaczynam oprawiać i tabernakulum także będę robił (jedno i drugie wyrzeźbię)" - pisał
do Polski o. Beyzym. Chorzy, ubrani najczęściej w stare worki, żywiąc się garstką ryżu, gnieździli się w rozpadających się barakach, nie mając żadnej opieki lekarskiej: "Nie ma nikogo, ani doktora, ani
zakonnic, ani infirmarza, słowem - zgoła nikogo. Biedacy świecą ranami, bo owinąć nie ma czym. Ja tu jestem wszystkim: kapelanem, zakrystianem, ogrodnikiem, infirmarzem, gospodarzem itp. O aptece mowy
jeszcze nie ma".
Zawierzając się Maryi, mimo iż często nękały go ataki febry i dokuczały insekty, o. Beyzym zabrał się do pracy. Zależało mu na tym, aby wybudować prawdziwy szpital i ośrodek dla swoich "piskląt" -
jak nazywał trędowatych.
W 1902 r. - głównie dzięki pomocy płynącej z Polski - o. Beyzym rozpoczął budowę lecznicy dla trędowatych w Maranie k. Fianarantsoa. Po dziewięciu latach dzieło zostało ukończone. O. Beyzym zamierzał
sprowadzić tu zakonnice, a sam powziął zamiar wyjazdu na Sachalin, by zająć się losem polskich zesłańców. Nie spełnił jednak swego pragnienia. Wycieńczony nędzą, pracą ponad siły, ciągle trapiącą go febrą,
a także zarażony wcześniej trądem, zmarł 2 października 1912 r. Prasa malgaska pisała po jego śmierci: "Najpiękniejszą pochwałą tego człowieka jest to, że z miłości do Chrystusa zabiegał, by zawsze być
posługaczem trędowatych. Są takie przymusowe prace, na jakie nawet zbrodniarzy się nie skazuje, a o. Beyzym pokochał je całym sercem". Pochowany został na cmentarzu w Maranie. Grób o. Beyzyma dla Malgaszy
stał się od początku miejscem modlitwy i troski. Zawsze też są na nim świeże kwiaty. Dzieło zaś trwa do dziś.
Pomóż w rozwoju naszego portalu