Wołasz mnie, Panie, szelestem kart Ewangelii,
chcesz dać receptę na życie,
lecz tę życiodajną księgę zamykam ruchem braku czasu.
Prosisz o ratunek niemocą człowieka,
któremu nie pozwalają się narodzić.
Prosisz o współczucie w niedoli idącego obok,
samotnego, bolejącego, opuszczonego
jak Ty w Ogrodzie Oliwnym,
porzuconego i zdradzonego, dźwigającego codzienny krzyż.
A ja, będąc Magdaleną, Judaszem,
wypierającym się Piotrem, wątpiącym Tomaszem,
szydzącym łotrem, a może Herodem,
nie mogę zdobyć się na gest Weroniki,
na czyn Szymona z Cyreny.
Ja, współczesny cywilizowany człowiek,
zauważyłem, że jestem nagi.
Ukryłem się więc za zasłoną usprawiedliwień,
za parawanem wygodnictwa, za firanką cwaniactwa,
za...
Ty widzisz mnie bez osłonek.
Dziękuję, że nie przecinasz pionowej liny Miłości
łączącej mnie z Tobą,
gdy na skutek grzechu spadam w dół,
pozwalasz znowu się wspinać
po promieniach Twego Miłosierdzia i Przebaczenia,
a mojemu przewrotnemu sercu
dyktujesz słowa zbawiennej modlitwy:
"Jezu, ufam Tobie".
Pomóż w rozwoju naszego portalu