Wbrew oczekiwaniom zlaicyzowanego społeczeństwa ogłaszani święci
co roku mobilizują - na różny sposób - miliony osób. Nawet negatywne
reakcje, które wywołują, zaprzeczają twierdzeniom, że kanonizacja
czy beatyfikacja jest "sprawą wewnętrzną Kościoła". Przeglądając
nowe Martyrologium Rzymskie, opublikowane przez Stolicę Świętą, można
się przekonać, że wielu z wyniesionych w ciągu ostatnich lat na ołtarze
jest osobami niewygodnymi dla określonego sposobu myślenia. Są to
święci, których dzisiaj moglibyśmy nazwać "political incorrect".
Nowe Martyrologium Rzymskie zawiera 6 538 haseł, lecz
liczba świętych i błogosławionych jest o wiele wyższa, ponieważ często
obok głównego imienia dodaje się słowa "z licznymi towarzyszami męczennikami"
. Martyrologium gromadzi imiona wszystkich świętych i błogosławionych,
których kult został zatwierdzony przez Kościół. Porządkuje je według
dat ich liturgicznego wspomnienia. Obok imienia podaje się miejsce
i datę śmierci. W paru linijkach określa się tytuł (apostoł, męczennik,
wyznawca itd.), prowadzoną przez nich działalność i cechy ich duchowości.
Po edycji łacińskiej ukażą się narodowe wersje Martyrologium Romanum.
Gdyby kanonizacje były zwykłą "wewnętrzną sprawą Kościoła
katolickiego", to obok radości i czci licznych wiernych nie rozlegałyby
się tak często ze strony niewierzących protesty, wyrazy niezadowolenia,
a nieraz wyraźna opozycja, czego byliśmy świadkami z okazji beatyfikacji
sług Bożych różnego pochodzenia, okresu historycznego czy posiadanego
charyzmatu.
Na przykład - wyniesienie na ołtarze licznej grupy męczenników
chińskich w październiku 2000 r. spotkało się z ostrą krytyką ze
strony władz w Pekinie, dla których owi męczennicy byli "agentami
imperializmu". Najczęściej jednak krytyczne reakcje nie pochodzą
od szczątkowych już na świecie rządów komunistycznych, lecz nade
wszystko ze środowisk laickich i lewackich środków przekazu. Nazywają
one procesy beatyfikacyjne i kanonizacyjne "fabryką świętych", ażeby
je ośmieszyć. Niekiedy nie potrafią powstrzymać się przed pewną nerwowością,
co dziwi, skoro kwestie świętości są dla nich bez znaczenia. Szczególnie
drażnią ich "konserwatywne modele" kanonizowanych. Domagają się innych
- misjonarzy Trzeciego Świata w służbie "teologii wyzwolenia", działaczy
organizacji pozarządowych, szczególnie lewicowych, lekarzy, na przykład "
bez granic", itp. Dla niektórych idealnym kandydatem byłby pustelnik,
który by się nie mieszał do spraw świata albo żeby co najwyżej ograniczył
się do roli spokojnego działacza charytatywnego. Stąd też w ostatnim
czasie w św. Franciszku z Asyżu widzi się głównie "pacyfistę" i "
ekologa". Dochodzi do tego, że poważne dzienniki, jak The Guardian (
6 sierpnia 1999 r.) winią Matkę Teresę z Kalkuty, iż nie dostosowała
się do stereotypu "świeckiego świętego", żywiła konserwatywne poglądy
w sprawie aborcji albo kapłaństwa kobiet.
Bardzo często przytacza się "racjonalne argumenty" sprawiające
wrażenie, że komentatorom chodzi o dobro Kościoła lub dobro dusz.
Niektórym bardzo się nie podoba bł. Josemaria EscrivaM, założyciel
Opus Dei, którego kanonizacji oczekują setki tysięcy wiernych. Ojcu
Pio zarzuca się "przemoc, autorytaryzm i spektakularność" . Skoro
jednak z powodu licznych cudów nie można odmówić mu świętości, zarzuca
się sanktuarium w San Giovanni Rotondo, gdzie pochowany jest Padre
Pio, że w związku z napływem pielgrzymów zarabia na nim miliard lirów (
516 milionów euro) rocznie. La Repubblica (21 grudnia 2001 r.) wręcz
twierdzi, że "mnisi nie są w stanie zliczyć otrzymywanych ofiar".
O ile w jednych przypadkach krytykuje się postawy i działalność
świętych, w drugich, jak na przykład w przypadku Juana Diego, któremu
objawiła się Matka Boża z Guadalupe, wątpi się w ogóle w istnienie
świętych. U podstaw tego wszystkiego tkwi cel rzucenia cieni i podejrzeń
na postacie uznawane przez Kościół za święte.
Pomóż w rozwoju naszego portalu