Tak, objawienie jakieś się przybliża;
Tak. Drugie przyjście chyba się przybliża.
Drugie przyjście! Zaledwie wyrzekłem te słowa,
Ogromny obraz rodem ze Spiritus Mundi
Wzrok mój poraża: gdzieś w piaskach pustyni
Kształt o lwim cielsku i człowieczej głowie,
Z okiem jak słońce pustym, bezlitosnym,
Dźwiga powolne łapy, a wkoło krążą
Pustynnych ptaków rozdrażnione cienie.
Znów mrok zapada; lecz teraz już wiem,
Że dwadzieścia stuleci kamiennego snu (...)
Pełznie w stronę Betlejem, by tam się narodzić?
(W. B. Yeats, "Drugie przyjście")
Pokornie wrócić do Betlejem
Reklama
Poetyka przytoczonego powyżej wiersza nie przystaje do klimatu
świąt, które już u drzwi. Świadomie jednak przytoczyłem te słowa
największego - jak się uważa - poety irlandzkiego, a nawet mistrza
- jak mówią inni - poezji angielskojęzycznej. Słowa te są tym bardziej
wymowne, że poeta zmarł w 1939 r. Być może inspiracją tego apokaliptycznego
wiersza były przeczucia cierpień II wojny światowej. Niemniej dziś
mają swoją szczególną wymowę. Wszak wielu komentatorów życia politycznego
na świecie twierdzi, że dzień 11 września mijającego roku nakreślił
cezurę nowego wieku. Dziecinna kolebka fanatyzmu rozkołysała światem,
który swoje nadzieje powierzył wielomiliardowym nakładom na zbrojenia
i tworzenie centrów obronnych. Tymczasem okazało się, że wystarczy
niewielki nakład finansów połączony z pogardą dla Boga i życia, którego
On jest Dawcą, aby to wszystko rozsypało się w gruzy.
"Tak, objawienie jakieś się przybliża" - powtórzmy słowa
poety. Z tego dramatu musi się coś urodzić. Albo człowiek w pokorze
wróci do Betlejem, by oddać Nowonarodzonemu to, co w nim najpiękniejsze,
albo zadufany w swoją moc, w geście samoubóstwienia, zagapi się i
pozwoli bestii podpełznąć pod betlejemską stajenkę. Nie zniszczy
Życia, które się tam zrodziło na wieki, jako Dar Wiekuistego, ale
zapędzi się na bezkresne pustynie życia, które pozornie jest istnieniem,
i będzie kluczył w poszukiwaniu oazy zdrowej krynicy, wytryskującej
ku życiu prawdziwemu.
Poetycka wizja poety nie jest literacką fikcją. Kiedy
zasiądziemy do wigilijnego stołu, na pustyni cierpieć będą ofiary.
Z jednej strony - od dziesiątków lat nie znający pokoju biedny naród
afgański, z drugiej - oddaleni od rodzin, sponiewierani bezkresem
pustyni, goniący za wiatrem młodzi chłopcy - mężowie i synowie; w
ich rodzinach puste miejsce przy stole nie będzie radością oczekiwania
na kogoś, kto zajrzy pod dach, ale wielkim, białym niepokojem, znakiem
zapytania - czy wrócą?
Nienawiść i strach zrodzi nienawiść i przemoc. Czy jest
jeszcze w dzisiejszym świecie miejsce na miłość, przebaczenie, pokój?
Rodzący się Mesjasz taką nadzieję daje, On o niej zapewnia.
Warunkiem jest nawrócenie, pokorne pochylenie się nad tajemnicą życia.
Każdego życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przy wigilijnym stole
Wigilijny stół jest dla każdej rodziny czasem swoistego rachunku
sumienia. Uśmiechamy się, kiedy przy stole zasiadają ci wszyscy,
którym w minionym roku składaliśmy życzenia. Smutek, często gorzkie
łzy towarzyszą nam, gdy przy wigilijnym stole zabraknie kogoś z najbliższych.
Jezusowi powierzamy tych, którzy odeszli i w ten wigilijny
wieczór, jak wierzymy, już w niebie kontemplują tajemnicę daru, jakim
było Boże Narodzenie. Najboleśniejsze jednak łzy plamią biel wigilijnego
obrusa, kiedy okazuje się, że ktoś z bliskich błądzi po pustyni życia
z dala od mocy łaski i Chrystusowego pokoju. Takie smutne łzy poleją
się w wielu domach dziecka, w wielu domach, w których ojciec lub
- co coraz częstsze - matka zagubieni na manowcach alkoholizmu czy
innego nieszczęścia nie zapełnią miejsca przygotowanego na ten jedyny
wieczór roku.
Spojrzenie na mijający rok
Reklama
Podobnie jest w skali makro. Świat zazna pokoju, o ile przyjmie
go ufnie z ręki Najwyższego.
Spójrzmy na mijający rok i sami uznajmy, jak zagubił
się człowiek w swoim samoubóstwieniu.
Jeszcze wszak nie przebrzmiały echa sylwestrowych życzeń,
składanych w roku milenijnym, kiedy 26 stycznia w Indiach, w stanie
Gudżarat, wielkie trzęsienie ziemi pogrzebało pod gruzami domów i
w skalnych rozpadlinach 30 tysięcy osób. Warto prześledzić zachowanie
świata wobec tej tragedii. Kilka newsów telewizyjnych, znikome siły
ludzkie wysyłane z różnych stron świata i na łamy prasy wkracza temat
butny, nieomal rzucający rękawicę Bogu w twarz.
12 lutego, a więc w niecały miesiąc po indyjskiej tragedii,
nim zdążyły oschnąć łzy tych, którzy zostali sierotami i samotnymi
starcami, agencje ogłosiły światu - znamy ludzką mapę genów. To było
ważne odkrycie. Ujawniło, że nie same geny, wszak nasza mapa nie
bardzo różni się od mapy nawet owadów, decydują o tym, kim jesteśmy.
Rozumny człowiek powinien pochylić się nad tą tajemnicą mocniej zadumany.
Niemal w pokornym skłonie Mędrców. A jednak nie. Nie minął rok, a
25 listopada naukowcy z amerykańskiej firmy Advanced Cell Technology
ogłosili, że udało się im sklonować ludzki zarodek. Twierdzą, że
nie chcą powielać człowieka, ale uzyskiwać z embrionów komórki macierzyste,
dzięki którym można będzie leczyć wiele schorzeń. To złudna deklaracja,
bo przecież embrion jest życiem, jego tajemnicą. Czy niszcząc jedno
życie, wolno ratować inne? Już dziś ludzkie zabite płody służą poprawianiu
zdrowia i samopoczucia ludzi bogatych. Milczy się o tym, a tu i ówdzie
pojawiające się o tym wiadomości określa mianem paniki, ciemnogrodu.
Radość tego wielkiego wigilijnego stołu ludzkości zacienia
także dramat Bliskiego Wschodu. Mimo medialnych tendencji unikania
w te świąteczne dni tematów makabrycznych, pojawią się smutne wiadomości
z tej ziemi, na której narodził się Chrystus. To nie z pustyń afgańskich
powraca owa poetycka bestia, ale z krzyku niesprawiedliwości poranionych
ludzi. Tym bardziej to bolesne, że wszyscy oni mają za praojca Abrahama,
tego, który posłuszny woli Boga porzucił ziemię gwałtu i bałwochwalstwa
i w jesieni życia ruszył, aby odkrywać prawdę o Bogu obdarzającym.
Polskie sprawy
Reklama
Trudno przy naszym wigilijnym stole nie dostrzec potrzeb rodaków.
9 lipca pojawiła się najpierw w Gdańsku "wielka woda". Potem, jakby
gnana nadmiarem wód Bałtyku, sięgnęła Podkarpacia.
Do dziś ludzie pytają słowami pięknej ballady z ostatnio
wydanej płyty z muzyką Preisnera: Dlaczego my, dlaczego tutaj / Czemu
tak / Pytamy ciągle / Jak pytają małe dzieci / A odpowiedzi brak/
Bo to jest wielka tajemnica rzeki.
To, co w pieśni wzrusza i nastraja melancholijnie, przekłada
się na niewyobrażalny smutek wigilijnego stołu dla tych, których
tamta tragedia nie dotknęła. Może odpowiedź tej wielkiej rzeki zawiera
się we wcześniejszych słowach utworu: I popłynęła nagle wielka czarna
woda / Jakby ktoś winy nasze / Spłukać chciał do dna / Po wsiach
i wioskach / Parkach i ogrodach / Niby kosmiczna wielka łza.
Trudno o arbitralne oceny i sądy. Każdy z nas wpatrzony
w betlejemski żłóbek musi odpowiedzieć, na ile winien jest tej "wielkiej
kosmicznej łzy". Wydarzenia ostatniego roku na naszej polskiej scenie
- z korupcją, nieuczciwością, postępującą demoralizacją, narastającą
pogardą dla życia, wyśmiewaniem dzietności, każą poważnie zastanowić
się nad tą metaforą.
Wigilijny stół nie jest stołem beznadziei. Wręcz odwrotnie
- na białym obrusie w bieli opłatka syntetyzuje się to, co w człowieku
najpiękniejsze. Ujawnia się niewinność dzieciństwa, wyrażona w życzeniach
jakże często okraszonych łzami, które nie są smutne, ale są oznaką
radości. Wcielenie wszak jest gestem spełnienia obietnicy Boga, jest
przez dar Syna przywróceniem człowiekowi wiary w jego dobroć.
Także przy tym "globalnym" stole, o którym mówimy, nie
brak owych świateł nadziei. Płyną one ze strony Człowieka, który
swoje życie całkowicie poświęcił realizacji słów Maryi z Kany Galilejskiej
- "uczyńcie wszystko, co wam powie Syn". Na pustyni bezduszności,
nienawiści mnoży dobre wino chrześcijańskiej miłości.
Papież ociera "kosmiczną łzę"
Szlak nadziei Papieża wiódł w tym mijającym roku poprzez prawosławną
Grecję. Niepomny ostrzeżeń, pogróżek poniósł jak biblijna gołębica
wydobytą z potopu nienawiści oliwną gałązkę pokoju. Wbrew sceptycyzmowi,
jeszcze raz w pokornym geście pokutnym przeprosił za winy ludzi Kościoła.
W czerwcu swoją Górę Błogosławieństw przeżyła dręczona
nędzą i rachunkiem wieloletnich krzywd Ukraina. Na nic zdały się
polityczne zabiegi. W tłumie wsłuchanych w słowa nadziei stali pokornie
prawosławni, których próbuje się karmić krótkowzrocznym, z egotycznych
pobudek sączonym jadem nienawiści.
Wreszcie 26 września słowa solidarności i pamięci o milionach
pomordowanych rodaków usłyszeli biedni Ormianie.
To były dni słońca, które zapłonęło na niebie chmurnych
nienawiści i światowych kataklizmów. To był ten ogień, który starał
się pokazać światu, jak ugasić ową "kosmiczną łzę", która być może
jest wielkim płaczem Boga nad człowiekiem, któremu powierzył ziemię,
a z którego to daru człowiek skorzystać nie chce.
Nadzieja ta wreszcie rodzi się z bezprecedensowego apelu,
jakim było wezwanie do postu 14 grudnia. Tutaj już każdy z nas musi
w sumieniu odpowiedzieć sobie, jak odpowiedział na ten apel. Nie
ulega wszak wątpliwości, że był to głos zrodzony z przekonania, że
ten rodzaj opętania, w jaki popadł świat, wyzwolić może tylko post
i modlitwa. Dziś, kiedy snuję tę refleksję, nie można jeszcze powiedzieć,
jak Rodacy odpowiedzieli na ten apel. Kiedy jednak trafi ona do rąk
Czytelników, będzie to już włączone w Bożą ekonomię.
Błogosławionych świąt
Za kilkanaście godzin wraz z Aniołami będziemy się przyzywać do oddania chwały Nowonarodzonemu. Już dziś pragnę wszystkim Czytelnikom Niedzieli złożyć jak najserdeczniejsze życzenia obfitości darów przychodzącego Jezusa. Niech zasmuconym przywróci nadprzyrodzoną nadzieję, uwikłanym w słabościach, stojącym na granicy niewiary, niech przyniesie ufność i siłę powstania. Tym, którzy swoim cichym życiem adorują Go w codzienności, niech da radość, której świat dać nie umie, i siły, aby umieli się przeciwstawić tego świata niezrozumieniu. Wszystkim życzę, abyśmy mieli odwagę dawać Chwałę Wysokościom, a pokój nieść ludziom na ziemi. Błogosławionych świąt!