Wielokrotnie w Ewangelii powtarzają się słowa: "Kto ma uszy do
słuchania, niechaj słucha" (Mk 4, 9). Jest to oczywiście stwierdzenie
mające zwrócić uwagę słuchaczy na ważność wypowiadanych słów. Jakkolwiek,
możemy się zastanawiać, do czego mogą jeszcze służyć uszy, jeśli
nie do słuchania. Według zamysłu Bożego Dobra Nowina ma być właśnie
przepowiadana w formie słowa. Zanim pojawiły się telewizory i komputery,
zanim zaczęto drukować gazety i czasopisma, zanim nawet spisano księgi
Pisma Świętego, słowa skierowane przez Boga były przekazywane z ust
do ust, czy raczej należałoby powiedzieć - z ust do uszu. Św. Paweł
napisze nawet, że spodobało się Bogu zbawić ludzi przez "głupstwo"
głoszenia słowa. Rzeczywiście - jak na pozór mało efektywne jest
mówienie; szczególnie, gdy wypowiadanych jest wiele słów, gdy łatwo
się pogubić w ich mnogości. Ale właśnie taki był pomysł Pana Boga,
a o jego słuszności niech świadczy tempo, w jakim Ewangelia rozprzestrzeniała
się już w pierwszych wiekach - mimo że nie było środków masowego
przekazu. Bo tajemnica tkwi w samym słowie, które nie jest tylko
pustym dźwiękiem, ale ziarnem Bożym zasiewanym w naszych sercach;
ziarnem, w którym tkwi Boża moc. A słowo Boże jest żywe i skuteczne,
jak zapewnia nas autor Listu do Hebrajczyków (Hbr 4, 12). Mimo jednak
mocy zawartej w słowie, potrzeba naszego otwarcia się na Bożą prawdę;
słowo nie zaowocuje bez naszego zaangażowania.
"Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili,
ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą
sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy,
a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom" (2 Tm 4, 3-4). Na wypełnienie
się tych słów Apostoła nie trzeba było długo czekać; już u zarania
chrześcijaństwa pojawili się głosiciele swoich własnych poglądów,
którzy w imię Boga i Ewangelii przekazywali treści nie mające nic
wspólnego z Objawieniem, a raczej mające na celu przyciągnięcie słuchaczy.
I dziś nie brakuje takich "apostołów samych siebie"; nie zważając
na prawdziwe orędzie Boże, mówią to, co ich słuchacze chcieliby słyszeć.
Schlebiają ludzkim słabościom; pod pozorem zrozumienia ludzkiej niedoskonałości
mówią nam, że wszystko jest dozwolone, zachęcają do porzucenia jakichkolwiek
ograniczeń, zapomnienia o pracy nad sobą i potrzebie uświęcania się.
A wszystko "udowadniają" odpowiednio dobranymi, a wyrwanymi z kontekstu,
słowami Pisma Świętego. Nie dziwi więc fakt, że znajdują się ludzie
chętnie za tymi nauczycielami podążający. Mało tego - fakt zdobywania
popularności ma według nich świadczyć o prawdziwości ich posłannictwa.
Bądźmy bardzo ostrożni przed łatwowiernym poddawaniem się
tym "nowym naukom", pamiętając, że właśnie w czasie wakacji, urlopów
najłatwiej spotkać tych "nowoczesnych proroków" głoszących, że to
właśnie oni mają najpełniejsze zrozumienie Boga i Jego nauki. Pamiętajmy
o słowach Chrystusa: "Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań,
choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy
w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten
będzie wielki w królestwie niebieskim" (Mt 5,19). Nie można interpretować
Słowa Bożego po swojemu; nie można z niego wybierać tylko tych prawd,
które nam odpowiadają. Nie dajmy się zwieść tym fałszywym nauczycielom,
pamiętając przestrogę zawartą w trzynastym rozdziale Apokalipsy św.
Jana, że nawet czynienie nadzwyczajnych znaków i cudów wcale nie
musi oznaczać pochodzenia od Boga. Potrzeba nam wiele rozwagi i mądrości,
a przede wszystkim pokornego poszukiwania prawdy Bożej, a nie sensacyjnych
nowinek czy nadzwyczajności. Nie zapomnijmy też o szczerej modlitwie
i korzystaniu z sakramentów świętych dających nam moc do przeciwstawienia
się grzechowi. Okażmy, że nasze uszy służą do słuchania właśnie i
to do słuchania tego, co jest prawdą od Boga pochodzącą, a nie "zmyślonym
opowiadaniem". Oby czas wakacji posłużył nam raczej do zbliżenia
do Boga, do pogłębienia więzi z Nim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu