Nasi piłkarze, którzy tak .efektownie wypadli. z mistrzostw świata
w Korei i Japonii, powinni wracać do kraju... koleją transsyberyjską.
Najlepiej w tempie adekwatnym do tego, w jakim Edyta Górniak śpiewała
.Mazurka Dąbrowskiego. przed pierwszym meczem Polaków. Korzyści z
takiego powrotu byłyby dwojakie . piłkarze (ale również trenerzy
i działacze) mieliby sporo czasu na przemyślenia, a kibice w Polsce
na to, by ochłonąć ze złości.
Skoro już wspomniałem o występie naszej uroczej piosenkarki,
to jeszcze na chwilę do niego wrócę. Otóż, nie przekonały mnie słowa
wokalistki, że jej interpretacja hymnu była kwestią wrażliwości artystycznej
i na takową wrażliwość liczyła również ze strony odbiorców. Są elementy
tożsamości narodowej, które moim zdaniem, nie powinny podlegać artystycznym
interpretacjom ani innym nadużyciom. Do nich należą m. in. flaga,
hymn, godło... Skoro już uczyniono .starania na wysokim szczeblu.
o przyjazd, a właściwie przylot prezydenckim samolotem p. Górniak
do Korei, skoro podjęto pewne decyzje wbrew wcześniejszym ustaleniom,
to przynajmniej należało oczekiwać takiego wykonania naszego hymnu
narodowego, by przedstawiciele innych nacji nie dziwili się, że my
się dziwimy.
A wracając do piłkarzy. Oni nie przegrali tych mistrzostw
na boiskach Korei, oni je przegrali tuż po zakończeniu ubiegłorocznego
meczu z Norwegią w Chorzowie. Wtedy co prawda pokonali przeciwnika,
uzyskując awans do mundialu, ale jednocześnie nabrali przekonania,
że są już niemal mistrzami. Podstawowy błąd popełnił także trener
narodowej reprezentacji, zamykając niemalże tuż po zakończeniu eliminacji
listę zawodników, którzy mieli szansę na wyjazd na mistrzostwa. Tymczasem
wielu zawodników straciło formę, .grzało ławę. w klubach, ale chyba
najgorsze było to, że zatraciło również ducha rywalizacji. Urosło
natomiast kilku gwiazdorów. Już nie mówię o udziale w intensywnej
kampanii reklamowej, ale o żądaniach pieniędzy za wywiady, o nonszalancji,
czy wręcz niegrzecznym odnoszeniu się do dziennikarzy. Za to gwiazdorstwo
nieobecnością w reprezentacji zapłacił bodaj tylko jeden zawodnik,
a przecież jego śladem trener powinien odesłać jeszcze kilku piłkarzy.
I tak działacze, trenerzy oraz sami piłkarze mamili niemałą
przecież rzeszę kibiców, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Sygnałów
ostrzegawczych czyli przegranych meczów towarzyskich nie brakowało,
ale tłumaczono je już to kamuflażem przed przeciwnikami, już to zmęczeniem
przed lub po ciężkich zgrupowaniach. I ciągle tylko powtarzano, że
nasi piłkarze są dobrze przygotowani do mistrzostw, że są przecież
profesjonalistami. Tak jakby od samego tylko mówienia miała wzrosnąć
ich szybkość, zwrotność czy skuteczność pod bramką rywala. Tych atutów
zabrakło, za to wielu naszych zawodników doskonale opanowało technikę
.koszenia. przeciwników równo z trawą . bynajmniej nie w ferworze
walki, co byłoby nawet usprawiedliwione, raczej z bezsilności.
Po co o tym wszystkim piszę na łamach katolickiego pisma?
Po pierwsze dlatego, że katolicy to też kibice. Sam znam nawet kilku
księży, którzy z zapałem i ze znawstwem potrafią dyskutować o sporcie
w ogóle, a o piłce nożnej w szczególności. Ba, sami niezgorzej w
nią grają. Wobec postępującego zdziczenia obyczajów na trybunach
naszych stadionów, parafie, ale także łamy czasopism katolickich,
fale stacji radiowych czy obraz w telewizji to obszary, w których
można kształtować właściwe zachowania młodych ludzi. Także i tam.
Po drugie, nieudany występ polskich piłkarzy jest, być może, potwierdzeniem
pewnej naszej cechy narodowej. My jesteśmy ciągle dobrzy w sytuacji
krótkotrwałych zrywów . pojedynczych bitew, jednorazowych, spektakularnych
akcji czy jak w sporcie, ledwie eliminacji. Gdy trzeba działać długofalowo,
często ustajemy w pół drogi.
Przegrać, w sporcie i w każdej innej dziedzinie, można zawsze.
Liczy się jednak również styl tej przegranej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu