Reklama

Pro i contra

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Równi i równiejsi

Reklama

Niejednokrotnie ostrzegałem na tych łamach przed zbytnimi iluzjami w sprawie stosunku Unii Europejskiej do Polski. Unia nie tyle chce pomóc Polsce, co pomóc sobie, jak niejednokrotnie pokazywała w przeszłości, wymuszając na Polsce różne korzystne tylko dla UE posunięcia gospodarcze. Tym razem propozycje UE wywołały jednak powszechny sprzeciw w Polsce. Komisja Europejska zapowiedziała, że polscy rolnicy dostaną tylko jedną czwartą dopłat bezpośrednich, jakie otrzymują rolnicy Piętnastki. Tak niskie dopłaty grożą bankructwem polskich rolników, którzy po wejściu Polski do Unii nie będą mogli sprostać konkurencji importowanych produktów od cztery razy mocniej dotowanych rolników zachodnich. Były minister rolnictwa, lider SKL-RNP Artur Balazs powiedział wprost w tym kontekście: "Propozycja jest szkodliwa i cyniczna. Polski rząd powinien odpowiedzieć, że skoro dopłaty będą tylko 25-procentowe, to rynek powinien być także otwarty tylko w 25 procentach" (Życie z 31 stycznia). Były główny negocjator Polski z UE Jan Kułakowski stwierdził: "W tej chwili żaden rząd i żadna opozycja nie mogą przyjąć z zadowoleniem ani nawet z przyzwoleniem propozycji, która by ograniczała dopłaty bezpośrednie do 25% sumy obecnie otrzymywanej przez państwa Piętnastki. Musimy jak najmocniej dążyć ku osiągnięciu 100% (...) nie trzeba grać va banque, ale nie można też we wszystkim ustępować" ( Życie, 31 stycznia). Przewodniczący Klubu Parlamentarnego PSL Marek Sawicki jednoznacznie ocenił: "Jeżeli dzisiaj Unia proponuje takie warunki, to daje wyraźnie sygnał, że Polacy w UE będą obywatelami drugiej kategorii" (Trybuna, 31 stycznia).
Nawet tak ustępliwy wobec Unii rząd Millera tym razem uznał, że trudno przyjąć tak niekorzystne dla Polski propozycje. " Proponowany przez Komisję Europejską poziom dopłat bezpośrednich dla rolników jest niesatysfakcjonujący, a propozycja 10-letniego okresu przejściowego do momentu otrzymania pełnych dopłat nie do przyjęcia" - czytamy w stanowisku polskiego rządu (Rzeczpospolita, 31 stycznia). W Brukseli komisarz Guanter Verheugen zareagował nader brutalnie na sprzeciwy w Polsce, twierdząc na konferencji prasowej: " Nieodpowiedzialne siły rozbudzały w Polsce złudzenia, że polscy rolnicy mogą dostać od razu całość dopłat". Według Verheugena, "była to działalność niemal przestępcza" (Gazeta Wyborcza z 31 stycznia). Ta apodyktyczna próba dyktatu Brukseli spaliła jednak na panewce. Na szczęście, Polska nie była odosobniona w swych sprzeciwach wobec tak krzywdzących dla rolników propozycji Brukseli. Barbara Sierszula pisze w korespondencji z Pragi (Rzeczpospolita, 31 stycznia) w tekście pt. Węgrzy i Czesi też rozczarowani: "´Ta propozycja jest niezgodna z interesami Węgier. To znacznie mniej niż oczekiwaliśmy´ - komentował wczoraj premier Węgier Viktor Orban. Dodał: ´(...) propozycję UE uważam w tej sytuacji za krzywdzącą´. Oznajmił, że połączył się telefonicznie z pozostałymi premierami ´czwórki wyszehradzkiej´, aby ´szefowie rządów Słowacji, Polski, Czech i Węgier zajęli w tej sprawie wspólne stanowisko´". Jak pisze Sierszula: "Główny negocjator (czeski - J.R.N.) do rozmów z UE Pavel Teliczka odrzucił proponowaną przez Komisję wysokość dotacji" . Trybuna z 31 stycznia w opartym na doniesieniach agencyjnych tekście: Rażąca niesprawiedliwość zacytowała m.in. wypowiedź czeskiego ministra rolnictwa Jana Fencla: "Nierówne dopłaty dla rolników z funduszy europejskich po wejściu Czech do UE są nie do przyjęcia". Według tekstu z Trybuny, także przedstawiciel słowackiego Ministerstwa Rolnictwa Lubomir Miczek publicznie skrytykował próbę narzucenia "nierównych warunków" dla rolników ze Słowacji na wspólnym rynku Unii. Według Trybuny, również litewscy negocjatorzy zapowiedzieli, że będą domagać się "mniej dyskryminujących warunków dopłat".

Czy dojdzie do "wspólnego frontu"?

Reklama

Trybuna z 1 lutego informuje (w tekście: Sprzeciw kandydatów, spory w "15") o tym, że premier Czech Milosz Zeman poparł projekt premiera Węgier Viktora Orbana w sprawie potrzeby przyjęcia wspólnego stanowiska przez Czechy, Polskę, Węgry i Słowację w sprawie unijnego planu dopłat dla rolników i innej pomocy dla nowych członków w latach 2004-2006. Według Trybuny, Zeman powiedział: "Sądzę, że nie tylko Czechy, ale i inne państwa kandydujące do UE nie mogą się pogodzić z projektem Komisji Europejskiej. Nie jest dobrze być członkiem drugiej kategorii". Jak pisze Trybuna: "Wiceprzewodniczący Litewskiej Partii Chłopskiej - Nowa Demokracja, poseł Ramunas Karbauskis stwierdził z goryczą, że ´propozycje Komisji´ potwierdzają nasze prognozy, iż Unii niepotrzebne jest nasze rolnictwo i nasi rolnicy. Jest to korzystne tylko dla unijnych rolników, którzy chcą na naszej ziemi uprawiać własne płody rolne, korzystając z taniej siły roboczej". Bardzo ostro wystąpił przeciw propozycjom UE główny dziennik estoński Postimees, w redakcyjnym komentarzu stwierdzając: "Jeśli nowi członkowie zostają wyjęci ze wspólnej polityki rolnej, to wielkie pytanie aż prosi się o to, by je zadać: ´Po co oni w ogóle mają wstępować do takiej Unii...´. Nie ma wątpliwości, że z takim planem estońskie poparcie dla UE spłynie do rowu" (cyt. za tekstem Konrada Niklewicza: Akcja, reakcje, Gazeta Wyborcza z 31 stycznia).
Na tle tak licznych i zdecydowanych sprzeciwów wobec dyktatu Brukseli w różnych krajach kandydujących do UE zarysowuje się możliwość powstania wspólnego frontu tych krajów dla obrony zagrożonych narodowych interesów gospodarczych. Czy postkomunistyczny rząd Millera, tak zabiegający o przychylność Brukseli, zdecyduje się na uczestniczenie w takim wspólnym froncie? Mam bardzo silne obawy w tym względzie. Dlatego tak ważny jest skoordynowany nacisk różnych środowisk na rząd Millera, by nie ustępował w tej tak podstawowej sprawie: trzeba temu rządowi wciąż patrzyć na ręce. Przytoczę w tym kontekście jednoznaczną opinię posła Prawa i Sprawiedliwości Michała Kamińskiego: "Mamy nadzieję, że rząd wzmocniony takim poparciem całej opozycji, tym razem nie ustąpi UE i będzie w stanie obronić nasze narodowe interesy. Rażąco niesprawiedliwe jest oczekiwanie, że polski rolnik musi odbyć tę samą drogę dostosowania, co unijny, ale w czasie dużo krótszym i przy znacząco mniejszym wsparciu finansowym" (cyt. za: Chronić nasze interesy. Reakcje polityków, Trybuna z 31 stycznia).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dwie spektakularne porażki SLD

W ostatnich dniach SLD poniósł dwie znaczące przegrane w głosowaniach sejmowych i w sprawie projektu nowelizacji lustracji, który został odrzucony przez większość posłów. Obie porażki spowodowało niekorzystne dla SLD głosowanie większości posłów PSL, którzy poszli razem z opozycją. Komentujący porażki SLD autorzy SLD-owskiej Trybuny: Agnieszka Lebioda i Piotr Skura pisali w tekście pt. Za, a nawet przeciw? (Trybuna z 30 stycznia), iż politycy PSL przyznają, że "w wielu kwestiach programowych rządu istnieje sprzeczność interesów i poglądów między partiami (...). W sprawach wyborów samorządowych między nami i SLD były, są i będą różnice wynikające chociażby z liczebności obu partii, poziomu poparcia, ich siły - powiedział Trybunie Marek Sawicki, wiceprezes PSL (przy. J.R.N). (...) PSL zdecydowanie odcina się od prezydenckiego projektu nowelizacji ustawy lustracyjnej". Zdaniem autorów Trybuny: " Prezesi Stronnictwa - wicepremier Jarosław Kalinowski czuje (...) na swych plecach oddech szykującej się do przejęcia władzy w Stronnictwie opozycji (...). Sytuację komplikuje (...) wewnętrzna rywalizacja między co najmniej trzema frakcjami w Stronnictwie. Pierwsza z nich - chadecka - skupiona jest wokół Janusza Piechocińskiego. Druga - chyba najbardziej wpływowa - to narodowcy, zwolennicy Zdzisława Podkańskiego, szefa bardzo silnego lubelskiego PSL, oraz Bogdana Pęka. Trzecia frakcja to działacze popierający Kalinowskiego. Prezes ludowców musi wić się jak piskorz, by móc realizować jej program, najbardziej zbieżny z programem SLD-UP. Już trzy miesiące temu miał problemy z przekonaniem swoich kolegów do wejścia w koalicję z lewicą.
Problem "pęknięcia" koalicji podjął też Wojciech Załuska w tekście: Walka o władzę, walka o "Życie" (Gazeta Wyborcza z 30 stycznia). Pisze, że: "SLD nie może darować PSL-owi ´piątkowej zdrady´" . Ludowcy porozumieli się wtedy w Sejmie z opozycją i przeforsowali jesienny termin wyborów samorządowych oraz korzystną dla mniejszych ugrupowań metodę liczenia głosów St. Lague´a. Sojusz chciał wyborów w czerwcu i metody d´Hondta, preferującej najsilniejszych (...). W piątek Kalinowski głosował jak koalicjanci. Ale tylko on (...). ´Kryzys piątkowy´ uruchomił debatę o trudnej współpracy SLD z PSL. Ale też o pozycji Jarosława Kalinowskiego we własnej partii. ´- Nasz prezes ma zbyt dużą skłonność do robienia tego, co chce Miller. Ten ostatni zaś za mało Kalinowskiemu ,dał´, aby PSL chodziło na jego pasku´ - tłumaczy nasz ludowy rozmówca (...). ´Słabość prezesa spowodowała, że w klubie zaczął wyłaniać się konkurencyjny środek decyzyjny´ - kontynuuje nasz informator".

"Wprost" - pokaz niekompetencji

Wprost z 27 stycznia uroczyście fetuje 1000. numer tygodnika. Szkoda tylko, że daje przy tym spektakularny pokaz niekompetencji. Zaczyna się od dywagacji Rafała A. Ziemkiewicza Klasa klasy na temat historii. Autor pisze: "O Romualdzie Traugutcie przeciętny Polak coś słyszał; o Karolu Badenim - już nie". A dlaczego doprawdy miał słyszeć? Po prostu nie było żadnego wybitnego Karola Badeniego. Dość zajrzeć do Polskiego Słownika Biograficznego - są tam przeróżni Badeni: Jan, Kazimierz, Marcin, Michał, Sebastian, Stanisław, Stanisław Marcin, Władysław i żadnego, ale to żadnego Karola. A tyle już razy zachęcałem niektórych publicystów, w tym Rafała A. Ziemkiewicza, by nie zabierali pochopnie głosu na temat dziejów Polski, o których, jak się zdaje, niewiele słyszeli. Równie dobrze Ziemkiewicz mógłby pouczać Polaków na temat literatury, drąc szaty, że nie słyszeli o jemu tylko znanych Franciszku Mickiewiczu i Henryku Słowackim". Osobna plama dla redakcji Wprost, w której nie wiedziano, jak miał naprawdę na imię najsłynniejszy Badeni (Kazimierz), b. premier Austro-Węgier.
W tym samym numerze Wprost - ewidentny przykład złej roboty publicystycznej przy przedstawieniu wizyty Putina w Polsce. Aż trzy teksty o tej samej wizycie, tyle że z uogólnieniami wzajemnie się wykluczającymi i z dosłownie żadną konkretną informacją, co załatwiono w czasie tej wizyty i jakiej sprawy nadal nie załatwiono. Najpierw lewicowy historyk Tomasz Nałęcz w tekście pt. Kurna chata dowodzi, jak wielkie znaczenie mają wzajemne korzyści we współpracy gospodarczej i handlowej z Rosją, i chwali lewicę za działania w tej sferze. W większości tekstu zaś skupia się na piętnowaniu "złej" prawicy, która jakoby blokuje dogadywanie się z Rosją, bo niepotrzebnie przypomina o historii, pielęgnuje "zaduch" i okopuje się wokół "grobów" (aluzja do roszczeń za cierpienia w łagrach etc.). Podczas gdy historyk Nałęcz nawołuje do zerwania z dywagacjami na temat historii, ekonomista Waldemar Kuczyński akcentuje w tekście pt. Rosja bez złudzeń, że nie można zapomnieć o historii, i przestrzega: "Zaprzyjaźnijmy się z Rosją, ale zachowajmy nieufność". Ekonomista Kuczyński, inaczej niż historyk Nałęcz, ostrzega przed "złudnymi nadziejami na bogactwo Wschodu". Podobnie czyni inny ekonomista - Piotr Nowina-Konopka. W tekście Gesty i geściki ostrzega przed gubieniem proporcji, bo " obecna gospodarka rosyjska jest mniejsza od holenderskiej". W odróżnieniu od Nałęcza Nowina-Konopka bagatelizuje również efekty wizyty Putina, widząc w niej głównie rozmowy i geściki, bez znaczących gestów. Ktoś powie: jak to dobrze, że wyrażono trzy różne punkty widzenia na ten sam temat. I ja cieszyłbym się, gdyby z tych trzech tekstów wynikało cokolwiek konkretnego, opartego na rzeczowej informacji, w miejsce powierzchownych ogólników i pustosłowia. Razem biorąc, było tam maksimum słów i uogólnień, minimum faktów i konkretów, a dla czytelników Wprost - po prostu mętlik. Co nie najlepiej świadczy o stylu informowania w tygodniku tak mocno mającym charakter informacyjno-polityczny.

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Najdłuższy” rok Franciszka: jak będzie wyglądał 2025 w Watykanie

2024-12-31 15:57

[ TEMATY ]

Watykan

papież Franciszek

2025

najdłuższy rok

PAP/EPA

Papież Franciszek

Papież Franciszek

Inni w jego wieku cieszą się emeryturą od ponad 20 lat. Papież Franciszek będzie jednak musiał ponownie ciężko pracować w 2025 r. Wynika to nie tylko z obchodów Roku Świętego 2025 i pielgrzymki milionów katolików z całego świata do Wiecznego Miasta, ale także z realizowaniem reformy Kościoła zapoczątkowanej Synodem Biskupów na temat synodalności.

Nowy rok w Kościele powszechnym rozpoczął się w Watykanie w Wigilię Bożego Narodzenia otwarciem przez papieża Franciszka Drzwi Świętych w Bazylice św. Piotra, co zainaugurowało obchodny Roku Świętego 2025. Będzie on trwał dłużej niż 365 dni, a mianowicie do 6 stycznia 2026 r., w którym to czasie - otworzy się i zamknie pięć Drzwi po przejściu przez nie tysięcy pielgrzymów. W wieku 88. lat papież Franciszek ma więc przed sobą szczególnie bogaty w wydarzenia Rok Jubileuszowy.
CZYTAJ DALEJ

Jak spędzić Sylwestra i Nowy Rok? Mamy kilka podpowiedzi

[ TEMATY ]

sylwester

pasterka

pixabay.com

Sylwester, zwany również „tłustą wigilią”, to dzień poprzedzający Nowy Rok, kiedy świętujemy koniec starego roku i początek nowego. 31 grudnia to nie jest zwyczajna noc, dlatego warto ten czas spędzić wyjątkowo i niecodziennie.

Coraz częściej – w sylwestrową noc – zamiast tradycyjnego wyjścia na bal wybieramy czas z rodziną i najbliższymi. Większość z nas planuje wejść w nowy rok w zaciszu własnego domu lub na tzw. domówkach ze znajomymi. Z tej okazji warto przypomnieć znane mniej lub bardziej polskie zwyczaje i tradycje, związane z tym świętem.
CZYTAJ DALEJ

Przewodniczący Episkopatu: wypisywanie się z lekcji religii nie oznacza utraty wiary

2025-01-01 08:32

[ TEMATY ]

wywiad

abp Tadeusz Wojda

BP KEP

Abp Tadeusz Wojda SAC

Abp Tadeusz Wojda SAC

To, że wielu uczniów, zwłaszcza szkół średnich w miastach, wypisuje się z lekcji religii w szkole, nie zawsze oznacza, że nie wierzą w Boga – powiedział PAP przewodniczący KEP abp Tadeusz Wojda. Dodał, że nie sprawdzają się stare formy duszpasterstwa i nudne lekcje religii.

PAP: Co będzie największym wyzwaniem dla Kościoła katolickiego w Polsce w 2025 roku?
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję