Niedouczony "Europejczyk"
Reklama
Kreujący się na "wielkiego Europejczyka" były prezes Stowarzyszenia
Dziennikarzy Polskich Stefan Bratkowski od lat "wyróżnia się" mało
europejską skłonnością do skrajnych epitetów i oszczerczych pomówień.
Typowe pod tym względem było kiedyś nazwanie przez niego Wiesława
Chrzanowskiego (wówczas prezesa ZChN) Fuahrerem. Chrzanowskiemu można
było zarzucić wiele rzeczy, np. skrajną miękkość i bierność w czasie,
gdy był ministrem sprawiedliwości RP. Nic nie mogło być jednak dalsze
od prawdy niż nazwanie właśnie Chrzanowskiego Fuahrerem, a więc kimś
twardym i bezwzględnym. Ostatnio tenże Bratkowski mnoży oszczercze
pomówienia pod adresem Radia Maryja i środowisk prawicowych. Co najgorsze
- "nasz Europejczyk" daje nierzadko wyraz ogromnej niewiedzy o tym,
co się w Europie dzieje, nawet w bardzo bliskich stronach. W Rzeczpospolitej
z 2-3 marca w dodatku Plus-minus ukazał się tekst Bratkowskiego pt.
Wolałbym, dowodzący, że Bratkowski najwyraźniej przespał cztery ostatnie
lata... Najwyraźniej, bowiem dotąd nie wie, że akurat cztery lata
temu komuniści na Węgrzech przegrali w wyborach i musieli ustąpić
rządom koalicji prawicowej, zdominowanej przez Partię Młodych Demokratów
FIDESZ na czele z Viktorem OrbaMnem. Bratkowski pisze zaś, atakując
premiera OrbaMna, iż: "Reformatorskie skrzydło ichnich komunistów
rządzi tam i dziś. Dla jasności - to nie dziedzice rewolucji węgierskiej
1956 r., dla której oddawaliśmy krew, lecz tych, co ją zdławili,
ale zmądrzeli". Bratkowski pomylił z obecnym premierem OrbaMnem przegranego
przed czterema laty w wyborach postkomunistę Gyulę Horna, który po
październiku 1956 r. służył w formacjach dławiących tendencje propowstańcze.
Tak fałszywie przedstawiony przez niego OrbaMn, najmłodszy premier
Europy, nie mógł tłumić powstania w 1956 r., gdyż urodził się ponad
6 lat po jego stłumieniu, w maju 1963 r.
Dodajmy, że właśnie Viktor OrbaMn był w 1989 r. pierwszym
politykiem węgierskim, który publicznie zażądał wyjścia wojsk sowieckich
z Węgier (podczas uroczystego pogrzebu Imre Nagya, premiera z 1956
r., zamordowanego w czasie popowstańczych represji). Przypomnijmy,
w Polsce jeszcze w 1990 r. Janusz Reiter twierdził na łamach Gazety
Wyborczej, jak bardzo potrzebny jest dalszy pobyt wojsk sowieckich
w naszym kraju. Cała sprawa jest straszną plamą dla Rzeczpospolitej,
w której nikt nie zauważył kompromitującej wpadki Bratkowskiego.
"Wyborcza" znowu kłamie
Od dłuższego czasu pracuję nad odrębną książką o kłamstwach
i oszczerstwach Gazety Wyborczej. Materiał pod tym względem jest
aż nadto obfity. Oto kolejny przykład. W Gazecie Wyborczej z 6 marca
ukazała się napaść prasowa na prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej
Edwarda Moskala, pełna zniekształceń i przemilczeń (tekst Bogdana
Węglarczyka pt. Kolejny skandal Moskala). Autor Wyborczej zarzucił
Moskalowi antysemityzm w związku z przekręconym krótkim fragmentem
tekstu jego wystąpienia podczas obchodów Dnia Pułaskiego. Atakując
prezesa Moskala za skrytykowanie przez niego żydowskiego kandydata
do Kongresu Rahma Emanuela, rywalizującego z Polką Nancy Kaszak,
Węglarczyk całkowicie przemilczał ogromną część nader ważnego wystąpienia
prezesa KPA. Otóż było ono bardzo ostrym atakiem na jaskrawe przejawy
dyskryminowania Polaków przez władze Chicago, a zwłaszcza na krzywdzące
Polaków zmiany granic dystryktów w tym mieście, mające uniemożliwić
Polakom odpowiedni do liczebności udział we władzach Chicago.
Starając się uderzyć w rzekomy "antysemityzm" prezesa
Moskala, Gazeta Wyborcza z tegoż 6 marca zamieściła również swoisty
zmanipulowany wybór Z kalendarzyka prezesa Moskala, podając m.in.
takie fragmenty jego tekstów:
"- Kwiecień 1996 (...) prawdą jest fakt zabijania przez
państwo Izrael niewinnych kobiet i dzieci, które schroniły się w
obozach w Libanie (...).
- Maj 2001. O Jedwabnem Żydzi zamiast popierać oskarżenia
przeciwko Polsce powinni zachowywać się poprawnie wobec Palestyńczyków,
zamiast zabijać ich dzieci. Celem antypolskiej kampanii Żydów jest
pomniejszenie własnego okrucieństwa i gwałcenie prawa (...) wykorzystując
do tego polskich Quislingów".
Proizraelskim "jastrzębiom" z Gazety Wyborczej warto
przypomnieć, że stwierdzenia Moskala tak krytyczne wobec masakry
na Palestyńczykach nie są żadnym przejawem antysemityzmu (nie mówi
o tym, że broni jednych Semitów-Arabów przeciw okrucieństwom drugich
Semitów-Żydów), lecz wyrazem obiektywnej prawdy. Nie kto inny wszak
jak obecny premier Izraela Ariel Szaron jest nazywany "rzeźnikiem
z Libanu" jako odpowiedzialny za umożliwienie falangistom, przez
wsparcie militarne, przeprowadzenia ludobójczej masakry w dwóch obozach
palestyńskich uchodźców w Sabrze i Szatili w 1982 r. (zamordowano
ponad 1000 bezbronnych Palestyńczyków: kobiet, starców i dzieci).
Kilka lat temu izraelski ostrzał spowodował śmierć niewinnych 102
Palestyńczyków w Kanie Galilejskiej. W wydanej w zeszłym roku książce
Kogo muszą przeprosić Żydzi pisałem, że słynny skrzypek pochodzenia
żydowskiego - Yehudi Menuhin porównał zaborczą politykę władz izraelskich
w Palestynie do tego, co się działo w nazistowskich Niemczech. Słynny
izraelski filozof i etyk, autor kilkudziesięciu książek -
Jeszajsu Lejbowicz publicznie nazwał izraelskie wojska "
judeo-nazistami". Była minister w izraelskim rządzie - kierowanym
przez premiera Rabina - Szulamit Aloni nazwała w 1999 r. Izrael "
krajem rasistowskim".
Policyjna cenzura w Tychach
22 lutego w Tychach doszło do szokującego aktu policyjnego
bezprawia, godzącego w wolność słowa w Polsce - miejscowy podkomisarz
policji Robert Grupa skonfiskował miejscowej "Naszej Księgarni" cztery
książki bez nakazu prokuratorskiego czy wyroku sądowego pod zarzutem
rzekomego antysemityzmu. Chodziło o książkę Henryka Pająka i o trzy
moje książki: o drukowaną w odcinkach w Niedzieli książkę pt. 100
kłamstw
J. T. Grossa, wydaną w czerwcu zeszłego roku, o wydaną
trzy lata temu książkę Przemilczane zbrodnie i wydaną w sierpniu
zeszłego roku w "Bibliotece Książek Niepoprawnych Politycznie" pozycję
Kogo muszą przeprosić Żydzi.
Żadna z tych książek dotąd nie spotkała się nigdzie w
prasie z próbą zakwestionowania wiarygodności najmniejszego choćby
jej fragmentu, jednego choćby zdania. Treść swych książek oparłem
na wielojęzycznej literaturze, częstokroć na tekstach autorów żydowskich.
Na przykład w książce Kogo muszą przeprosić Żydzi większość cytatów (
blisko 50) zaczerpniętych jest od autorów pochodzenia żydowskiego.
Zarzut antysemityzmu jest tym bardziej groteskowy, że właśnie ja
jestem autorem, który w ostatnich dziesięcioleciach najwięcej w Polsce
pisał o propolskich żydach czy patriotach pochodzenia żydowskiego.
Właśnie ukazał się mój odrębny tomik na ten temat we wspomnianej "
Bibliotece Książek Niepoprawnych Politycznie" (Wydawnictwo MaRoN,
tel. 0-608-854-215) - Przemilczani obrońcy Polski.
Policyjni konfiskatorzy w Tychach, wspierani przez tropicieli "
antysemityzmu" z Urzędu Miejskiego w Tychach, zdominowanego przez
SLD i UW, nie zatroszczyli się o udowodnienie oszczerczych pomówień
przeciw moim książkom, dotąd nie podali żadnej strony z trzech moich
książek, którą można by oskarżyć o rzekomy "antysemityzm". Podobno
dopiero teraz usilnie szukają dowodów mej winy, zagrożonej więzieniem
do 3 lat. Wszystko w myśl starej stalinowskiej zasady: "Dajcie mi
człowieka, a paragraf zawsze się znajdzie". Upowszechnia się za to
najskrajniejsze pomówienia na temat skonfiskowanych przez policję
w Tychach książek. Według artykułu Macieja Wałaszczyka (Nasz Dziennik
z 17 lutego) - naczelnik Biura Informacji i Promocji Urzędu Miejskiego
w Tychach Marcin Lauer twierdził, że działania Urzędu Miejskiego
w Tychach zostały spowodowane dość szczególnymi "sygnałami" od mieszkańców
miasta. Głosiły one, że rozpowszechnia się książki, w których m.in.
głosi się, że Żydzi są odpowiedzialni za Jedwabne. Każdy, kto zna
moje 100 kłamstw J. T. Grossa, dobrze wie, że nie pisałem o rzekomej
odpowiedzialności Żydów za Jedwabne, ale też przeciwstawiałem się
zrzucaniu na Polaków winy za niemiecką zbrodnię, pisząc o jednoznacznej
niemieckiej odpowiedzialności za Jedwabne. Znany historyk prof. Tomasz
Strzembosz w komentarzu dla Naszego Dziennika z 27 lutego powiedział: "
Książkę 100 kłamstw J. T. Grossa czytałem i nie znalazłem w niej
niczego, co powinno uruchomić prawo karne (...). Dlatego jest to
w tym wypadku pójście daleko poza margines prawa". Inny historyk
- prof. Ryszard Bender powiedział dla tegoż numeru Naszego Dziennika
o konfiskacie książek w Tychach: "Uważam, że jest to powrót do praktyk
systemu policyjnego rodem z ciemnych lat PRL. Wówczas to MO mogła
dokonywać takich konfiskat (...). W tej sprawie powinien zostać wystosowany
protest do Rady Europy, gdyż naruszono wolność osobistą oraz wolność
słowa".
Monika Rotulska omówiła 0w tekście pt. Niebezpieczne
tematy? (Głos z 9 marca) stanowcze wystąpienie protestacyjne, jakie
miało miejsce ze strony oddziału Kongresu Polonii Kanadyjskiej w
stołecznym Toronto. Autorzy uchwały stwierdzili m.in.: "Rekwizycja
książek oraz oskarżenie ich autora jest złamaniem podstawowej zasady
wolności słowa (...). Akcja podjęta przeciwko prof. Jerzemu Nowakowi
jest dodatkowo niesprawiedliwa i krzywdząca wobec faktu, iż inny
autor - prof. Jan T. Gross nie został pociągnięty do odpowiedzialności
karnej za publikacje oszczerstw zawartych w jego Sąsiadach".
Jerzy Biernacki w obszernym tekście na temat tyskiego
bezprawia - Wolność słowa policyjnie zakazana (Nasza Polska z 6 marca)
pisze m.in., że wtrącanie się policji i prokuratury do debaty na
temat stosunków polsko-żydowskich "poprzez konfiskaty książek i wdrażanie
niepotrzebnych śledztw jest brutalną ingerencją skierowaną przeciwko
konstytucyjnie zapisanej wolności słowa i dyskusji. Przypomina praktyki
z najgorszych czasów (...)".
BZ w Nowej Myśli Polskiej z 10 marca pisze w tekście
pt. Wyjątkowy tupet: "Istnieje podejrzenie, że za aferą w Tychach
stoją SLD-owcy i działacze UW. Jaki jest ich poziom intelektualny?
Pewnie niski, tak samo jak poziom ich wiedzy (...). Przypadek tyski (
...) to przejaw nadgorliwości i serwilizmu lokalnych środowisk".
Pikanterii całej sprawie dodaje wyraźnie podobna w stylu
ocena poziomu tyskich sprawców nagonki na książki umieszczona w NIE
Urbana. W numerze z 7 marca ubolewa się tam, że: "Na głowę chyba
padło Urzędowi Miejskiemu w Tychach, który polecił policji konfiskatę
książek Jerzego Roberta Nowaka i Henryka Pająka, bo mogą być ´antysemickie´"
. Autora z NIE najbardziej denerwuje fakt, że pierwszym efektem konfiskaty
stało się szybkie rozprzedanie wspomnianych książek w Tychach.
Znamienny jest fakt, że o całej sprawie, mimo wciąż toczącego
się od 22 lutego śledztwa, nadal milczą konsekwentnie takie gazety,
jak Gazeta Wyborcza, Rzeczpospolita czy Życie. Mamy tu dość typowy
przykład tego, jak wszystkie te gazety pojmują zasady informowania
czytelników i na czym polega ich zaangażowanie w obronę wolności
słowa.
Na szczęście, pełzający powrót do praktyk policyjnych
wobec książek jest coraz mocniej demaskowany w chrześcijańsko-patriotycznych
mediach (poza cytowanymi wyżej czasopismami i Naszym Dziennikiem
wiele razy mówił o sprawie tyskiego skandalu dyrektor Radia Maryja,
o. Tadeusz Rydzyk). Podjął całą sprawę bardzo krytycznie poseł Marek
Kotlinowski, prezes Ligi Polskich Rodzin. Sprawa została podjęta
również w trakcie debaty wokół raportu Kieresa przez posła Antoniego
Stryjewskiego i stała się podstawą treści dwóch interpelacji, wystosowanych
przez posła "Prawa i Sprawiedliwości" Artura Zawiszę do minister
sprawiedliwości Barbary Piwnik i do ministra spraw wewnętrznych Krzysztofa
Janika. W swych interpelacjach poseł Zawisza podkreślał w odniesieniu
do moich książek: "W szczególności zwraca zawsze uwagę pozostająca
bez zarzutu baza źródłowa decydująca o naukowym, a nie tylko publicystycznym
czy polemicznym charakterze prac. W tej sytuacji zdumienie musi budzić
ingerencja policji, która stanowi zagrożenie dla wolności badań naukowych
i domaga się natychmiastowego wyjaśnienia".
Gorąco dziękuję Czytelnikom Niedzieli za tak liczne wyrazy
solidarności ze mną, nadsyłane pod adresem Tygodnika w Częstochowie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu