Jak "Wprost" demaskuje faszystów
Reklama
Nowa Myśl Polska z 1 grudnia wydrukowała tekst jej naczelnego redaktora Jana Engelgarda: Szmatławe "Wprost" i "faszyści". Redaktor Engelgard, pisał m. in.: "Tygodnik Wprost już od kilku dobrych lat prezentuje agresywny ton połączony z wyjątkowym brakiem kompetencji. Rozbestwione sukcesem finansowym i bezkarnością w atakowaniu swoich rzeczywistych i urojonych wrogów - rzuca oskarżenia na prawo i lewo, nie dbając o rzetelność i prawdę. Już jednak sam skład redakcji mówi o wszystkim - redaktor naczelny, cyniczny i pewny siebie były sekretarz KC PZPR, Marek Król, swego rodzaju mutacja Jerzego Urbana; zastępca redaktora Piotr Gabryel, człowiek o niesłychanie wąskich horyzontach, sepleniący wciąż te same komunały, niczym dobry agitator bolszewicki w pierwszej fazie rewolucji. Próbują mu dorównać Stanisław Janecki, łączący niekompetencję z tupetem i do bólu poprawny politycznie Marek Zieleniewski. O felietonistach tego pisma nie warto nawet mówić, gdyż ich wypociny mogłyby z powodzeniem znaleźć się w notatniku agitatora rodem z okresu wczesnego bolszewizmu. Ale im wszystkim wydaje się, że są tacy mądrzy i tacy nowocześni, tymczasem są zwyczajnie żałośni.
Tym razem Wprost (nr z 24 listopada br.) epatuje czytelników artykułem Krzysztofa Łozińskiego (kolejny tytan dziennikarstwa szmatławego) pt. Szczerbiec ze swastyką. W Polsce powstaje ruch faszystowski. Ten bełkot, będący połączeniem urojeń autora i oderwanych od siebie faktów, ma dowodzić, że w Polsce powstaje autentyczna partia faszystowska. Padają też nazwiska: prof. Stefana Kurowskiego, prof. Jerzego Roberta Nowaka, Petera Rainy, Dariusza Ratajczaka, prof. Ryszarda Bendera, pos. Gertrudy Szumskiej, o. Tadeusza Rydzyka i niżej podpisanego. Tytan dziennikarstwa Krzysztof Łoziński, ot tak sobie, bez oporów, łączy je np. z Leszkiem Bublem czy Bolesławem Tejkowskim. Kilku z tej listy faszystów już wnosi sprawę do sądu o naruszenie dóbr osobistych".
Do sprawy tej powraca również J. B. w tekście Faszyzm w Polsce, Polonia wie, cel - Warszawa? (Nasza Polska z 3 grudnia). Autor pisze m. in.: "Szczerbiec ze swastyką. Pod takim tytułem tygodnik Wprost (z 24 listopada) obwieszcza pojawienie się faszyzmu w Polsce. Informuje o zebraniu w siedzibie SD w Warszawie w kwietniu 2000 r., na którym spotkali się moczarowiec Ryszard Gontarz, historyk prof. Peter Raina, narodowiec Jan Engelgard, historyk Andrzej Leszek Szcześniak, były działacz katolicki (! J. B.) Janusz Zabłocki, mec. Ryszard Parulski, prof. Stefan Kurowski (też faszysta) oraz pieśniarz Leszek Czajkowski (...). Następnie autor (Krzysztof Łoziński) pisze o audycji Radia Maryja z udziałem prof. Ryszarda Bendera, Petera Rainy i dr. Dariusza Ratajczaka, w której rzekomo mówiono, że Auschwitz nie był obozem zagłady. Itd., itp. (...) Kłamstwo na kłamstwie. Wspomniane spotkanie poświecone było ocenie marca´68, którego interpretacja jest fałszowana przez historyków i publicystów albo żydowskiego pochodzenia, albo uprawiających koniunkturalny filosemityzm, sprowadzający wszystko do polskiego antysemityzmu. W dyskusji w Radiu Maryja chodziło o rozróżnienie między obozem Austchwitz, wybudowanym dla Polaków, a obozem (późniejszym) Birkenau dla Żydów, bo gdyby było tak jak podaje Wprost, trzej wymienieni panowie zostaliby oskarżeni o kłamstwo oświęcimskie. Mieszanie Bubla (...) z takimi świetnymi historykami jak Nowak, Szcześniak czy Raina, którzy w największym stopniu przyczyniają się do odkłamania polskich dziejów, jest charakterystyczne dla swego rodzaju donosicielskiej publicystyki. Jak można Nowaka, który m.in. wydał książkę Myśli o Polsce i Polakach, gdzie wypowiada się wiele cudzoziemskich wielkości i który stale opiera się w swych opiniach na interpretacjach historyków amerykańskich, angielskich, żydowskich, niemieckich itp. - zaliczać do ksenofobów? To samo dotyczy Szcześniaka, nie mówiąc o urodzonym w Kaszmirze Peterze Rainie. Takie zestawienia są specjalnością socliberalnej prasy, opierającej swój byt na szukaniu wroga tam, gdzie go nie ma, gdzie są patrioci i wierni katolicy".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
"Kłania się esbecja"
Ostro demaskuje brudne metody sprawców najnowszej nagonki na Radio Maryja Dariusz Hybel z Najwyższego Czasu. W najnowszym numerze tego tygodnika (z 7 grudnia 2002 r.) w tekście pt. Nagonka z Unią w tle Hybel pisze m. in.: "Oj, pali się grunt pod nogami uniokratów. Oj, puszczają nerwy. Stosowanie ukrytej kamery, nagrywanie nieświadomych niczego rozmówców, rażące manipulacje, podnoszenie nie udokumentowanych zarzutów - wszystkie te elementy, wykorzystane przez medialne bastiony politycznej poprawności w niedawnej akcji przeciwko Radiu Maryja i jego założycielowi, źle się kojarzą. Kłania się esbecja.
Z ostatnią skoordynowaną na wielką skalę nagonką na rozgłośnię Redemptorystów mieliśmy do czynienia we wrześniu br. Wtedy do akcji włączyły się m.in. Wprost, Newsweek, Przegląd. Swoistą pointą tamtejszego przedsięwzięcia, zarazem wyznaczającą kurs na przyszłość, były słowa Rafała Zakrzewskiego z Gazety Wyborczej (9 września 2002 r.), który zachęcał do zmasowanego uderzenia w mur, jakim jest Radio stworzone przez o. Rydzyka: "każdy mur ma swoją wytrzymałość. Uderzajmy wspólnie (podkr. - J. R. N.) choćby delikatnie - a na pewno zacznie się kruszyć. I może w końcu doczekamy się Radia Maryja bez ojca Rydzyka.
W listopadzie uderzanie w toruńską rozgłośnię włączyły się TVP, Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza. Mainstreamowym mediom nie udało się wywołać efektu rzekomej spontaniczności i przypadkowości zainteresowania o. Rydzykiem i jego dziełem. O planowanej i dokładnie skoordynowanej akcji poinformowały wcześniej Nasz Dziennik i Radio Maryja. Niechybny to znak, że w lewicowych twierdzach politpopu nie brakuje życzliwych informatorów (...).
Przesłaniem ostatniej serii ataków była próba stworzenia obrazu o. Rydzyka jako twórcy finansowych przekrętów, który nie płaci podatków i przed nikim się nie rozlicza. Wyjątkowa obrzydliwość postawionych zarzutów polega na świadomym przemilczeniu istotnych faktów (...). Czy ludzie z TVP, Wyborczej czy Rzeczpospolitej chcą wmówić, że przygotowując swoje propagandowe materiały przypominające styl dawnej SB, nie wiedzą jaki jest aktualny stan prawny dotyczący statusu Radia Maryja? Czy chcą wmówić, że nie wiedzą, jak zdefiniowana jest w prawie działalność gospodarcza, której toruńskie radio w ogóle nie podlega? Czy chcą wmówić, że nie wiedzą, iż przymusowi obracania pieniędzmi za pośrednictwem rachunku bankowego podlegają wyłącznie przedsiębiorcy, w dodatku jeśli przekroczą określone limity wymienione w Prawie działalności gospodarczej (art. 13, p. 1)? Można się nie zgadzać z obecnym stanem prawnym, ale nie wolno, milcząc o nim, obrzucać kogoś błotem i budzić wrażenie, że ktoś funkcjonuje poza prawem".
Cena za wejście na salony
Redaktor naczelny Gazety Polskiej Piotr Wierzbicki dokonał kilka lat temu głośnego zwrotu politycznego, który doprowadził do tego, że dziś wielbi tych, których niegdyś atakował (m. in. L. Balcerowicza i B. Geremka), a atakuje ludzi z prawicy patriotycznej, z którymi kiedyś tak bardzo się solidaryzował. Wszystko za jedną dość szczególną cenę - wejście na salony Unii Wolności i sławetnej "warszawki". Pierwszym przejawem tej słynnej wolty red. Wierzbickiego do obozu lewicowo-liberalnego był publikowany kilka lat temu jego tekst Od Michnika do Rydzyka. W najnowszym numerze Gazety Polskiej z 4 grudnia znajdujemy swoistą kontynuację tej wolty redaktora naczelnego tego tygodnika. Wierzbicki gromko atakuje Radio Maryja i Nasz Dziennik, zarzuca im "jadowitą propagandę polityczną", sączoną pod płaszczykien ewangelizacji. Krótki tekst Wierzbickiego jest jednak tylko swego rodzaju wstępem do dość szczególnego przejawu śledczego dziennikarstwa i pomówień - sążnistego artykułu Elizy Michalak i Piotra Lisiewicza Na politycznej fali Radia Maryja. W całym tekście znajdujemy potężną porcję insynuacji, kalumnii i pomówień pod adresem ks. Czesława Bartnika, prof. Ryszarda Bendera, prof. Macieja Giertycha, red. Jana Engelgarda, mnie i szeregu innych osób. Planuję osobne szersze ustosunkowanie się do nagłaśnianych w Gazecie Polskiej fałszów, teraz ograniczę się do ich bardzo skrótowego przygwożdżenia. Najhaniebniejszą insynuacją dziennikarzy z Gazety Polskiej pod moim adresem jest sugerowanie, jakobym niegdyś był prokomunistyczny, a dzisiaj stanowił absolutne przeciwieństwo tego, co publikowałem w książkach i artykułach przez kilka poprzednich dziesięcioleci. Dowodem tego mają być odpowiednio dobrane, pracowicie wywęszone, wyrwane z autentycznego kontekstu teksty o Węgrzech, Albanii, Hiszpanii etc. Przypomnę więc, że autorem arcyentuzjastycznej recenzji mojej książki Węgry 1939-1969 i mego doktoratu był słynny współpracownik prof. Henryka Wereszyckiego - doc. Wacław Felczak, któremu z powodu przeszłości (był skazany w czasach stalinowskich na śmierć) odkładano przyznanie tytułu profesorskiego aż do ostatnich lat życia. Przypomnę, że PRL-owska cenzura zablokowała dziesiątki moich artykułów (służę szczątkami takich tekstów), a PWN-owska wewnętrzna cenzura zablokowała wydanie jako "niepoprawnego politycznie" mego 600-stronicowego doktoratu o Węgrzech po 1944 r. (po dwóch negatywnych recenzjach politycznych, m.in. pióra partyjnego dyrektora instytutu A. Dobieszewskiego). Przypomnę, że moje rzekomo proreżimowe książki były dziwnym trafem chwalone w prasie w latach 70. i 80. przez takich autorów, jak S. Bratkowski, J. Maziarski, M. Wierzyński, K. Mętrak etc, etc.
Metodę działania atakującej mnie pary "dziennikarzy" z Gazety Polskiej najlepiej ilustruje podany przez nich "zabójczy" cytat, mający dowieść, że uprawiałem nawet swoisty kult albańskiego komunistycznego dyktatora Envera Hodży: "W latach 80. Nowak pisał także o Albanii, przeciwstawiając się jednostronnemu traktowaniu albańskiego dyktatora Envera Hodży: Niesłuszne wydają się sądy pomniejszające czy wręcz negujące intelektualne i polityczne zdolności Hodży". Cytat został wyrwany z szerszego kontekstu mojej książki o Albanii, w której na dziesiątkach stron opisywałem całą obrzydliwość E. Hodży jako ucieleśnienia stalinowskiego terroru, jego okrutne czystki, wprowadzenie kary śmierci nawet w odniesieniu do dzieci od 12. roku życia! Zbrodniczość dyktatora Hodży szła jednak w parze z jego niebywałą przebiegłością polityczną, która umożliwiła mu przetrwanie tylu wrogów i tylu politycznych zwrotów, paru śmiertelnych zagrożeń. Nawet brytyjski The Economist nazwał Hodżę w numerze z 29 stycznia 1955 r. "Talleyrandem z Tirany", co stanowiło wymowne docenienie jego zręczności politycznej. Mimo to "dziennikarze" z Gazety Polskiej, pomijając całą treść mojej książki, udają w najlepsze głupich (pięknie im to naprawdę wychodzi) i sugerują, że niemal szerzę kult Hodży. Gdzie tu jest choćby odrobina etyki dziennikarskiej, jakiejś uczciwości intelektualnej? "Gratuluję" Piotrowi Lisiewiczowi i Elizie Michalak! Jeden z moich kalumniatorów - P. Lisiewicz niedawno udawał, że jest Leninem. Teraz widzę, że przynajmniej pod względem skłonności do kalumnii ma pełne prawa do szukania podobieństw z tą postacią. À propos dowodzeń autorów GP. Idąc w ślad za ich podejściem, trzeba by stworzyć kanon każący uważać Lenina, Stalina, Hitlera czy Goebbelsa tylko za jakichś całkowitych głupców, pozbawionych jakichkolwiek talentów politycznych, zamiast postrzegać w nich ogromnie niebezpiecznych, bo bardzo zdolnych zbrodniarzy.