WACŁAW GRZYBOWSKI: - Czerwiec 1997 r. Piąta pielgrzymka Ojca Świętego do ojczystego kraju. Zapewne spotkaliście się z Waszym wielkim Kolegą...
EUGENIUSZ MRÓZ: - Rok 1997. To już piąta "Pielgrzymka
Nadziei" naszego rodaka Jana Pawła II do Polski, a trzecia wizyta
w wolnym kraju, ale nie wolnym od podziałów. Wobec sił wywodzących
się z dawnego komunistycznego reżimu wzmagała się prawicowa opozycja,
narastały na wszystkich polach kontrowersje. Ale już chwilę po przylocie
Ojciec Święty wyrzekł znamienne słowa: "Obejmuję myślą i sercem całą
moją Ojczyznę i wszystkich bez wyjątku moich rodaków. Nie chcę tutaj
nikogo pominąć, gdyż wszystkich Was noszę w sercu".
Ojciec Święty zaprosił nas, swoich kolegów - maturzystów
1938 r. wadowickiego Gimnazjum, na tradycyjne spotkanie koleżeńskie
do ukochanych gór, pod Giewont, do stolicy Podhala. Zjechaliśmy z
całej Polski: Staszek Jura z Kęt, Teoś Bojeś z Mysłowic, Szczepek
Mogielnicki z Zatora, Józef Kwiatek z Wadowic oraz Antoś Bohdanowicz
z Sopotu, Jasio Kuś z Krakowa, Karol Poliwka z Warszawy, Zygmunt
Kręcioch z Wadowic - czterej ostatni przeszli już do życia wiecznego.
Towarzyszył nam Karol Hagenhuber - syn właściciela cukierni
w Rynku, gdzie raczyliśmy się znakomitymi kremówkami. Karol maturę
zdał rok później od nas. Teraz specjalnie przyleciał zza "wielkiej
wody", ze stanu Indiana w USA, aby spotkać się z kolegami znad Skawy:
z Lolkiem i z nami, dziś już "wadowickimi pniokami". Dołączyło do
nas 6 rówieśniczek - maturzystek z 1938 r. Prywatnego Gimnazjum im.
Michaliny Mościckiej.
Z Krakowa wyjechaliśmy dwoma mikrobusami, oddzielnie "
dziewczęta" i oddzielnie "chłopcy". Już od rogatek podwawelskiego
grodu towarzyszyły nam na całej trasie chorągiewki o barwach polskich
i watykańskich, napisy, transparenty, zdjęcia, ołtarzyki, wielobarwne
wstęgi na domach i płotach. Od Poronina konwojował nas policyjny
radiowóz z błyskającym "kogutem". Po dwóch godzinach, wśród gęstniejącej
rzeki pojazdów, dojechaliśmy pod Giewont. Stolica Tatr powitała nas
słońcem, szczyty Tatr jaśniały w chmurach. Na cześć Papieża, "bacy
Podhala", zakwitły konwalie, bzy, kasztany i jabłonie.
Gdy w środę wieczorem 4 czerwca helikopter papieski zbliżał
się do Zakopanego, na całym Podhalu zapłonęły powitalne watry. Stojący
z całymi rodzinami na wzgórzach górale wymachiwali rękami i chusteczkami,
witając swego ukochanego gościa. "Teraz poszybują ku niebu nie skoczkowie
narciarscy, lecz nasze rozmodlone dusze" - mówił do tłumów czekających
na Jana Pawła II ks. Kazimierz Młynarski. A kiedy pojawił się papieski
papamobil, gromko wykrzyknął: "Tysiąc roków my czekali, teraz my
się doczekali".
O godz. 21.00 na stadionie sportowym w pobliżu Wielkiej
Krokwi nastąpiło powitanie gościa przez kard. Franciszka Macharskiego
i władze Zakopanego. Przy akompaniamencie kapeli czworo dzieci ubranych
po góralsku wręczyło Ojcu Świętemu chleb, sól i kwiaty. Ojciec Święty
w serdecznych słowach powitał swych najbliższych braci górali, a
także ceprów, "co siek dzisiok na górali nazdali".
Pod Wielką Krokwią zbudowano przepiękny ołtarz - drewnianą,
22-metrowej wysokości kaplicę ze spadzistym dachem w góralskim stylu
koliby, pięknie wykończoną podhalańskim ornamentem i ozdobioną rzeźbami
przedstawiającymi sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Stół ofiarny
to kompozycja z brązu i granitu, dwa naturalnej wielkości baranki
podtrzymywały blok skalny służący za stół liturgiczny. Spod krzyża
nad Wielką Krokwią aż do ażurowego ołtarza spływała 700-metrowej
długości biała wstęga.
Papieska Msza św. pod Wielką Krokwią zgromadziła blisko
300 tys. pielgrzymów, głównie górali z Podtatrza, Podhala, Gorców,
Spiszu, Orawy, ale również z innych rejonów Polski. Przybyli także
pątnicy zza oceanu, z Węgier, ze Słowacji oraz z rodzinnego miasta
Papieża - Wadowic. Wśród licznych transparentów, tablic i flag wypatrzyliśmy
też flagi: ukraińską, węgierską, rumuńską, rosyjską.
Nieustannie falował wielobarwny kobierzec spódnic i chust
góralek, mieniły się w oczach artystyczne hafty na bacowskich i juhaskich
portkach i cuchach.
Górale powitali swojego Papieża Bogurodzicą, ognistymi
brawami, kapelą góralską 180 skrzypków i basistów, muzyką licznych
orkiestr z całego regionu i śpiewem 12 chórów.
A potem pod szczyty Tatr popłynęła pieśń góralskich chórów: "
Jako orzeł z wysoka przylecioł spod obłoka, hej, wesoła nowina, Jan
Paweł II z nami w Łojcyźnie pod Tatrami. Hej, scynśliwo godzina".
Górale, uszczęśliwieni wizytą Ojca Świętego, z dumą mówili:
Do Warszawy przyjechoł, bo musioł, do Częstochowy przyjechoł, bo
musioł, do Krakowa przyjechoł, bo musioł, do nos przyjechoł, bo fcioł"
.
Czwartek 5 czerwca był dla Ojca Świętego dniem odpoczynku.
Stęskniony za polskimi górami, okrążył kilkakrotnie helikopterem
Babią Górę, przeleciał nad doliną Dunajca w kierunku zapory w Czorsztynie,
nad dawną parafią bp. Stanisława Dziwisza w Rokicinach k. Nowego
Targu i zobaczył wielki napis ułożony z kwiatów: "Wszyscy kochamy
Ojca Świętego".
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu