Reklama

Pro i contra

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nędza rodzi agresję

Po wielu latach przechwałek i fetowania w mediach nowej balcerowiczowskiej " polityki sukcesu" następuje coraz więcej lodowatych otrzeźwień. Polska gospodarka wyraźnie stoi przed groźbą drugiej Argentyny, deficyt budżetu wciąż narasta, coraz to nowe wielkie zakłady znajdują się o krok od bankructwa. A przede wszystkim wzrasta lawinowo mizeria... i rozpacz coraz większych kręgów ludzi miesiącami czekających na pracę, wyskubujących ostatnie oszczędności, czy nawet głodujących. Trzeba widzieć tę prawdę w całej złożoności, a nie ograniczać się tylko do gromkich potępień, tak jak się stało w przypadku pobicia prezesa zakładów "Odra" w Szczecinie. O dziwo, tym razem na pokazanie pełnej złożoności sytuacji i dwóch stron medalu zdobyło się technokratyczne Wprost w numerze z 18 sierpnia. Stanisław Janecki w artykule wstępnym pt. Pigułka kłamstwa napisał m. in.: "Paradoksalnie kłamstwo jest często spoiwem więzi społecznych, choć kiedy wychodzi na jaw, pozostaje już tylko gniew i ślepa agresja. Jak w wypadku robotników w Szczecinie, którzy pobili prezesa zakładów "Odra". Wszyscy słusznie oburzeni tym faktem nie zauważyli jednak, że przez ostanie kilka miesięcy zarząd "Odry" ordynarnie oszukiwał swoje pracownice, nie płacąc im za wykonaną pracę".
Bardzo ostry w tonie komentarz na ten temat zamieszczają publicyści Angory Sobczak i Szpak. W tekście zatytułowanym Aż i tylko ( nr z 18 sierpnia) piszą m. in.: "Oglądanie zaszczutego przez tłum człowieka, który staje się ofiarą samosądu, należy do tych widoków, które są najbardziej przygnębiające i zastraszające (...) Upadek stoczni i coraz realniejsze bankructwa innych zakładów pchają ludzi nieuchronnie do agresywnych reakcji. W "ODRZE" skończyło się AŻ i TYLKO na poniżeniu i pobiciu prezesa. AŻ, ponieważ doszło do rękoczynów ( agresja protestujących przekroczyła dopuszczalne granice), a zarazem TYLKO, ponieważ ta rozróba skończyła się jedynie na poturbowaniu prezesa. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby przy takim podnieceniu, takiej agresji stoczniowców wkroczyła z interwencją policja. Mogłoby naprawdę dojść do prawdziwej tragedii. Prezes "ODRY" dla załogi tego zakładu jest przyczyną wszystkich nieszczęść, które ją spotykały. Okrzyczano go złodziejem, głównym winowajcą zaistniałej sytuacji. Policja broniąca prezesa byłaby oliwą dolaną do ognia. Zgromadzony tłum zareagowałby jednoznacznie: oto zbrojne ramię władzy broni złodzieja, sprawcę upadku zakładu. I na nic zdałyby się argumenty, że tak nie można, że od orzekania o winie są sądy, a nie rozjuszony tłum. Że samosądy to początek anarchii i drogi prowadzącej donikąd. Takie argumenty do rozwścieczonego tłumu nie docierają i dotrzeć nie mogą. A to z tego względu, że ludzie od lat obserwują, co się w Polsce wyrabia. Żaden złodziej rujnujący zakład pracy nie poszedł siedzieć, skazany prawdziwym, prawomocnym wyrokiem! Żaden polityk rujnujący kraj nie stanął choćby przed Trybunałem Stanu! Są aresztowania, są śledztwa, są kaucje i jest przekonanie w społeczeństwie, że prawdziwym, wielkim złodziejom, łajdakom w naszym kraju krzywda stać się nie może. Tu, między Odrą a Bugiem, lewa ręka prawą myje i na odwrót. Zmieniają się rządy, zmieniają się opcje, a Polska aferami jak stała, tak stoi i nic nie wskazuje na to, aby miało się w tym względzie cokolwiek zmienić (...). Ciężar przemian ustrojowych ponoszą najbiedniejsi. Władcy Polski w tym udziału nie biorą. Do nich należy jedynie obrastanie w dobrobyt. Tu, nad Wisłą, walka nie idzie o lepsze życie, o uczciwość i sprawiedliwość. Tu idzie o dostęp wybrańców do kasy, o bezkarne nachapanie się. Cyniczne, skompromitowane, załgane gęby mówią do nas z telewizora, że jeszcze nie czas na poprawę naszego bytu, że jeszcze musimy poczekać, bo transformacja, bo koszty, bo Unia, bo śmo, bo owo... Najpierw nasi rodzice prawie 50 lat wierzyli i czekali na dorodne owoce socjalizmu, a teraz my czekamy już 13 lat na jakąkolwiek poprawę, na moment, kiedy ujrzymy wreszcie to światło w tunelu (...) "ODRA" to wyraźny znak, że niezadowolenie społeczne przybiera na sile, że cierpliwość się kończy i narasta mniemanie, iż nie ma innego wyjścia, jak całkowite zburzenie skorumpowanego i skostniałego systemu politycznego z jego strukturami, układami, wzajemnymi powiązaniami i zależnościami. Nie ma w Polsce ani prawdziwej lewicy, ani prawicy. Jest zdegenerowana klasa polityczna, oderwana od społeczeństwa".

Pomoc UE to bajki

W Super-Expressie z 9 sierpnia 2002 r. arcyciekawy tekst Martyny Mistarz: Zwolniony za krytykę Unii. Kilka tygodni wcześniej w tymże Super-Expressie ukazał się szokujący swą szczerością wywiad z doradcą przedakcesyjnym Unii Europejskiej w Polsce Carlem Beddermanem. Ten wieloletni pracownik niemieckiego ministerstwa rolnictwa w nagrodę za osiągnięcia w pracy został skierowany do Polski jako ekspert unijny. Jechał do Polski tym chętniej, że ma żonę Polkę i lubi Polaków. To, " z czym się zetknął na miejscu, ogromnie go rozczarowało. Widział, jak mało potrzebne są sowicie opłacane porady unijnych ekspertów i jak wiele pieniędzy marnotrawi się na te płace. Absolutnie zwątpił też w twierdzenia o rzekomej pomocy UE dla Polski. Za wypowiedzenie swoich szczerych opinii na ten temat w rozmowie z Super-Expressem został usunięty z pracy, choć strona polska początkowo była przeciwna jego zwolnieniu. Jak pisze M. Mistarz: "Według Carla Beddermana, bezinteresowna pomoc Unii Europejskiej dla Polski to bajki. ­ "Unia Europejska jest jak żona mafiosa: trwoni kasę i będzie ją trwonić. Ale spróbuj ją skrytykować, a poleci twoja głowa" ­ mówi Carl Bedderman, były specjalista unijny w Polsce (...). To, co miał tu do roboty, a także to, co zobaczył, wprowadziło go w depresję. Jego niemiecka gospodarność nie mogła znieść, że na "łapanie powietrza w słoiki" ( właśnie badaniem powietrza się zajmował) oraz przygotowywanie konferencji i bankietów dla innych unijnych ekspertów wydawane są co miesiąc ogromne pieniądze (...). 21 czerwca br. w artykule: Jak Unia trwoni kasę napisaliśmy: w 2000 r. 38 unijnych ekspertów przejadło w Polsce 11 mln euro. Napisaliśmy też: Bedderman, jeden z najtańszych, dostaje z UE (z funduszy PHARE przeznaczonych na pomoc dla krajów wstępujących) ponad 12 tys. zł miesięcznie plus zwrot kosztów utrzymania i podróży. W sumie jakieś 30 tys. euro (120 tys. zł). Każdemu z ekspertów delegowanych przez UE płacimy i będziemy płacić przez najbliższe parę lat. Za nic. "Sami wstąpilibyście do Unii, beze mnie i tych wszystkich doradców" ­ mówił nasz bohater. Wymieniliśmy też z Beddermanem kilka bardziej bzdurnych unijnych przepisów. Np. na temat standardowej wielkości ogórka korniszona. "Te informacje potwornie rozsierdziły unijnych biurokratów" ­ opowiada Carl Bedderman (...) Twierdzi: "nie działałem wbrew interesom Unii, ale dla opamiętania biurokratów (...) Będę dalej gardłował za tym, żeby się Polacy opamiętali i nie pchali do Unii za wszelką cenę. Żeby przestali się tak śpieszyć (...). Bogusław Wołoszański ­ jest za Polską w Unii. Jak najrychlej. Jan Nowak-Jeziorański ­ jest za. Ja też, ale zgodnie z interesem Polski". Według Carla Beddermana, lepiej nawet odczekać trochę, ale wejść do systemu na swoich prawach. Albo nie wchodzić wcale. ­ "Ja również myślałem podobnie jak większość Polaków. Unia to raj ­ tłumaczy Bedderman. ­ Ale obserwując poczynania urzędników UE, analizując przepisy przez nich wydane, zacząłem zmieniać zdanie. W mózgu zapaliła mi się czerwona żaróweczka. Nie może być tak, że Unia traktować będzie Polskę tylko jak rynek zbytu. Moje sumienie nie pozwala też mi patrzeć, jak marnuje się pieniądze na hotele, konferencje i diety dla ekspertów. Życzyłbym Polsce, żeby jak Grecja stawiała żądania, nie sprzedawała się tanio" (...). Bedderman napisał list do szefa unijnej delegacji w Polsce, Bruno Dethomasa: "( ...) Negatywny wynik referendum w sprawie przystąpienia do Unii nie byłby katastrofą dla Polski, ale właśnie dla samej Unii, która dla zwalczania własnego kryzysu potrzebuje nowych członków"".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Belgia: Wizyta Ojca Świętego i jego słowa potępiające aborcję wzburzyły tamtejszych polityków

2024-10-04 10:48

[ TEMATY ]

papież Franciszek

Franciszek w Luksemburgu i Belgii

PAP/EPA/ETTORE FERRARI

Wizyta Ojca Świętego i jego słowa potępiające aborcję wzbudzały surowe potępienie belgijskiego świata polityki. W czwartek, 3 października w parlamencie w Brukseli premier Alexander De Croo określił komentarze papieża Franciszka na temat aborcji jako „niedopuszczalne” i ogłosił, że zaprosił nuncjusza apostolskiego, arcybiskupa Franco Coppolę, na spotkanie.

W czwartkowe popołudnie w parlamencie, podczas tradycyjnej sesji pytań do rządu, kilka posłanek powróciło do wypowiedzi Franciszka wygłoszonych na belgijskiej ziemi i w samolocie, w drodze powrotnej do Rzymu. Przy tej okazji parlamentarzyści zapytali premiera Alexandra De Croo o odpowiedzialność rządu za te „problematyczne” wypowiedzi papieża. Z silną dezaprobatą ze strony parlamentarzystów i szefa władzy wykonawczej spotkała się również zaimprowizowana modlitwa Ojca Świętego przy grobie króla Baudouina w krypcie królewskiej.
CZYTAJ DALEJ

Bp Muskus: być świadkiem pokornym i cichym – oto dziś prawdziwy heroizm wiary

Jak lekarstwa potrzebujemy nowych św. Franciszków, ludzi gotowych na powrót do ideałów Ewangelii, bo tylko jej umiłowanie może uleczyć świat z choroby, która go toczy - mówił bp Damian Muskus OFM w Przeworsku, gdzie przewodniczył uroczystościom ku czci św. Franciszka z Asyżu. Jak podkreślał, „bycie najmniejszym” jest dziś aktem wielkiej odwagi. - W świecie celebrytów, niekończącej się autopromocji pseudoautorytetów, w świecie wyścigu za uznaniem i popularnością, być świadkiem pokornym i cichym - oto prawdziwy heroizm wiary - zaznaczył kaznodzieja.

Biskup Muskus odprawił Mszę św. w kościele bernardynów w Przeworsku. Podczas Eucharystii złożyły profesję osoby wstępujące do Trzeciego Zakonu św. Franciszka.
CZYTAJ DALEJ

Ruszył proces oskarżonych o prowokację wobec ks. J. Popiełuszki w 1983 r.

2024-10-04 22:53

[ TEMATY ]

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Episkopat Flickr

Przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się w piątek proces oskarżonych o prowokację wobec ks. Jerzego Popiełuszki. Chodzi o podrzucenie w 1983 r. przez SB do mieszkania księdza przy ul. Chłodnej w Warszawie materiałów mających obciążać duchownego.

Prokurator IPN Barbara Śledź odczytała akt oskarżenia. Pierwotnie był on sformułowany przeciwko trzem byłym funkcjonariuszom SB w sprawie tworzenia w 1983 r. "fałszywych dowodów w celu skierowania przeciwko ks. Popiełuszce ścigania o przestępstwo". Do mieszkania przy ul. Chłodnej podrzucono wówczas m.in. "antypaństwowe" ulotki, naboje i materiał wybuchowy, co następnie 12 grudnia 1983 roku "ujawniono w wyniku oficjalnego przeszukania".
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję