W omawianym już na łamach Niedzieli 12. numerze periodyku Peregrinus
Cracoviensis, wydawanym przez Uniwersytet Jagielloński, a dokładnie
przez Instytut Geografii i Gospodarki Przestrzennej, wspomniałem
artykuł Kazimiery Jakackiej-Mikulskiej poświęcony pielgrzymkom w
literaturze przełomu XIX i XX wieku. W tekście, który ukazał się
w Niedzieli (nr 28/2002), znalazło się jedynie omówienie twórczości
Emila Zoli i Joris-Karl Huysmansa. Zabrakło miejsca na wspomnienie
Pielgrzymki do Jasnej Góry Władysława Reymonta. Sądzę, że w okresie
wielkich pielgrzymek do Matki Bożej Jasnogórskiej warto przypomnieć
główne myśli tego utworu.
W. Reymont, jak zauważa K. Jakacka-Mikulska, jest jedynym
polskim pisarzem przełomu XIX i XX wieku, który podjął tematykę pielgrzymowania
do sanktuariów maryjnych. Na uwagę zasługuje fakt, że pisarz osobiście
odbył pieszą pielgrzymkę do Częstochowy w 1894 r. i temu poświęcił
swój utwór. Opisuje więc kolejne dni pieszego wędrowania, wyczerpującej
drogi, podczas której dokonuje się w pielgrzymach największa praca
i przemiana duchowa. Bohaterem jest zatem sam pisarz-reporter, początkowo
nieco sceptyczny wobec zachowań ludzi, ale uczciwie ukazujący wewnętrzny
żar wiary prostego ludu, choć nie tylko, bo w pielgrzymce uczestniczą
osoby dobrze urodzone, tajemnicze niewiasty nazywane woalami, a nawet
ponadstuletnia staruszka modląca się o śmierć.
Dziesięciodniowa piesza pielgrzymka, pełna trudów i niewygód,
sprzyja wewnętrznemu wyciszeniu i skupieniu, a przede wszystkim dzień
po dniu następuje u sceptycznego dziennikarza proces odzyskiwania
wiary. Jako inteligent idąc w pielgrzymce razem z prostymi ludźmi
wręcz chłonie ich mocną i autentyczną pobożność. Decydujące dla duchowych
wahań i rozterek głównego bohatera jest spotkanie w czasie postoju
w Nowym Mieście z o. Prokopem Leszczyńskim, który utwierdza go w
przekonaniu o wartości wiary prostej, pozbawionej pytań i wątpliwości.
Jak pisze K. Jakacka-Mikulska, w Pielgrzymce do Jasnej Góry pojawia
się bliski E. Zoli temat tłumu i niezwykłej siły, z jaką ogromna
liczba rozmodlonych pielgrzymów oddziałuje na jednostkę. Reymont
pisze: "Ciała znikały, pozostawały tylko twarze w rysach i wyrazie,
i oczy coraz więcej płonące gorączką. Milkły indywidualności i zlewały
się z sobą. Nie było już znać szlachty, chłopów, mieszczan, kobiet
ani mężczyzn, wszystko spływało się w tej jednej, rozpalonej do białości,
fali religijnego uniesienia. (...) Notując te słowa, czuję, że w
tej samej orbicie krążę, że ulegam przyciąganiu tego samego centrum. (
...) Dałem się porwać strumieniowi i płynę, dokąd?, nie pytam, bo
mi jest dobrze. Czuję, jakbym się coraz więcej zrastał z nimi. Wchodzę
w jakieś ciepłe, mistyczne powinowactwo z tymi duszami, zaczynam
czuć to samo, to jest rzeczy najprostsze (...). Tak się zmęczyłem,
że jest mi dobrze z tym, iż mnie nikt nie zna i nie pyta o to, że
jestem niczym, jednostką, bratem, cyfrą ogólnej liczby pielgrzymów,
a nie żadnym panem N lub X, który się nie może pokazać bez maski
jakiej takiej, ucywilizowanej braci. Nie jestem nawet wolą, jestem
tylko pewną sumą mięśni, wprawionych w ruch i zautomatyzowanych,
z natężoną ustawicznie uczuciowością. Jestem tylko tętnem jednym
tego serca, co ma przeszło cztery tysiące głów. (...) Kogóż tu można
olśnić i czym... wobec hipnozy, jaką wywiera cel podróży? Będę chory,
to mnie wsadzą na wóz i powiozą. Będę biedny, to bez tańczącej filantropii
nakarmią mnie, zbiorą wytartych groszków i dadzą i prosto to zrobią,
i szczerze. (...) I zapominam chwilami, kto jestem, wydaje mi się,
że zawsze tak żyłem i zawsze żyć będę".
Reymont ukazuje w swoim reportażu historię nawrócenia człowieka-literata,
który poszukując na pielgrzymce jedynie reporterskich wrażeń
odnajduje nieoczekiwanie dla siebie prawdziwą wiarę. Tradycyjna piesza
pielgrzymka, rozmodlona, pełna doświadczenia wspólnoty, jest dla
bohatera utworu Reymonta oczyszczającym źródłem duchowych łask.
Bo już podczas drogi następuje otwarcie się na Boga, a samo spotkanie
w Kaplicy z Cudownym Obrazem Matki Bożej przypieczętowuje to wcześniejsze
duchowe odrodzenie. Sądzę, że nie trzeba i dzisiaj przekonywać nikogo
z pielgrzymów, jak cennym darem jest ten czas wędrowania ku Bogu,
owa szkoła miłości, mówienia sobie: "Bracie", "Siostro", wzajemnej,
pielgrzymkowej służby.
Pomóż w rozwoju naszego portalu