Rankiem 19 sierpnia 1901 r. wyruszyło z procesją z Zakopanego na Giewont ok. 300 osób. W ich obecności dokonano uroczystego poświęcenia zainstalowanego na szczycie góry krzyża. Dokładnie 100 lat później ok. 5 tys. pielgrzymów i turystów wzięło udział w gwiaździstej pielgrzymce na szczyt Giewontu, która zwieńczyła obchody 100. rocznicy poświęcenia tego bodaj najsłynniejszego krzyża w Polsce.
Rok 1901.Pod wodzą ks. Kaszelewskiego
Reklama
Jak Polska długa i szeroka Zakopane kojarzy się z Giewontem, a
ten - z monumentalnym krzyżem, bez którego dziś nikt już nie wyobraża
sobie sylwetki tego szczytu. I tak jak tatrzański szczyt ma swoją
legendę o śpiącym rycerzu, który zbudzi się, kiedy "przyjdzie na
to cas", tak giewoncki krzyż ma swoją najprawdziwszą i niezwykłą
historię. Cofnijmy się zatem do początku poprzedniego stulecia.
Rok 1900 przeżywany był w Kościele jako rok jubileuszowy.
Ówczesny, drugi w historii proboszcz Zakopanego, powszechnie szanowany
jako budowniczy i działacz społeczny - ks. Kazimierz Kaszelewski (
1866-1935) głosił w tym roku tak płomienne kazania o powstających
we Włoszech licznych krzyżach jubileuszowych na szczytach gór, że
górale zakopiańscy zapragnęli wznieść podobny krzyż nad Zakopanem.
Jak opisywał w Kronice Parafialnej sam ks. Kaszelewski, przyszło
do niego kilku najpoważniejszych górali z prośbą, by taki krzyż postawić
na Giewoncie. Nie trzeba było długo przekonywać Księdza Jegomościa.
Wkrótce pod jego wodzą ruszyły pełną parą prace. Ich pierwszym etapem
była próba zbadania, jak wysoki musi być krzyż, by mógł być widoczny
z Zakopanego. Ks. Kaszelewski wraz z kilkoma parafianami i komisarzem
klimatycznym Piątkiewiczem umieścili na szczycie krzyż drewniany,
zbity z żerdzi, o wysokości 10,5 m. Można go było dostrzec z Zakopanego.
Przystąpiono więc do drugiego etapu prac. Zamówiono krzyż w krakowskiej
fabryce Józefa Goreckiego - jego wysokość wynosić miała 17,5 m, z
czego 2,5 m planowano wpuścić w skały, a ramię poprzeczne liczyło
5,5 m.
1819 kg na wysokości 1894 m n.m.p.
Reklama
Fabryka wykonała krzyż w 400 elementach, które przyjechały do
Zakopanego koleją. Rozpoczął się trzeci - ostatni etap pracy, który
dziś jeszcze budzi największy podziw. O niezwykłości przedsięwzięcia
przekonuje się szybko każdy, kto wchodził choć raz na ten czy inny
tatrzański szczyt z obciążeniem plecaka. Budowniczy krzyża wnieśli
na szczyt Giewontu, liczący 1894 m n.p.m., konstrukcję o łącznej
wadze, bagatela, 1819 kg, pokonując różnicę wysokości ok. 900 m. "
Akcja" szczytowa zainstalowania krzyża rozpoczęła się 3 lipca 1901
r. Mszą św. w kościele parafialnym w Zakopanem. Zebrało się po niej
500 osób i 18 wozów, przy pomocy których elementy krzyża oraz 400
kg cementu i 200 płóciennych konewek wody przewieziono na Halę Kondratową,
do miejsca zwanego Piekiełkiem. Dalej teren stawał się nieprzejezdny
dla wozów. Stamtąd podzielone już elementy powędrowały stromizną
na szczyt Giewontu na barkach parafian. Wcześniej dwóch górali poświęciło
7 dni na wykucie w skale otworu na podstawę krzyża. Umocowania podstawy
w skale dokonał sam Józef Gorecki z Krakowa wraz ze swoim monterem
i 6 góralami. Obecny był również ks. Kaszelewski. Później na Giewoncie
pozostał jedynie monter i dwóch górali, którzy w sześć dni zmontowali
z elementów cały krzyż.
Kiedy prace zakończono, w dniu 19 sierpnia 1901 r. Zakopane
mogło rozpocząć świętowanie. Po Mszy św. porannej 300 mieszkańców
Zakopanego oraz goście udali się w pielgrzymce-procesji na szczyt
Giewontu, by wziąć udział w poświęceniu krzyża. Aktu tego dokonał
ks. bp Bandurski z Krakowa. Po poświęceniu, na znak dany białą chustą,
odezwały się dzwony w zakopiańskim kościele. Ci, którzy nie weszli
na szczyt, otrzymali w ten sposób sygnał, że oto dokonało się tak
długo oczekiwane poświęcenie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Świadoma i nieświadoma adoracja
Reklama
Od stu lat mieszkający w Zakopanem i przybywający w Tatry turyści
spoglądają na dumną sylwetkę Giewontu z jego nieodłącznym krzyżem.
Od stu lat oczy jednych i drugich wznoszą się ku krzyżowi, niezależnie
od toczących się nieustannie dyskusji na jego temat. Przeciwnicy
krzyża - a tych nigdy nie brak - dzielą się na estetów, twierdzących,
że krzyż górę szpeci, i racjonalistów, dowodzących, że metalowa konstrukcja
krzyża działa jak piorunochron i ściąga wyładowania atmosferyczne.
Tym ostatnim nie można nie przyznać pewnej racji. Istotnie, Giewont
mimo iż nie należy do szczytów trudnych, ma opinię góry niebezpiecznej,
jeśli nadciągnie burza. Pamiętać o tym muszą wszyscy ci, którzy nie
wyobrażają sobie pobytu w Tatrach bez zdobycia tego wierzchołka.
Ostrożności i rozsądku w górach nigdy nie jest za wiele. Nie powinni
o tym zapominać zwłaszcza ci, którzy nie chcą dodawać argumentów
przeciwnikom-racjonalistom.
Na Giewoncie istnieje jeszcze inna siła przyciągania. Prócz
błyskawic krzyż przyciąga do siebie wszystkich tych turystów, którzy
na tatrzańskich szlakach szukają Boga. Ich oczy spoglądają na krzyż
inaczej i uważniej. Chwile spędzone na szczycie wypełniają się wtedy
modlitwą i adoracją. Każdy, kto ukochał Boga i góry, wie, jaką siłę
i piękno ma w sobie modlitwa w tej największej świątyni świata. Zakopiańczycy
mają także w zwyczaju co roku pielgrzymować na Giewont, w święto
Podwyższenia Krzyża. Po latach drugą okazją do górskich pielgrzymek
stały się rocznice postawienia krzyża na Giewoncie. Nawet w czasach,
gdy władze komunistyczne wyraźnie zabraniały tych "praktyk religijnych",
tradycję podtrzymywali w konspiracji m.in. ratownicy TOPR.
Rok 2001.Świętowanie w stulecie
Reklama
Sto lat po poświęceniu krzyża nie mogło braknąć w kalendarzu świąt
Zakopanego uroczystych obchodów tego historycznego i religijnego
wydarzenia. Urząd Miasta wraz z parafiami Świętej Rodziny, Świętego
Krzyża i sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach postarali
się, by obchody tej rocznicy przebiegły godnie, a zarazem atrakcyjnie,
i to zarówno dla mieszkańców miasta, jak i wielu gości, którzy latem
odwiedzają stolicę Podhala. Ulice Zakopanego przystroiły papieskie
i maryjne chorągwie, w wielu oknach i na balkonach domów znalazły
się symbole religijne, a transparenty rozwieszone między latarniami
witały przechodniów napisami: "Sursum Corda! Sto lat krzyża na Giewoncie". Były i takie, które dość niefortunnie informowały o "Święcie gór". Jedne i drugie zapraszały do wzięcia udziału w świętowaniu 100.
rocznicy poświęcenia krzyża na Giewoncie, które rozpoczęło się już
13 sierpnia br. Wcześniej Zakopane przeżywało Nowennę Niedziel przed
Jubileuszem 100-lecia krzyża, podczas której m.in. rozważano i przybliżano
teologię duchowości krzyża.
W dniach 13-15 sierpnia br. w kościołach dekanatu zakopiańskiego
trwało triduum modlitewne, 15 sierpnia w sanktuarium Matki Bożej
Fatimskiej miało miejsce spotkanie poetów piszących o krzyżu, połączone
z ogłoszeniem wyników konkursu: "Wokół krzyża", w dniach 16-17 sierpnia
w Urzędzie Miasta odbyła się sesja naukowa pt. "100 lat krzyża na
Giewoncie", podczas której z wykładami wystąpili m.in.: ks. prof.
dr hab. Roman E. Rogowski, Grzegorz Niewiadomy, dr Mieczysław Rokosz,
mgr Zbigniew Moździerz, ks. dr hab. Jan Perszon, ks. gr Stanisław
Szyszka, dr Józef Janczy oraz ks. mgr Stanisław Czernik. Centralnym
punktem obchodów była Msza św. sprawowana 18 sierpnia przed kościołem
Świętego Krzyża. Przewodniczył jej i homilię wygłosił kard. Franciszek
Macharski. Na Mszę św. stawili się wierni ze wszystkich parafii Zakopanego.
Najliczniejsi i najbardziej barwni byli jednak przedstawiciele sanktuarium
Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, którzy przybyli ze swego
kościoła w procesji i - jak na górali przystało - niezwykle paradnie.
Uroczysta Msza św. sprawowana w stulecie krzyża na Giewoncie
stała się okazją do zrewidowania własnej postawy wobec tej Tajemnicy,
która dokonała się na krzyżu za sprawą Chrystusa. W wygłoszonej homilii
kard. Franciszek Macharski nawoływał do zapatrzenia się w krzyż Chrystusowy,
do wierności temu krzyżowi i budowania na nim swojego życia. Ksiądz
Kardynał przypomniał także jednego ze znakomitych przewodników i
ratowników tatrzańskich, legendę i honornego syna tej ziemi - Klimka
Bachledę, który nie zawahał się oddać życia, ratując w górach zagrożonego
turystę. "Niech krzyż przypomina o naszej chrześcijańskiej godności
i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i gdzie
są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka,
która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz" - apelował kard. Macharski.
Z modlitwą na szlaku
O ile w sobotniej Mszy św. uczestniczyli w zdecydowanej większości
mieszkańcy Zakopanego, to na niedzielną pielgrzymkę do krzyża na
Giewoncie, wieńczącą obchody jubileuszu, czekali z niecierpliwością
także letnicy i turyści. Gwiaździsta pielgrzymka rozpoczynała się
w niedzielny słoneczny poranek Mszą św. w czterech zakopiańskich
kościołach - Świętej Rodziny przy Krupówkach, w sanktuarium Matki
Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, w kościele parafii tatrzańskiej
pw. Świętego Krzyża oraz w świątyni w Kościelisku. Po Eucharystii
ze świątyń tych wyruszyły na trasę liczne, blisko tysięczne grupy
pątników, do których po drodze dołączali jeszcze turyści. 5-kilometrową
trasę, pokonując 770 m różnicy wysokości, przemierzyli Doliną Małej
Łąki pod wodzą niestrudzonego ks. Mirosława Drozdka pielgrzymi z
Kościeliska i Krzeptówek. Ta grupa zdawała się największa i najbardziej
barwna. Wraz z nimi wędrował burmistrz Zakopanego Adam Bachleda-Curuś
oraz o. Kamil Szustak, paulin z Jasnej Góry w nieskazitelnie białym
habicie. Blisko 6 km i 900 m różnicy pokonywali w palącym słońcu
wierni z kościoła Świętego Krzyża, zmierzający na Przełęcz Kondracką
przez Halę Kondratową. Na czerwonym szlaku przez Dolinę Strążyską,
pokonując stromiznę i piarżyska nieźle dostali w kość pielgrzymi
ze Świętej Rodziny. Prawie 30-stopniowy upał nie ułatwiał zadania,
nie było jednak chyba nikogo, kto by zawrócił z drogi. Ocierając
pot z czoła, podziwiałyśmy kondycję i samozaparcie sędziwych pielgrzymów
i ojców dźwigających na ramionach swoje kilkuletnie pociechy. Niektórzy
wędrowali ku górom z jakąś intencją lub - jak pewien młody człowiek,
który w ten sposób świętował swoje urodziny. Spotykani na szlaku
turyści na wieść o celu pielgrzymki zmieniali wcześniejsze plany,
by uczestniczyć w obchodach jubileuszu krzyża, z radością przyjmowali
też informacje o czekających ich po zdobyciu Przełęczy Herbacianej
Liturgii Słowa i koncercie kapel góralskich. Natura jednak nie po
raz pierwszy w Tatrach spłatała wędrowcom figla.
Spotkanie wszystkich trzech grup pielgrzymich na Przełęczy
Kondrackiej Wyżniej, zwanej popularnie Przełęczą Herbacianą, zaplanowano
na godz. 13.30. Wielu pielgrzymów indywidualnych i turystów przybyło
dużo wcześniej i zaskoczeni ujrzeli rozłożoną wygodnie na stoku kilkuosobową
kapelę góralską. Co kilka minut jej skład się powiększał - w miarę
jak z trzech szlaków dołączali kolejni muzykanci z instrumentami.
Zapewne niewielu zauważyło osiemnastolatka, który spokojnie siedział
pod krzyżem. Jeszcze mniej osób wiedziało, że Filip Babicz postanowił
na swój sposób świętować 100-lecie krzyża na Giewoncie - czuwaniem
przy nim od wschodu do zachodu słońca.
Pielgrzymka w gromach
Przed wyznaczoną godziną Przełęcz przypominała prawdziwy amfiteatr,
a dźwięki zbójnickich, sabałowych i ozwodnych nut rozbrzmiewały nad
tatarzańskimi graniami. Nie zabrakło też popisów tanecznych, przyjmowanych
przez turystów z gorącym aplauzem. Zgromadzeni czekali jednak z niecierpliwością
na Liturgię Słowa, po której delegacje parafii miały złożyć kwiaty
pod krzyżem. Niestety, nagłe załamanie pogody udaremniło wcześniej
przygotowywane plany. W kierunku Giewontu zaczęły nadciągać burzowe
chmury, raz po raz nad Myślenickimi Turniami błyskały pioruny. Trzeba
było przyspieszyć uroczystość. Na szczyt udało się jedynie wejść
delegacji sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach i władz
Zakopanego. Nie "odpuścił" również samotnie pielgrzymujący na Giewont
Józef Lassak z Kościeliska, który przez całą drogę niósł drewniany
krzyż, wystrugany jeszcze przez swego pradziada. W potężniejących
z minuty na minutę grzmotach udało się delegacji złożyć kwiaty i
ucałować krzyż, gdy dotarła do nich wiadomość od ratowników TOPR
o natychmiastowym nakazie opuszczeniu kopuły szczytowej. Szlak pod
krzyż został zamknięty dla wchodzących. Obiema drogami - wejścia
i zejścia ze szczytu - poprowadzona została przez ratowników i pracowników
TPN szybka akcja odwrotu. Z powodu ulewy odwołana została wspólna
Liturgia Słowa. Niełatwe okazało się również zejście blisko 5 tys.
pielgrzymów i turystów z Przełęczy Herbacianej. Ratownicy odradzali
w tych okolicznościach niebezpieczny szlak do Doliny Strążyskiej,
toteż tłumy opuszczały Przełęcz dwoma innymi - do Doliny Małej Łąki
i na Halę Kondratową. Właśnie na tym ostatnim tworzyły się gigantyczne
korki. Część grup pilotowanych przez ratowników przeczekiwała najgorsze
chwile burzy siedząc przy kosodrzewinie, inni noga za nogą schodzili
szlakiem, który zamienił się w jednej chwili w rwący potok. Ślizgając
się w błocie i na mokrych głazach z większym lub mniejszym sukcesem
udawało się utrzymywać równowagę. Bywało, że z opresji ratowali współpielgrzymi
- ks. Drozdka przed niebezpiecznym upadkiem uratowała... sutanna
uchwycona w ostatniej chwili przez pątników i ratowników. Na szczęście
nie spełnił się najczarniejszy scenariusz, którego obawiał się dbający
o bezpieczeństwo pielgrzymów i turystów naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
Opatrzność Boża czuwała nad rzeszami pielgrzymów. Na początku burzy
wyładowania skupiły się na Kasprowym Wierchu i Kopie Kondrackiej.
Dopiero w chwili, gdy wszystkim udało się bezpiecznie opuścić Giewont,
w szczyt góry uderzył piorun. Szczęśliwy powrót pielgrzymki - to
również wielka zasługa zabezpieczających trasy TOPR-owców i strażników
TPN. Dzięki ich opiece skończyło się na kilku przypadkach urazów
nóg i uszkodzenia instrumentów góralskiej kapeli. Mimo przemoknięcia
wszyscy, którzy wzięli udział w jubileuszowej pielgrzymce do krzyża,
wydawali się zadowoleni. "Nie jesteśmy z cukru - żartowali pielgrzymi
- a 100-lecie krzyża obchodzi się przecież raz w życiu! Warto było".
"Krzizu na Giewońcie - nie zabocem ło Ciy". Nie zapomną
o swym krzyżu górale, nie zapomną też i cepry. Może od tego roku
będą do krzyża na Giewoncie pielgrzymować już zawsze razem?