Zastanawiam się, co dzisiaj łączy Polaków, jakie siły sprawiają,
że pewne grupy naszych rodaków chcą ze sobą współpracować. Siedzę
z moim felietonem "na krawędzi", chcę popatrzeć okiem katolika na
bieżącą politykę, chcę jako człowiek zaangażowany w życie publiczne
sięgać do wartości tkwiących w chrześcijaństwie. Widzę kilka dominujących
motywów: jeden z nich to osobista korzyść, własny interes jako powód
wiązania się z jakąś grupą. Drugi to strach przed własnym losem połączony
z zawiścią wobec tych, którym jest lepiej - niestety oba te uczucia
prowadzą do nienawiści. Wreszcie trzeci motyw to umiłowanie prawdy,
to pragnienie uczestnictwa w solidarnym budowaniu dobra, które służyć
będzie wszystkim.
Wydaje się, że - niestety - dominującym uczuciem łączącym
ludzi zaangażowanych w politykę jest chęć osiągnięcia osobistej korzyści.
Mniejsza o światopogląd, mniejsza o świat wartości, furda moralność
- liczy się pragmatyzm. I właśnie ten pragmatyzm każe budować taki
układ władzy i wzajemnych zależności, w którym każdy ma szansę mieć
swój udział i swoje osobiste korzyści. Wraca więc partyjna nomenklatura,
a ponieważ mamy bezrobocie, zaczyna ona sięgać nawet bardzo zwykłych
stanowisk - elektorat zagłosuje pod warunkiem, że dostanie pracę
po zwycięskich wyborach. Panoszy się korupcja - zarówno ta najprostsza,
w której urzędnik nie załatwi sprawy bez łapówki, jak i ta bardziej
skomplikowana, w której ważne decyzje podejmuje się nie dla dobra
wspólnego (np. dobra Polski lub dobra spółki, którą się zarządza),
lecz w imię interesu jakiejś grupy lub partii. Potrzeba osobistej
korzyści to bardzo silne uczucie i politycy sprawni, a zarazem pozbawieni
oporów moralnych świetnie potrafią na tym uczuciu żerować.
Jest i drugie silne uczucie, każe się ono gromadzić głównie
tym, którzy - jak się to popularnie mówi - z jakiegoś powodu "nie
załapali się" do poprzedniego zespołu. To mieszanka zawiści, czasem
dość uzasadnionego strachu przed przyszłością, wreszcie nienawiści
wobec tych, którym się powiodło. Łączy tu ludzi przekonanie, że wokół
nas są sami złodzieje, oszuści, zdrajcy i głupcy - i to właśnie przez
nich nam się tak źle powodzi. To przekonanie najczęściej związane
jest z całkowitą bezkrytycznością wobec siebie i swoich. Takie przekonania
są chętnie podsycane przez polityków szczególnie brutalnych i bezwzględnych.
Obawiam się, że te najpiękniejsze motywy - umiłowanie prawdy,
chęć solidarnej służby dla wspólnego dobra, przekonanie, że dla dobra
wszystkich trzeba postawy służby i ograniczania własnych apetytów
- przeżywają obecnie głęboki kryzys. Mieliśmy w najnowszej historii
piękne okresy, gdy te właśnie postawy dominowały. Tak było na początku
lat 80-tych i potem na początku lat 90-tych. Efektem dominacji tych
postaw jest tamta pierwsza "Solidarność", nasza osobista wolność
i niepodległość naszej ojczyzny, reforma samorządowa i wiele innych
zdobyczy bardziej podziwianych za granicą niż u nas. Dziś te właśnie
postawy są niezbędne dla wyjścia z kryzysu. Dziś w polityce dominują
motywy i działania wymienione wyżej i dlatego ludzie uczciwi mają
silną pokusę izolowania się. Ale czy wolno nam dopuścić do tego,
by przyszłość Polski budowali ludzie, dla których najważniejsza jest
własna korzyść, którzy motywowani są strachem, zawiścią i nienawiścią?!
Pomóż w rozwoju naszego portalu