Św. Jan w Prologu do swojej Ewangelii pisze: "...a światłość
w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła" (J 1, 5). Gdy czytam
te słowa w dzień św. Szczepana - pierwszego męczennika, przychodzi
mi na myśl pewien fragment dzieła Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,
który w latach 1940-42 był więźniem łagru sowieckiego w Jercewie
pod Archangielskiem. Ten znany wielu czytelnikom pisarz opowiada
o swoich niezwykle wstrząsających przeżyciach w książce pt. Inny
świat, wydanej kilka lat po wojnie na emigracji (G. Herling-Grudziński,
Inny świat, Londyn 1953).
Wśród opisów obozowej niedoli, w jednym z ostatnich, bardzo
dramatycznych rozdziałów, znajdujemy wspomnienie o Wigilii Bożego
Narodzenia, którą obchodziła - w ścisłej tajemnicy - grupka więźniów-Polaków.
Święta te miały dla nich szczególne znaczenie, były iskrą nadziei
pośród mroków beznadziejności. Tam, na dnie nędzy i upodlenia człowieka
wzeszło "światło dobra". Można powiedzieć, nawiązując do znanego
Prologu z Ewangelii św. Jana, że Boże Narodzenie było dla tych ludzi
prawdziwą "światłością", która "świeci w ciemności i ciemność jej
nie ogarnęła". Oto fragment tych niezwykłych wspomnień Gustawa Herlinga-Grudzińskiego:
Boże Narodzenie obchodzone było w obozie w sposób nieoficjalny
i prawie zakonspirowany. Wszystkie święta o charakterze religijnym
wymazane zostały z kalendarza sowieckiego jak najskrupulatniej (...)
. Ale starzy więźniowie przechowywali w pamięci i w sercach stary
kalendarz, stosując się po kryjomu i skromnie do jego przepisów.
W czasie pierwszego Bożego Narodzenia w roku 1940 uderzył mnie w
Wilię uroczysty wygląd baraku i duża liczba więźniów z zaczerwienionymi
od płaczu oczami. Wszystkiego najlepszego - mówili, ściskając mi
rękę - na przyszły rok na wolności. To było wszystko. Ale kto zna
obóz sowiecki, ten wie, że było to bardzo wiele. Gdyż słowa "wolność"
nie wzywa się w Rosji nadaremno (tamże, s. 207).
Jak pisze Herling-Grudziński, niewiele wskazywało na
to, iż więźniowie doczekają kolejnych świąt, a już tym bardziej,
że spędzą je na wolności. Po proteście głodowym, w którym wziął udział
także pisarz, wydawało się, że administracja łagru złamała ostatnią
próbę oporu polskich więźniów. Wśród Polaków panowało ogólne przygnębienie,
by nie powiedzieć: bezsilna rozpacz. W takiej trudnej sytuacji zastały
ich święta Bożego Narodzenia. Herling tak je wspomina:
Boże Narodzenie 1941 roku postanowiliśmy uczcić w sposób
wyjątkowy właśnie dlatego, że witaliśmy je znowu z uczuciem zupełnej
beznadziejności. Wieczorem do Trupiarni przyszła pozostała czwórka
Polaków i zanim zaczęliśmy się łamać przechowywanym specjalnie na
tę chwilę chlebem, p. Z. ofiarowała każdemu z nas chusteczkę z wyhaftowanym
orzełkiem, gałązką jedliny, datą i monogramem (...) zapomnieliśmy
dzięki nim na chwilę, że cała nasza wieczerza wigilijna miała się
składać z kromki chleba i kubka wrzątku. Było zapewne coś budzącego
mimowolny szacunek w tej gromadce ludzi pochylonych nad pustym stołem
i płaczących z tęsknoty z dala od swej ojczyzny... (tamże, s. 207-208)
.
Pomóż w rozwoju naszego portalu