Człowiek nie przeżytymi godzinami, dniami
albo miesiącami dojrzewa, ale tym,
czego doświadcza i czego się uczy
w tych godzinach, dniach i miesiącach.
(Władysław Sabowski, "Nad poziomy")
"Humanitas" Jana Pawła II
Reklama
Na rok 1986 zaplanowaliśmy w Papieskim Kolegium Polskim w Rzymie poważne remonty. Trwały przez całą przerwę semestralną w styczniu. Wtedy to unowocześniliśmy kuchnię, pomieszczenia grzewcze, z wymianą pieców, i zbudowaliśmy kilka nowych łazienek. Na lipiec zaplanowany był bardzo poważny remont, który można nazwać generalnym. Było to możliwe dzięki zgromadzonym funduszom i przyjaźni z ekipą Achille Giuseppin z Teglio Veneto, który od kilku lat sprawdzał się jako wyjątkowy fachowiec, sprawny, precyzyjny wykonawca, a przy tym bardzo ofiarny, wprost bezinteresowny wenecjanin.
Prace trwały od kilku tygodni, a ludzi było niekiedy po kilkunastu, współpracujących ze sobą w niezwykłej harmonii. To wszystko jednak zmęczyło mnie bardzo, zwłaszcza że praca w Pontificio Consiglio per i Laici nabierała coraz większego rozmachu z racji organizowanych spotkań młodzieżowych w Rzymie i poza Wiecznym Miastem. Część tej pracy spadała i na mnie, jako kierownika biura do spraw młodzieży. Muszę jednak przyznać, że wszyscy chętnie włączali się w przygotowania i wtedy to wypracowaliśmy systemy organizacyjne na wielką skalę. Rozwinęły się one w przyszłych latach do rozmiarów wielomilionowych uczestników spotkań podczas Światowych Dni Młodych, np. w Manili, Częstochowie, Rzymie... Były to niezapomniane chwile nie tylko dla tego pontyfikatu, ale i całego Kościoła...
Od jakiegoś czasu czułem ciężar spiętrzonych obowiązków i coraz intensywniej myślałem o powrocie do Polski na jakieś małe probostwo pod Zambrowem lub Augustowem. Napisałem nawet w tej sprawie list do Ojca Świętego i Księdza Prymasa, wyrażający to szczere pragnienie, zwłaszcza że był to już ósmy rok mojej pracy na dwóch poważnych stanowiskach.
I oto otrzymałem zaproszenie na obiad do Castel Gandolfo. Wiedziałem, że Ojciec Święty chciał otrzymać potwierdzenie mego pragnienia powrotu do Polski i w rozmowie był bardzo delikatny, acz rzeczowy. Wiedziałem, że "coś" postanowił, chociaż niczego konkretnego nie ujawnił. Miałem się wkrótce o tym dowiedzieć na innej drodze - przez nominację na biskupa gorzowskiego. Skorzystałem przeto z okazji, aby Ojca Świętego poprosić o udzielenie mi święceń biskupich, co było - jak widzę dzisiaj - niemałą zuchwałością. Ojciec Święty po raz kolejny "przekroczył próg nadziei" i... udzielił mi tych święceń w "swoim" dniu, tj. 16 października 1986 r. Byłem jedynym kandydatem, a do tego skromnym funkcjonariuszem kościelnych obowiązków. O humanizmie Papieża ten fakt mówi więcej niż jego książki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z okresu dziecięcego Karola Wojtyły wiemy niezbyt wiele: chorowita matka, jej pogrzeb jakże boleśnie przeżyty, uczczony po latach poezją:
Nad Twoją białą mogiłą
O Matko zgasłe kochanie
za całą synowską miłość
modlitwa:
Daj wieczne odpoczywanie
(1939)
Reklama
Powroty do domu, gdzie wszystkie funkcje miał odtąd, zamiast matki, spełniać ojciec - nauczyciel dróg życia i zachowań wobec Boga i ludzi. To on zwrócił małemu ministrantowi uwagę na znaczenie modlitwy do Ducha Świętego w życiu chrześcijanina. Jan Paweł II opowie tę ważną rozmowę po wielu latach André Frossardowi i będzie nawiązywał do Ojca wielokrotnie. Szczególnie pięknie uczyni to w wywiadzie z Vittorio Messorim.
Młody Karol z ojcem poznawał piękno górskich wędrówek i smak kremówek wadowickich, pewnie w nagrodę za sukcesy szkolne, sportowe czy teatralne zakupowanych. Dziecko powinno poznać smak słodyczy i radością pokoju serca koić bóle i trudności swego najmłodszego wieku. Anna Kamieńska wyliczyła na swój sposób potrzebne warunki do wzrostu człowieka: "róża nie zakwitnie, jak się nie podlewa; dziecko nie urośnie, gdy się mu nie śpiewa".
Jan Paweł II i jego koledzy mieli dobrych, wybitnych nauczycieli-pedagogów. Któż z nas ich nie miał! Wspominamy ich rzadziej niż nosimy w sercu.
Więzi koleżeńskie Karola Wojtyły ze szkolnymi przyjaciółmi przetrwały lata i zaowocowały wspomnieniami ks. Zachera, Jerzego Klugera, Eugeniusza Mroza i innych. Sam Ojciec Święty również chętnie nawiązywał do tych ludzi i czasów.
Papież chyba z dzieciństwa wyniósł wyjątkowe poczucie wewnętrznego bezpieczeństwa i dlatego pozostał człowiekiem wolnym we wszystkich sytuacjach. Widać to w stylu jego pontyfikatu. Wewnętrzna wrażliwość (wprost delikatność) każe mu unikać wstrząsów personalnych, jakie by wywoływały nagłe nominacje albo zwolnienia w Kurii Rzymskiej i w Kościele. On wierzy, że Kościołem rządzi Ktoś Inny, Papież tylko pomaga Duchowi Świętemu, ale pomaga spokojnie i skutecznie. Widać to, jak rozeznaje sprawy i ludzi, pamięta i podciąga tych, których pamiętać powinien, stwarza warunki, aby konkretny człowiek mógł lepiej zaistnieć i zaowocować, a wtedy cała opinia łatwiej oceni człowieka i jego dzieła, bo sięgnie po dobry, zdrowy owoc.
Widziałem jednakże, jak Papież doceniał zdolności, pracowitość, ortodoksyjność, wierność Kościołowi takich kardynałów czy biskupów, jak J. M. Lustiger, L. Moreira Neves, E. Gagnon, F. Colasuonno, L. Poggi i tylu, tylu innych wybitnych ludzi Kościoła, duchownych i świeckich. Po listę tych ostatnich można sięgnąć, śledząc audytorów zebrań Synodów Biskupich lub członków Papieskich Akademii.
Ciekawą egzemplifikacją stylu Jana Pawła II i jego szacunku do człowieka jest dla mnie fakt, że po śmierci kard. J. Villot sekretarzem stanu został abp Agostino Casaroli - człowiek, który miał inne rozeznanie sytuacji Kościoła i świata komunistycznego niż kard. Karol Wojtyła, inaczej też realizował dialog ze światem współczesnym, ale był szczerze temu Kościołowi i papiestwu oddany i pod okiem nowego Papieża razem z nim prowadził Kościół przez nowe zakręty dziejów.
Kiedyś, jeszcze jako rektora Kolegium Polskiego, odwiedził mnie kolega z Polski. Był mocno i bezpośrednio zaangażowany w podziemną formację księży w Czechosłowacji. Utworzyli tam rodzaj seminarium duchownego i mieli już gotowych kandydatów do święceń diakońskich, ale kard. Casaroli w urzędowych rozmowach w Pradze - mając pewnie swoje doświadczenia i motywacje, wykluczył ukryte święcenia. Co w tej sytuacji było robić? Poradziłem gorliwemu koledze, aby sprawę przedstawił osobiście Ojcu Świętemu. Po rozmowie wrócił do Kolegium Polskiego utwierdzony w swych zamiarach. Papież zapewnił go, że rozwiązanie się znajdzie, a formację kandydatów trzeba kontynuować, a na razie święcić prezbiterów.
Sprawa w pewien sposób wróciła do mnie, gdy zostałem mianowany biskupem gorzowskim, ale to już były inne, łatwiejsze czasy, chociaż ciągle jeszcze komunistyczne.
Jan Paweł II wprowadził nowy styl kontaktów z Kurią Rzymską, którą zaraz po wyborze w całości zwizytował. Cóż to były za emocje dla nas, zagubionych na Zatybrzu "watykańczyków" II kategorii! Ale przy okazji Papież odwiedzał kardynałów i biskupów emerytów mieszkających w Pallazzo s. Calisto i trzeba było widzieć ich wzruszenie, jak się do tego spotkania przygotowywali. Dla nich Jan Paweł II był przede wszystkim następcą św. Piotra, na którym zbudowany jest Kościół.
Nowy styl posługi papieskiej odczuło się w wielu miejscach. Im mniej nagłaśniano te zmiany, tym były one potem skuteczniejsze.
Papież otworzył prywatną kaplicę i pokój stołowy bardzo szeroko, gościnnie napełniając swój dom ludźmi. Nowym stylem ożywia nieustannie i dziś renesansowe, zabytkowe pomieszczenia. Kurialiści odwykli od tego, że ich praca, sposób widzenia spraw i Kościoła może zainteresować bezpośrednio Papieża. Dotychczas mówiło się: "i superiori" - przełożeni zdecydowali, zaprzeczyli, proponują, zachęcają etc., a w rzeczywistości nie było wiadomo, o kogo chodzi. Teraz na Mszę św., na modlitwę i na robocze śniadania, obiady, kolacje ciągnęli świeccy i duchowni z rzymskich parafii przed odwiedzinami każdej z nich, z klasztorów i z biur watykańskich, i każdy mógł mówić Papieżowi bezpośrednio, czym żyje, jak pracuje i nad czym boleje.
Pamiętam pierwsze odwiedziny u Papieża, ofiarowane całemu Sekretariatowi Papieskiej Rady ds. Świeckich, z udziałem sześciu osób: kardynała, biskupa, księdza, zakonnicy, świeckiej kobiety i świeckiego mężczyzny. Wszyscy byli sobą, eleganccy i godni, wcale nie zahukani, współtworzyli rozmowę, relacjonowali tematy bieżących prac i snuli przyszłe programy zebrań laikatu na poszczególnych kontynentach, poruszali tematy szczegółowe (np. kobieta w Kościele, młodzież, starcy, stowarzyszenia i nowe ruchy katolickie etc.), ale i przenikali ogólne linie tendencji duszpasterstwa, pogłębionej formacji wiary (ewangelizacja czy apostolstwo, rola parafii a funkcja stowarzyszeń katolickich i ruchów kościelnych, typy duchowości świeckich itd.).
W czasie jednego z takich obiadów kardynał prefekt E. Pironio wygłosił mowę w obronie tradycyjnego duszpasterstwa, opartego na proboszczu parafii i duszpasterstwie sakramentalno-katechetycznym. Papież wysłuchał spokojnie i cierpliwie, ale potem dodał: "Eminencjo! I ja tak myślałem jako arcybiskup krakowski, ale dzisiaj widzę coraz lepiej i wyraźniej rolę wspólnot, ruchów i stowarzyszeń katolickich w Kościele. Bez księży nie uda się apostolstwo świeckich, ale bez samych świeckich, bez ich ponadparafialnego, ponaddiecezjalnego spojrzenia Kościół wiele by stracił". Formację indywidualną, personalną musi uzupełniać formacja wspólnotowa. W grupie i wobec grupy ujawni się lepiej komunia z Bogiem w Kościele. KONIEC