Zima przyszła nagle. Deszcz padający nieprzerwanie od kilku
dni zmienił się nagle w śnieg, który przykrył wszystko szczelną warstwą
bieli. Samochody jechały wolno, rozbryzgując na boki czarną maź,
powstającą z szybko topniejącego białego puchu. Duże płatki opadały
wolno, kołysząc się na ledwie wyczuwalnym wietrze. Widok był przyjemny,
dookoła tylko biel i biel, nie było widać ani czerni asfaltu, ani
śmieci wyrwanych z pojemników przez jesienne wichury. Sielankowego
nastroju dopełniał niewielki chłód, który nie dawał się nikomu we
znaki i na który trudno byłoby nawet zwrócić uwagę, gdyby nie wydobywające
się z ust delikatne obłoki pary.
Atmosferę popsuł autobus, który podjeżdżając na przystanek,
ochlapał śnieżno-wodną bryją najbliżej stojących ludzi. Przechodnie
szybko otrzepali się z błota i wskoczyli w ostatniej chwili do wnętrza
pojazdu, gdyż kierowca nie miał najmniejszej ochoty poczekać choćby
kilka sekund.
- A to ... - starszy pan wybuchnął złością, lecz przerwał
zdanie w połowie. - Powiedziałbym, co o nim myślę, ale wstyd mi użyć
słowa, które ciśnie mi się do ust.
- Ale z pana delikatny człowiek - zaśmiał się chłopak
w dżinsach. - Trzeba nazywać rzeczy po imieniu, a nie szukać jakichś
eleganckich formułek. To się nazywa asertywność, chyba pan o czymś
takim słyszał? - zakończył chłopak.
- Słyszałem, ale się nie zgadzam - odparł starszy pan.
- Jak to się pan nie zgadzasz? - zdziwił się chłopak.
- Z nowoczesną nauką się pan nie zgadzasz? We wszystkich gazetach
o tym piszą, w telewizji o tym różne uczone ludzie gadają. Masz pan
chyba telewizor, a może tylko jakie stare radio?
- Ty się, młody człowieku, nie śmiej z radia, tam się
wiele ciekawego można dowiedzieć. Nie myśl, że jak oglądasz telewizję,
to pozjadałeś wszystkie rozumy - powiedział starszy pan. - Ja na
przykład wcale nie uważam, że zawsze należy mówić, co się myśli.
Jakby tak wszyscy robili, to by się pewnie żyć nie dało.
- Też coś - żachnął się chłopak. - A w telewizji mówił
jeden taki, chyba psycholog, że to jest wbrew jakiejś... no, jak
to się nazywa... chyba higienie psychologicznej. Radził, żeby nie
trzymać na wątrobie, tylko walić prosto z mostu. Jak ktoś jest na
ten przykład palant, to mu trzeba adekwatnie wygarnąć, żeby ciemniak
wiedział, z kim ma do czynienia, bo inaczej pomyśli sobie, że ja
przed nim wymiękam. Nie ma lekko, chamstwo trzeba zwalczać kulturą
osobistą.
- A pan chodził do szkoły? Bo nie mówi pan zbyt dobrze
po polsku. - zapytał starszy pan. - Poza tym to, o czym pan mówi,
to jest higiena psychiczna, a nie psychologiczna.
- Co się pan czepiasz? - chłopak podniósł głos. - Merituma
mojej gadki pan kumasz? Jak żeś pan Polak, to chyba kumasz? No, chyba
że z pana nie jest prawdziwy Polak. No, to wtedy mogę pana kultury
nauczyć.
Chłopak zdjął czapkę, podrapał się w ogoloną na łyso
głowę i zapalił papierosa.
- Dobrześ mu pan wygarnął - powiedział do chłopaka nieogolony
jegomość w berecie na głowie, od którego z daleka dochodził zapach
denaturatu.
- A odczep się ode mnie - oburzył się chłopak. - Żaden
bezdomny nie będzie mi mówił, co robię dobrze, a co nie.
Mężczyzna w berecie odszedł pośpiesznie na drugi koniec
przystanku, żeby trzymać się jak najdalej od gadającego o kulturze
chłopaka.
Podjechał autobus. Starszy pan podszedł do pojazdu, chwycił
ręką za poręcz i gdy miał już postawić nogę na stopniu, pośliznął
się na śniegu. Z autobusu natychmiast wyskoczyło dwóch chłopców w
wieku licealnym i w ostatniej chwili chwycili mężczyznę za ręce,
po czym pomogli mu wejść po stromych schodach. W tym czasie ekspert
od kultury zaklął siarczyście i wskoczył do drugich drzwi, rozpychając
się mocno rękami. Ludzie z początku zareagowali głośnymi uwagami,
ale po jednym zdaniu chłopaka wszelkie protesty ucichły. Autobus
ruszył wolno. Kierowca uważał, aby nie ochlapać stojących na chodniku
ludzi.
Pomóż w rozwoju naszego portalu