Jest jakaś mistyczna więź między Ojcem Świętym a góralami.
Nawet stara podhalańska piosenka Góralu, czy ci nie żal..., śpiewana
przez dziesięciolecia przy różnych okazjach, obecnie kojarzy się
z "Gazdą całego świata", który opuścił swoje góry, aby przemierzać
morza i kontynenty, i tam, w dalekich stronach, opowiadać wszystkim
narodom, jak dobry jest Pan Bóg. Jednocześnie ten niezwykły Gazda
żyje na Skalnym Podhalu. Tutaj - w Zakopanem, na Bachledówce, w Murzasichlu,
w Poroninie czy na Spiszu i Orawie - mówią o nim tak, jakby przed
chwilą wyszedł z ich chałupy, jakby wczoraj prosił o szklankę zsiadłego
mleka. Nie mogą zapomnieć i nie zapomną, że odwiedzał ich przecież
jako ksiądz, biskup, kardynał, był razem z nimi jako Namiestnik Chrystusa.
Już pięć lat minęło od czasu, gdy wystawili pod skocznią w Zakopanem
niezwykłej urody, rzeźbiony w drewnie ołtarz. Witano wtedy Ojca Świętego
pod Krokwią szczególnie uroczyście.
Ołtarz spod Krokwi przeniesiono potem do sanktuarium
na Krzeptówkach. Tylko lud Podhala mógł wybudować tak piękny kościół.
Nie jest on piękny dlatego, że wszystko wykonane jest ręką uzdolnionych
artystów i rzemieślników, i nie dlatego, że zbudowano go z poczuciem
doskonałej harmonii, i nawet nie dlatego, że jest to miejsce stworzone
wprost do modlitwy. Piękny jest, bo postawiono go z radości i wdzięczności.
Jak tu się bowiem nie cieszyć i jak nie dziękować Bogu, że żyje Ojciec
Święty. Żyje i może dalej służyć światu, mimo że wystrzelone z bliskiej
odległości śmiertelne pociski przebiły jego ciało. Nikt tutaj nie
ma wątpliwości, że Jana Pawła II ocaliła Matka Boża. To na Jej cześć
postawiono to sanktuarium, jedyne tego rodzaju w Polsce i na świecie.
Minęło pięć lat - co roku trasą z Zakopanego do Ludźmierza
idzie pielgrzymka. Na pamiątkę tamtego wydarzenia. Papieskim Szlakiem
- tą samą drogą idzie kilka tysięcy górali, ceprów i turystów, a
domy po drodze ustrojone, nawet na przydrożnych krzakach powiewają
różnokolorowe wstążeczki, w każdej miejscowości wita pątników skocznymi
dźwiękami miejscowa kapela. Naprzeciw wychodzą wójtowie i małe dzieci.
Prawdziwe święto. Pielgrzymka na początku wspina się na Gubałówkę,
a potem zmierza do najwyżej położonej w Polsce parafii w Zębie, zachodzi
do kościoła św. Anny. Na pobliską Bachledówkę na wspólny wypoczynek
przyjeżdżali prymas Wyszyński i arcybiskup Wojtyła. Dalej barwny
orszak przemierza podhalańskie doliny - z oddali góry błyszczą w
słońcu. Po drodze dołączają wciąż nowi chętni do wyruszenia na pątniczy
szlak. Wszyscy zmierzają do celu - do Matki Bożej Ludźmierskiej.
W Ludźmierzu naprzeciw pielgrzymom wychodzi i wita ich, kropiąc święconą
wodą, kard. Franciszek Macharski, który następnie odprawia dla nich
Mszę św. w tamtejszym sanktuarium.
Pięć lat temu Papież wraz z rzeszą wiernych odkrywał
w tym miejscu tajemnice Różańca św. Po modlitwie ukazała się na niebie
tęcza. W tym roku dziwnym zbiegiem wypadków pojawiła się znowu, zaraz
po Mszy św., na pożegnanie, gdy wszyscy zaczęli się już rozchodzić
do domów.
Za rok ponownie, jak w każdą pierwszą sobotę czerwca,
wyruszy na Papieski Szlak pielgrzymka. Jak co roku wyjdzie rano z
Krzeptówek, aby na wieczór dotrzeć do Ludźmierza. Każdy, kto ma Boga
w sercu i wygodne buty, może dołączyć. Górale ze Skalnego Podhala
wszystkich serdecznie zapraszają.
Pomóż w rozwoju naszego portalu