Reklama

Koniec kadencji Rady Programowej TVP SA

Rzeczy nowe, rzeczy "omszałe"

Niedziela Ogólnopolska 8/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rada Programowa telewizji publicznej zakończyła w styczniu br. swoją czteroletnią kadencję. Dlaczego warto było wspierać to doradcze ciało - oficjalnie będące organem Spółki TVP SA - swoim udziałem? Czy nie była to działalność czysto symboliczna, skazana na niepowodzenie? Rada wszak w większości składała się z osób bądź bezpośrednio powiązanych z SLD-owskim układem partyjno-politycznym, który trzyma mocno w garści - niezmiennie - to najważniejsze medium w Polsce, bądź z ludzi intelektualnie i duchowo bliskich tej orientacji. Było nas zaledwie czworo (na piętnaścioro członków Rady): Grażyna Sołtyk, Robert Tekieli, Wojciech Wencel i niżej podpisana - katolików, wśród których znajdowali się moi koledzy o znaczącym dorobku artystycznym bądź społecznym (G. Sołtyk - posłanka II kadencji, przewodnicząca warszawskiego Stowarzyszenia Rodzin Katolickich). Spośród pozostałych członków Rady czasem wspierał nas swoim głosem znany aktor Janusz Zakrzeński (związany z PSL) oraz producent filmowy Jan Dworak (niegdyś SKL, obecnie PO). Dlaczego więc było warto?
W gmachu przy Woronicza pozostawiony został ślad, że nie wszyscy zgadzają się z wizją świata, jaką kształtuje telewizja publiczna. Próbowaliśmy reprezentować w tej sprawie opinię polskich katolików: jakiej mianowicie telewizji publicznej oczekują, jak oceniają tę, która działa. Wbrew pozorom sens tej troski - która nieraz przybiera formę protestów - jest daleko głębszy, nie tylko symboliczny. Polacy cały czas dopominają się o swoją, czyli publiczną telewizję. Nie zrezygnowali z niej. Komuniści tymczasem robią wszystko, byśmy uznali stan rzeczy, machnęli ręką i powiedzieli, że nic się nie da zrobić. Że trzeba się zgodzić na to, co jest. Stos korespondencji, który napływał do Rady - z całej Polski, z zagranicy, od osób prywatnych, instytucji, organizacji - mówił, że nie jest nam wszystko jedno. Nie ma zgody, telewizja publiczna musi się zmienić. Te listy wyrażają dojrzałą postawę obywatelską, ich autorzy rozumieją sens słowa: publiczna. Komuniści chcieliby w Polsce zagłaskanej opinii publicznej. Cóż, rośnie oglądalność, ludzie zaakceptowali ten powrót do PRL - obecny w poziomie telewizyjnej rozrywki, wyselekcjonowanym starannie serwisie informacyjnym, w kampaniach propagandowych przeciwko prawicy, w ramach przygotowania do wyborów. Komuniści marzą, by oceniać tylko ich " profesjonalizm": jesteśmy medialnie tak wspaniali, nowocześni, bez zarzutu. Nie możecie się bez nas obejść, nawet jeżeli nie wszystko wam się w naszej telewizji podoba. Ludzie telewizji, z którymi miałam okazję się zetknąć, ci na ważnych stanowiskach, emanują doskonałym samopoczuciem; ta wysoka samoocena połączona z gładkością w sposobie bycia ma informować otoczenie: jestem znakomity, bo mam władzę.
Na konferencji prasowej odchodzącej Rady Programowej w pierwszym rzędzie siedziała jedna z Pań Bardzo Ważnych telewizji publicznej, pani od bieżących komentarzy. Z zawodowym uśmiechem dawała bardzo dyskretne (naprawdę "profesjonalne") znaki kamerzyście - który filmował wystąpienia członków Rady - kiedy mianowicie ma wyłączyć kamerę.
Autorzy listów do Rady Programowej, w których poddawali krytyce manipulacje telewizji, słaby poziom warsztatu, znikanie wartościowych programów, wykoślawianie obrazu Kościoła, rozumieją, że słowo publiczny znaczy: służebny, na służbie społecznej w służbie narodu. Kiedyś istniało w Polsce Ministerstwo Oświecenia Publicznego. Nikt nie miał wątpliwości, że słowo to oznaczało instytucję państwową, która dba o edukację, kulturę, dobre obyczaje tych, którzy tego nie mają z domu, którzy dóbr tych potrzebują. Na tym polegała jej służebność wobec społeczeństwa. Dzisiejsza telewizja publiczna, całkiem na odwrót, łączy w sobie cechy orwellowskiego Ministerstwa Prawdy - ma całkowity monopol, wraz ze środowiskiem, które reprezentuje Gazeta Wyborcza, na rodzaj informacji, jakie mają się przedostać do odbiorców, jakie są dozwolone - oraz instytucji dawniej zwanej tancbudą, gdzie serwuje się najmniej wyszukaną rozrywkę. A przecież w dzisiejszych realiach cywilizacyjnych telewizja jest często jedynym dobrem kultury - o ogromnej sile przyciągania - które dla wielu ludzi pozostaje synonimem lepszego, bogatszego, bardziej wartościowego życia.
W ciągu czterech lat obecności w Radzie Programowej TVP miałam okazję spotkać wybitnych twórców telewizyjnych i autorów lubianych i cenionych programów, takich jak: Opinie, Małe ojczyzny, Ojciec Leon zaprasza, Swojskie klimaty, Wódko, pozwól żyć, Kultura duchowa narodu, Domowe przedszkole. Przychodzili do Rady z prośbą o pomoc, przychylną opinię, interwencję. Niestety, mimo starań - z reguły jednak nie całej Rady - programy te kolejno znikały z anteny. Jedne z ostatnich już w telewizji publicznej, w których było ludzkie ciepło, atmosfera spotkania z drugim człowiekiem - a nie jakieś przepychanki czy mizdrzenie się - mądrość, chęć dociekania prawdy. A także troska o wspólne dziedzictwo duchowe Polaków, o tożsamość; troska o tradycyjne wartości. Nie ma dla nich miejsca. Tymczasem trwa na antenie pseudodowcipny, wyświechtany "kabarecik" Olgi Lipińskiej.
W zeszłym roku Rada Programowa przyznała swoją nagrodę Małym ojczyznom, cyklowi filmów dokumentalnych - za najlepsze wypełnienie misji telewizji publicznej. Na przekór mitowi, że wszystko, co interesujące, musi posiadać wartość komercyjną, a więc być "dobrze sprzedawalne", tanie, krzykliwe.
Małe ojczyzny pokazywały cudowny klimat wspólnot lokalnych, często zawiązujących się wokół parafii. Prawdziwą sztuką była umiejętność pokazania pracy i twórczości tych wspólnot poprzez pokolenia, duchowego, ale i materialnego piękna, które tworzy się nie od razu, na którego dojrzewanie potrzebny jest czas. Na jednym z ostatnich spotkań Rady Programowej dowiedzieliśmy się, że mimo nagrody, niezłej oglądalności ( okropne słowo, które bywa też pociskiem szybkostrzelnym i śmiercionośnym dla rzeczy wartościowych), Małych ojczyzn już nie będzie, gdyż cykl ten jest "omszały" i "nudny". W jego miejsce mają być emitowane programy pod hasłem: Moja mała Europa albo Królowie życia - pokazujące, jak radzić sobie w trudnych czasach. W miejsce "omszałości" budujące przykłady, jak rozkręcić mały biznesik.
Z telewizji publicznej stopniowo odchodzą ludzie rozumiejący znaczenie pewnych pojęć: służba publiczna, wspólnota, tradycja, tożsamość narodowa, kultura duchowa. To wszystko męczy i drażni nowych ludzi nowej telewizji publicznej. Musi być ciągle nowa, ciągle ekscytować pomysłami, zabawami, fajerwerkami, żeby towarzystwo nie pousypiało.
W ostatnich tygodniach tej kadencji Rady Programowej udało się przyznać - z inicjatywy katolickiej jej części - nagrodę programowi Redakcji Katolickiej dla dzieci - Ziarno. Jest to lubiany, bezpieczny program, w którym dzieci nie wystawia się na sprzedaż jako atrakcyjnego towaru, bo są z natury rzeczy "osobowościami medialnymi", ale są tu słuchane i same potrafią słuchać, mówią własnym głosem o rodzinie, swojej parafii, świętości. Bez napięcia rozmawiają z księżmi i siostrami zakonnymi. Ziarno jest radosne i bezpretensjonalne. Wylansowało też - na przekór modzie - oryginalną twórczość muzyczną, dzieci śpiewające w "Arce Noego" i w zespole "Dzieci z Brodą". Obawiam się, czy ludzie o mentalności wiecznych showmanów albo namaszczonych inżynierów dusz, którym wydaje się, że mogą dowolnie zmieniać człowieka, bo mają narzędzie - telewizję, nie dojdą do wniosku, że Ziarno pokazuje przestarzały świat, który nikogo z telewidzów nie obchodzi, a jeśli obchodzi, to nie powinien. Wszystkie siły zużywa bowiem telewizja publiczna na wykrzesanie nowego człowieka, który stracił serce do polityki - którą mu się tu stale obrzydza - i będzie się chciał jedynie bawić, podniecać, zabijać czas i liczyć pieniądze.
Nie zapomnę pełnej zażenowania miny kamerzysty, który chciał tylko zrobić filmowy zapis konferencji prasowej Rady Programowej, rzetelnie, od początku do końca, a który musiał zgodzić się na ręczne sterowanie. Telewizja publiczna zagrożona jest przez ludzi, którzy są wytrenowani do tego, by nie pokazywać prawdy, by preparować rzeczywistość. Wydaje im się, że zyskują przez to jakąś przewagę, że tamta część rzeczywistości nie liczy się, znika. Postkomuniści wierzą w telewizję jak w Marksa. To ich najsilniejsza broń. W dodatku nie widać na horyzoncie sił politycznych, które chciałyby i potrafiły zawalczyć o to najważniejsze medium i wykorzystać je dla dobra wspólnego. "Solidarność", AWS - jak można sądzić - ani nie chciała, ani nie potrafiła tego uczynić. Raz oddana telewizja publiczna nieprędko dostanie się w ręce sił, które nie będą jej traktowały jako wyśmienitej broni psychologicznej przeciw własnemu narodowi, ale uczynią z niej miejsce spotkania, wymiany niezależnej myśli, integrowania Polaków przez język i kulturę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Znalazło się nagranie z "przejęzyczeniem" Nowackiej. Pogrąża ją jeszcze bardziej

2025-01-28 13:57

[ TEMATY ]

kompromitacja

nagranie

Barbara Nowacka

przejęzyczenie

Telewizja Polsat

Barbara Nowacka

Barbara Nowacka

Nie milkną echa tzw. "przejęzyczenia" Barbary Nowackiej. Podczas międzynarodowej konferencji "My jesteśmy pamięcią. Nauczanie historii to nauka rozmowy" polska minister powiedziała, że "na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady".

Barbara Nowacka próbowała się tłumaczyć, że cała sprawa jest tylko "przejęzyczeniem".
CZYTAJ DALEJ

Google Maps zmieni nazwę Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Amerykańską dla użytkowników z USA

2025-01-28 12:21

[ TEMATY ]

USA

Zatoka Meksykańska

Zatoka Amerykańska

Google Maps

Adobe Stock

Widok na Zatokę Meksykańską z Półwyspu Jukatan

Widok na Zatokę Meksykańską z Półwyspu Jukatan

Google Maps zmieni nazwę Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Amerykańską dla użytkowników z USA, gdy zostanie ona oficjalnie zaktualizowana w krajowym systemie nazw geograficznych - poinformowało w poniedziałek oficjalne konto firmy na portalu społecznościowym X.

Zmiana ma być widoczna tylko dla użytkowników w USA. Meksykańscy użytkownicy aplikacji będą widzieli starą nazwę, natomiast ci znajdujący się poza Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem będą mogli zobaczyć obie nazwy.
CZYTAJ DALEJ

Zbrodniarze wychodzą na wolność: o wyższości opinii władzy nad prawem

2025-01-29 06:26

[ TEMATY ]

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Bezprecedensowe wydarzenia w polskim systemie prawnym i politycznym dają się we znaki coraz bardziej.

Koalicja 13 Grudnia, zaczyna wykorzystywać swój wpływ w sposób, który szkodzi zwykłym obywatelom, podważając fundamenty demokratycznego państwa prawa. Co gorsza, dla wielu stało się to już na tyle zwyczajne, że nie budzi większego zdziwienia, gdy polityk rządu komentując skandaliczną decyzję w sprawie „Krwawego Tulipana” publicznie oświadcza, że skład sądu w danej sprawie musi być „odpowiedni”, by morderca, który przyznał się do zbrodni, trafił za kratki. Takie stwierdzenie nie jest już traktowane jako skandal, ale jako element codziennego funkcjonowania w Polsce.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję