Hipermarkety to zjawiska obecne u nas od niedawna. Społeczeństwo nasze jest oczarowane tymi sklepami gigantami. Ludzi wabią do marketów niższe ceny oraz miła atmosfera. Większość osób, które stale kupują w tych halach, traktuje całą sprawę jak dobrą zabawę. Czy jednak jest to tylko przyjemne z pożytecznym?
Niedziela handlowa
Człowiek to istota społeczna, nie jest mu więc wcale obojętne,
jakie prawa obowiązują w społeczeństwie. Kiedy władze państwowe pozwalają
na pewne zachowania i są one zatwierdzane prawem, ludzie choćby uważali
te zachowania za złe, najczęściej jednak z czasem poddają się im.
Nie mówię tu, oczywiście, o pięknych wyjątkach. Doskonale wiedzą
o tym psychotechnicy, pracujący za ogromne pieniądze dla wielkich
firm. Żeby robić kasę, trzeba odrzucić dobre zasady, bo dobre zasady
przeszkadzają robić kasę. Niedziela jest, według nich, tak samo odpowiednim
dniem do zarabiania pieniędzy jak każdy inny dzień tygodnia. Ukuto
więc absurdalne pojęcie - niedziela handlowa.
Nawet poczciwi ludzie dali sobie wmówić, że wycieczki
po zakupy w niedzielę to nic złego. Tak więc po niedzielnej Eucharystii
- obowiązkowo do marketu. I to właśnie jest udany dzień Pański -
w markecie z wielkim koszem na kółkach, w jakimś chorym transie wzdłuż
półek. Ze wzrokiem pełnym pożądania - to chcę mieć i to się przyda,
i tamto prawie za darmo... Pieniądze się skończyły, ale to nic, weźmie
się na kredyt, przecież w tym wspaniałym markecie są stanowiska bankowe,
o wszystkim pomyśleli, wszystko przewidzieli, jacy to dobrzy ludzie.
Jak sprzedać
Reklama
Istnieją sposoby, żeby sprzedać każdy towar. Określa się je
mianem chwytów marketingowych. Słowo "chwyty" kojarzy się bardziej
z zapasami albo ze wschodnimi stylami walk, a nie z handlem. I wydaje
się, że skojarzenie to nie jest wcale przypadkowe. Rzeczywiście,
w marketach stosuje się wobec nas przeróżne chwyty, tyle tylko że
w tej walce jesteśmy raczej bezbronni - jak worki treningowe. Specjaliści
od sprzedawania bardzo dobrze znają słabości człowieka; ludzka psychika
leży przed nimi jak doskonale znany plan miasta.
Przyjrzyjmy się, jak ustawiany jest towar w markecie.
Towary promocyjne ustawia się na szczytach długich rzędów raków (
tak nazywają się wielopiętrowe półki sklepowe). Klient, kiedy widzi
promocyjny produkt, dla przykładu miód wystawiony w kilkuset słoikach,
jest oczarowany ilością tego miodu, a jednocześnie zachwycony jego
niespodziewanie niską ceną. Leci więc jak przysłowiowa pszczoła do
miodu i kupuje. Miód ten zamieni mu się szybko w cukier, bo nie jest
najwyższej jakości. Ale co się dzieje dalej? Nasz klient zwabiony
miodem nie może przecież ot, tak sobie włożyć go do swojego wielkiego
wózka i odjechać, bo oto zaczyna go interesować, jakie jeszcze niespodzianki,
poustawiane elegancko, czekają na niego w tym rzędzie półek, na szczycie
którego stoi miód. Wchodzi więc między półki jak mysz w pułapkę.
Patrzy w lewo i decyduje: To mi jest potrzebne, kupię. Patrzy w prawo:
To na pewno mi się przyda, biorę. I tak coraz dalej zapuszcza się
między rzędy półek. Po niedługim czasie dochodzi do wniosku, że właściwie
wszystko jest mu potrzebne. Wtedy jest już zupełnie otumaniony, zaczyna
biegać długimi korytarzami tego konsumpcyjnego labiryntu i brać wszystko,
co mu wpadnie w ręce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Klimat
Stworzenie miłej atmosfery na sklepowej hali to także klucz do sukcesu. Musi być, oczywiście, sympatyczna muzyczka, najlepiej melodyjna, nastrojowa. Musi być odpowiednia temperatura, a więc latem miły chłodek, a zimą ciepełko. Kiedy człowiekowi jest przyjemnie, na głowę nie pada, tysiące jarzeniówek jaśnieje na dachowych belkach - "gra muzyka, małpa fika". Cóż robić - chcesz, nie chcesz - kupisz.
Ceny
Ceny towarów na etykietach wprowadzają klienta w błąd. Wielkimi cyframi pisze się, dla przykładu, 4 zł, a małymi 99 gr. Klient, oczarowany klimatem szalonego nabywania, widzi tylko tę wielką czwórkę, a potem przy kasie, gdy emocje opadną, liczy i nie może się doliczyć. Podobnym chwytem marketingowym jest pisanie wielkimi cyframi ceny bez VAT-u, a dopiero niżej, małymi, pełnej ceny towaru.
Reklama
Jeżeli spytamy kogoś, kto kupuje w markecie: Dlaczego jedziesz taki kawał drogi do marketu, jeśli możesz kupić to samo kilkadziesiąt metrów od swojego domu? - niemal zawsze usłyszymy tę samą odpowiedź: Bo tam jest taniej. I rzeczywiście, niektóre produkty są zaskakująco tanie. Tak tanie, że pokusa ich nabycia jest - jak to wypisują na reklamach - "nie do odparcia". W rzeczywistości można ją odeprzeć, ale dzisiaj czasy są tak trudne, że każdy grosz się liczy i ludzie idą tam, gdzie taniej. Właściciele marketów wykorzystują ciężką sytuację Polaków, wabiąc nas ceną niższą nawet, niż sami za produkt zapłacili u producenta. Ewentualnie o grosz wyższą, żeby nie mieć kłopotów z prawem, które przecież takich praktyk zabrania. Te wybrane produkty, sprzedawane po cenach tzw. promocyjnych, są przynętą na klienta. Sklepowi psychotechnicy doskonale wiedzą, że jeżeli klient kupi towar w promocji, przy okazji kupi też towar w cenie normalnej albo też w cenie zawyżonej. Promocje często bywają fikcją, ponieważ ceny produktów, które są aktualnie w promocji, zostały wcześniej sztucznie zawyżone. Hipermarkety nie "polują" na klientów bogatych, ale na takich, którym ledwo starcza do pierwszego, i na takich, którym do pierwszego nie starcza, bo takich jest w Polsce najwięcej.
Płace
Wszyscy wiemy, że w Polsce panuje bezrobocie - a właściciele
hipermarketów wiedzą, że Polak przyjmie każdą ofertę pracy, nie targując
się o płacę. Dlatego ciężka praca w tych wielkich halach nie jest
należycie wynagradzana.
Praca w markecie trwa przeważnie dziewięć, dziesięć,
a nawet - w okresie przedświątecznym - więcej godzin. Nadgodziny
nie są wynagradzane. Oddaje się je w postaci wolnego dnia w tygodniu,
o co pracownik musi się jeszcze dopominać, bo pracodawcom jakoś dziwnie
umyka to z pamięci. Jeżeli sklep w danym okresie nie uzyska spodziewanych
dochodów, zawsze płaci za to pracownik. Choćby najlepiej pracował,
nie dostanie premii ani żadnej podwyżki. Wszystkie opłaty, jakie
uiszcza market za pracownika, są zawsze najmniejsze z możliwych.
Traktowanie pracownika
Pracownik traktowany jest w hipermarkecie jako potencjalny
złodziej. Dlatego tam, gdzie on pracuje, znajdują się kamery i ochrona.
Oba te środki ostrożności mają za zadanie trzymać w ryzach również
pracowników. W razie najmniejszego nawet podejrzenia o nieuczciwość
pracownik zostaje natychmiast zwolniony z pracy.
Człowiek zatrudniony w hipermarkecie jest dla jego pracodawców
maszyną, z której trzeba wycisnąć, co tylko można. Koszty utrzymania
tej maszyny muszą być, oczywiście, jak najmniejsze, a jej wydajność
możliwie największa. Na pierwszym miejscu musi być firma - tak uczą
na szkoleniach. Rodzina, przyjaciele, Twoja wiara, Twoje poglądy
powinny zajmować dalsze miejsca.
Jeżeli jesteś chrześcijaninem i chcesz świętować niedzielę,
to jest to Twoja sprawa osobista, a Twój obowiązek wobec firmy to
przyjść w niedzielę do pracy i wypracować dla niej zysk.
Chorować nie można, bo to przynosi firmie straty. Zachorujesz,
pójdziesz na zwolnienie lekarskie - nie dostaniesz premii. Tak więc
lepiej przychodź i pracuj, choćbyś ledwo żył i praca w tym stanie
była poważnym zagrożeniem dla Twojego zdrowia, a może nawet życia;
pracuj, bo wiesz, że jak nie dostaniesz premii, to może ci nie starczyć
na opłacenie rachunków, na przedszkole dla dziecka albo na jakiś
inny niezbędny wydatek.
Nie dajmy się
My, Polacy, nie możemy poddać się syrenim śpiewom wielkich
marketów. Nie możemy zapomnieć o naszych handlowcach, o naszych sklepach,
o tym, co polskie.
Hipermarkety to wielkie pompy ustawione na naszej pięknej
polskiej ziemi, które mają za zadanie wyssać z niej nasze pieniądze,
i tylko pod tym względem się dla nich liczymy.