Reklama
Chartres to legendarne miejsce klimatu sztuki gotyckiej i zarazem
najwznioślejszej duchowości chrześcijańskiej. Nie tylko w samym średniowieczu
zresztą. Strzeliste wnętrze tej gotyckiej katedry, przeniknięte wielobarwnym
światłem najpiękniejszych i najstarszych bodaj witraży świata (których
światło wędruje po tym wnętrzu wraz z ruchem słońca), stwarza jedyną
w sobie całość. Skłania ona ku najwznioślejszej kontemplacji spraw
sztuki i wiary; wyjątkowo żarliwie zbliża do Boga. Z wielu świadectw
tych przeżyć szczególnie bliskie są nam przeżycia Jerzego Wolffa,
jednego z najwybitniejszych malarzy polskich XX wieku. W 1949 r.
spędził on w tym wnętrzu sześć godzin i wyszedł przemieniony. Zdecydował,
że wróci do komunistycznej Polski (choć mógł zostać na emigracji),
ale już jako kapłan. W Warszawie wstąpił do Seminarium i dopiero
po jedenastu latach powrócił do malowania. Z tego okresu pochodzą
jego najdojrzalsze artystycznie i duchowo obrazy - może w swej subtelności
kolorystycznej echo Chartres.
Do Chartres jechałem nocą z Paryża pustą o tej porze
szosą wśród równinnych pól. Każdy z przebytych już spośród ponad
czterystu kilometrów wzmagał we mnie napięcie - jechałem przecież
na spotkanie z pragnieniem mojego życia. Wreszcie w intensywnym świetle
księżyca zaczął pokazywać się zarys wzgórza obrosłego domami. Pośrodku,
na szczycie tego wzgórza, rozpoznałem zarys bryły katedry - Notre
Dame de Chartres.
Widno było prawie jak w dzień i mogłem długo kontemplować
- w pierwszym oglądzie - wyostrzone rysy rzeźb słynnych portali -
romańskiego jeszcze właściwie, potrójnego "portalu królewskiego"
w fasadzie głównej (zachodniej), przedstawiającego królów i królowe
biblijne (ok. 1145 r.), następnie późniejsze już (z I połowy XIII
wieku) rozbudowane przestrzennie portale: północny i południowy,
prowadzące do ramion transeptu katedry. Te ostatnie są istnymi arcydziełami
rzeźby gotyckiej. Zaludnione wielką ilością prawie plastycznych postaci
kulminują wyobrażeniami św. Jana Chrzciciela (po stronie północnej)
i majestatycznego Chrystusa (po stronie południowej). Cechuje je
dynamika, plastyczność, ekspresja.
Rankiem mogliśmy już wejść do wnętrza katedry i pozostać
tam na wiele godzin. Niespodzianką była nie tylko siła przeżycia
piękna witraży, ale i niezwykłe bogactwo rzeźby architektonicznej,
zwłaszcza na kapitelach kolumn. No i niezwykła strzelistość oraz
nader zróżnicowane bogactwo przestrzenne tej - w części pięcionawowej
katedry, która z każdym krokiem odsłaniała coraz to inne perspektywy
urzekającej pięknem przestrzeni.
Katedra w Chartres to jakby dwie katedry wbudowane w
siebie. Budowla z końca I połowy XII wieku, niemal inaugurująca gotyk (
po Saint-Denis), spłonęła w 1194 r. Pozostała z niej część frontowa,
za którą zaraz po pożarze budowano stopniowo cały korpus nawowy wraz
z wystrojem (stąd portale boczne są późniejsze od głównego). Ale
całość jest niezwykle harmonijna i nie wyczuwa się tutaj różnic.
I jest piękna - można powiedzieć: piękna ponad wszystko, piękna niepowtarzalnym
duchem tego miejsca.
Bo samo Chartres też jest miejscem szczególnym. Biskupstwo
powstało tu już w połowie IV wieku. W średniowieczu rozwinęła się
tu na najwyższym poziomie szkoła katedralna, tu przepisywano i zdobiono
malarsko księgi. Stąd zaczynał się bodaj najważniejszy szlak pielgrzymkowy
do sanktuarium św. Jakuba St. Apostoła w Composteli, szczególnie
ważny dla pielgrzymów idących z Paryża. Ośrodkiem pielgrzymkowym
Chartres jest do dziś.
Patrząc na to arcydzieło, jakim jest katedra w Chartres,
jesteśmy pełni podziwu nie tylko dla budowniczych i artystów, ale
i dla szerokich rzesz ludzi różnych stanów, nawet najbogatszych,
którzy własnoręcznie pchali taczki lub zaprzęgali się do wozów z
żywnością i kamieniami, by i w ten sposób przyczynić się do powstania
wielkiego dzieła chwalącego Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu