Ludzie niskiego wzrostu przeżywają czasem stres. Jest im trudno
uwierzyć, że mogą być wielcy duchem, że w życiu mogą wiele osiągnąć.
Nasz dzisiejszy Zacheusz albo takich stresów - kompleksów nie doświadczał,
albo przezwyciężył je tym gorącym pragnieniem, rozbudzonym tajemniczą
łaską Bożą, żeby zobaczyć Pana Jezusa. On sam może sądził, że to
tylko ciekawość... Dla niego problemem trudniejszym od niskiego wzrostu
była pogarda, niechęć, może i nienawiść, jaką był otoczony jako poborca
podatkowy na rzecz wrogich Rzymian. On płacił okupantowi z góry wyznaczoną
sumę, a potem mógł żądać od ludzi według własnego uznania, które
dyktowała chciwość. Nieraz doświadczył uczucia izolacji i sam także
w to swoje odosobnienie uciekał. Ale dotknęła go łaska Boża i zaczęło
się od tej wspinaczki na drzewo, jakby był chłopakiem dwunastoletnim...
Katecheci, kiedy mówią o Komunii św., chętnie opowiadają
dzieciom o tej wspinaczce Zacheusza i o tej gościnie w jego domu
Pana Jezusa. Gdyby szczęście polegało na posiadaniu pieniędzy, to
Zacheusz byłby w pełni szczęśliwy, ale nie jest, skoro wspina się
na drzewo, by zobaczyć Tego, który powiedział: "Błogosławieni ubodzy
w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie" (Mt 5, 3).
Zacheusz nie narzeka, że jest mały, że jego wzrost jest okazją do
żartów i przeszkodą w pozyskaniu szacunku u innych ludzi. Takie ograniczenia
naszej ludzkiej egzystencji to nie tylko wzrost - czasem za mały,
czasem za wielki.
Pan Jezus widzi tę jego fizyczną małość, jego kompleksy,
także jego chciwość przy ściąganiu podatków, ale przede wszystkim
widzi - jako miłujący Bóg - jego niepokój, jego tęsknotę nie w pełni
uświadomioną za innymi wartościami i widzi go także, jak rozchyla
gałęzie drzewa, żeby Go zobaczyć. Ich oczy spotykają się. W Jezusowym
spojrzeniu już jest zaproszenie, a potem słowa: "Zacheuszu, zejdź
prędko!". I ta niezwykła propozycja odwiedzin tego grzesznika. Takie
Jezusowe zaproszenie jest skierowane do każdego człowieka. Jezus
jest gotów przyjść do największego grzesznika, byle drzwi do jego
serca były choć trochę uchylone.
Jeżeli ktoś umie malować, to chyba tak przedstawiłby
tę scenę z Zacheuszem: Gromada ludzi wokoło Pana Jezusa. Widać mury
Jerycha i otwartą bramę miasta. A ludzie patrzą na drzewo i może
śmieją się. A najwięcej cieszą się dzieci, które tak chętnie wspinają
się na drzewa. A może ta druga scena, gdy mały Zacheusz już stoi
na ziemi, ale sam. Zgromadzeni przy Panu Jezusie nie akceptują go.
Jest dla nich nie tylko obcy, ale patrzą na niego wrogo. A on przeżywa
tę swoją samotność i jak wyzwolenie z tego osamotnienia, zdumiony
słyszy Jezusowe słowa. One jeszcze brzmią w jego uszach i sercu.
Pan Jezus "wprasza się" do niego na obiad... I ten jego nagły poryw
dobroci i hojności jest owocem Jezusowego spojrzenia i tych słów: "
Dziś muszę się zatrzymać w twoim domu". On, miłośnik pieniędzy, z
entuzjazmem oświadcza: "Połowę majątku daję ubogim, a jeśli kogo
w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie". Bo jego serce napełnia
radość. Już nie doświadcza swojego odrzucenia, a radość najskuteczniej
skłania człowieka, aby czynił dobrze. Boża radość!
Pomóż w rozwoju naszego portalu