Przez Irkuck do Angarska
22 sierpnia 2000 r., odpowiadając na zaproszenie bp. Jerzego Mazura, stanęłyśmy pierwszy raz na ziemi syberyjskiej - w Irkucku. Miałyśmy mieszane uczucia, ale byłyśmy pełne nadziei i ufności w pomoc Wszechmocnego Boga i wstawiennictwo naszego błogosławionego Założyciela - Edmunda Bojanowskiego, którego relikwie zostały zawiezione na Syberię już kilka miesięcy wcześniej przez matkę generalną Mariolę Karaś.
Ponad pół roku nasza "siódemka" mieszkała w Kurii Diecezjalnej w Irkucku, korzystając z dobroci i gościnności Księdza Biskupa, który w trosce o przyszłą pracę apostolską i dobroczynną zorganizował kurs języka rosyjskiego i inkulturacji, za co jesteśmy bardzo wdzięczne. Już w czasie szkolenia dojeżdżałyśmy pociągiem do Angarska i rozpoczęłyśmy służbę dzieciom. Ogromnie ucieszyłyśmy się tą możliwością i niecierpliwie czekałyśmy końca tygodnia, by - chociaż dojazdy były uciążliwe ze względu na mrozy przekraczające 50o C - pojechać do parafii św. Józefa - do naszych nowych podopiecznych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wstrząsające spotkanie na oddziale dziecięcym
Reklama
Po raz pierwszy spotkałyśmy się tutaj ze skutkami mrozu. W miejskiej gazecie Swiecza przeczytałyśmy wstrząsający artykuł pt. Ratujcie maleńkie dzieci, w którym opisana była beznadziejna sytuacja najmłodszych mieszkańców Angarska, przebywających w szpitalu. Szczególny akcent był położony na zimno w salach. Lekarze zwracali się o pomoc do ludzi, by "ogrzali małych pacjentów".
Pojechałyśmy tam. Warunki były przerażające. W salach bardzo zimno, okna zamarznięte, zakryte kocami i starymi kołdrami. Dzieci leżały w maleńkich łóżeczkach, materace nakryte tylko ceratką. Gdy patrzyłyśmy na te biedne, podwójnie cierpiące istotki, łzy same płynęły nam po policzkach. Byłyśmy ubrane w ciepłe kurtki i odczuwałyśmy tam zimno, a cóż dopiero one? Dzięki ofiarności bp. Mazura i Caritas Wschodniej Syberii zakupiłyśmy do tego szpitala kaloryfery elektryczne, kołdry, pieluszki itp.
Dzieci ulicy
Inne nasze doświadczenie to dzieci ulicy, które spotykałyśmy w tramwajach, pociągach, wałęsające się po mieście. Łatwo je było rozpoznać; były wychudzone, brudne, wpatrzone w przechodniów, błagające o odrobinę miłości. Początkowo spoglądały na nas ze zdziwieniem, trochę z lękiem. Zapytane o dom, odpowiadały: - Mieszkamy wszędzie: zimą w kanałach, na klatkach schodowych, a latem w ziemiankach, które sobie wykopaliśmy w lesie, w porzuconych garażach lub tam, gdzie nas noc zastanie. Na pytanie o rodziców najczęściej spuszczały głowy, milcząc lub cichutko odpowiadając: - Oni bardzo piją. Ktoś inny: - U nas nie ma co jeść. Albo: - Moja matka nie żyje, ojciec w więzieniu.
Zapraszałyśmy je do naszego, wówczas jeszcze bardzo małego, domu, wyglądem przypominającego szopę. Dzieci trzeba było najpierw porządnie wymyć, wyszorować, dać czyste ubrania, które dostałyśmy od dobrych ludzi, a potem dopiero nakarmić. I tak rozpoczęła się nasza przyjaźń z porzuconymi - niechcianymi i niekochanymi przez najbliższych - dziećmi. Były one w wieku od 6 do 17 lat.
Matuszka, daj chleba i wody
Reklama
Codziennie przychodzi do naszego domu kilkadziesiąt dzieci; liczba się zmienia, gdyż często przyprowadzają swoich "współlokatorów", chcąc ich przekonać, że naprawdę są takie siostry, które "myją i dają jeść". Karmimy je gorącą zupą, chlebem i herbatą. Najczęściej spotykaną prośbą są słowa: - Matuszka, daj chleba i wody.
Z dziećmi ulicy prowadzimy różne zajęcia: plastyczne, muzyczne; niektóre uczymy pisać i czytać, prowadzimy także pogadanki religijne na różne tematy, uczymy modlitwy.
Odwiedzamy je również w ich "domach", czyli kanałach. W jednej studzience kanalizacyjnej mieszka około 10 osób. W zimie jest im tam ciepło. Grzeją się od grubej żelaznej rury, przez którą przepływa gorąca woda. Śpią na kartonach, przykrywają się starymi kołdrami lub kurtkami. Często jesteśmy wzywane do studzienek jako "pogotowie ratunkowe". Bywało, że ktoś przyszedł około północy, informując, że kolega ma wysoką gorączkę. Jeździłyśmy do nich, chociaż czasem z lękiem. Faktycznie potrzebowali pomocy. Dawałyśmy im zazwyczaj chleb z gorącym mlekiem i lekarstwa. Chorują często, bo nie mają odpowiedniego ubrania, obuwia, a przede wszystkim wyżywienia. Pomoc medyczna jest potrzebna przez cały rok.
Radością naszą jest to, że pięciu chłopców odnalazło dom rodzinny, a dwóch najstarszych - Andrzej i Witalik - pracę. Chcą żyć normalnie, jak większość ludzi.
Ochronka i inne tereny miłosierdzia
Od września utworzyłyśmy ochronkę dla dzieci do lat 5, z rodzin najbiedniejszych. Chcąc poznać ich najbliższych i warunki życia, chodziłyśmy do poszczególnych domów. Patrząc na niektóre mieszkania, trudno uwierzyć, że mieszkają tam ludzie. Mały pokój służył za kuchnię, łazienkę, spiżarnię i sypialnię. W jednym z nich dzieci dla ogrzania się zrywały kawałkami podłogę i paliły nią w piecu.
W Angarsku, który liczy 270 tys. mieszkańców, znajdują się 4 domy dziecka i dwa pogotowia opiekuńcze, z którymi utrzymujemy kontakty.
Ponadto odwiedzamy raz w tygodniu dom opieki społecznej dla ludzi starszych. Ile tam cierpienia! Wielu z nich jest bez rąk lub nóg. Los niektórych był podobny. Mieszkali samotnie, w domu było zimno, odmrozili nogi. Gdy ktoś przyszedł, było już za późno, trzeba było dokonać amputacji. Niepełnosprawnych fizycznie karmimy; wszystkich obdarzamy dobrym słowem, przynosimy czasopisma religijne i książki. Zawsze czekają na nas, a gdy odchodzimy, za każdym razem proszą: - Siostry, nie zapominajcie o nas.
W podobny sposób służą dzieciom, ubogim i więźniom siostry służebniczki w Czicie, oddalonej od Angarska o 1250 km.
Pomoc dzieciom polskich zesłańców i nie tylko
Od początku pracy na Zabajkalu Zgromadzenie otoczyło pełną troską "syberyjskie wspólnoty" wraz z ich podopiecznymi. Nasze współsiostry z różnych stron Polski i spoza jej granic z radością zaangażowały się w pomoc ubogim, włączając w to dzieło swoich rodziców, rodzeństwo, znajomych, wpółpracowników, a także niektóre parafie i ich duszpasterzy. Do tej pory było to stosunkowo nieliczne grono. W ostatnich dniach - dzięki projekcji filmu zrealizowanego przez ks. Józefa Brzostowskiego - powiększyło się ono w zadziwiającym tempie i wprawiło nas w swoistego rodzaju szczęśliwe zakłopotanie.
Twórcy filmu i jego Współpracownikom, a także bliżej nieznanym Inicjatorom tego przedsięwzięcia oraz II Programowi Telewizji Polskiej wyrażamy ogromną wdzięczność.
Codziennie dziękujemy Opatrzności Bożej za chleb powszedni, za wszystkich ludzi dobrej woli, którzy swoją modlitwą, cierpieniem i ofiarą pełnią czyny miłosierdzia dla "najuboższych z ubogich". Specjalny udział w wyrównywaniu długu wdzięczności mają siostry z domu generalnego w Starej Wsi, które w dzień i noc pełnią modlitewny dyżur miłości, adorując Najświętszy Sakrament.
Tym, którzy pragną pomóc dzieciom, podajemy adres Zgromadzenia i numer konta, na które można wpłacać ofiary pieniężne w złotówkach: Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny, Stara Wieś 460, 36-200 Brzozów, skr. poczt. 66. Bank PKO S. A. I O/Brzozów 10701223-143-2221-010004.
Informacje o innych formach pomocy i "syberyjskie adresy" można otrzymać w Starej Wsi, tel. (0-13) 434-14-76; 434-12-16.
Dziewczęta obdarzone łaską powołania, pragnące złożyć Panu Bogu największy dar i poświęcić swoje życie najuboższym - serdecznie zapraszamy do naszej rodziny zakonnej.