Reklama

"Najsłodsze Serce Maryi, bądź moim zbawieniem"

Niedziela gnieźnieńska 25/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Niecodzienny jubileusz 70-lecia kapłaństwa obchodził ks. Mieczysław Figas - najstarszy kapłan naszej archidiecezji. Człowiek, który w swoim życiu doświadczył wielu łask Bożych, ale także i przeciwności losu. Przeżył on m.in. obóz koncentracyjny w Dachau. Poprosiłam Jubilata o krótką rozmowę, w której również uczestniczyła siostra ks. Figasa - Ewa Lisiecka.

Joanna Dolna: - Proszę powiedzieć kilka słów o sobie, swojej rodzinie, o czasach szkolnych.

KS. MIECZYSŁAW FIGAS: - Urodziłem się 27 października 1907 r. w Trzemesznie. Ojciec mój Wincenty był obuwnikiem, a mama Wanda zajmowała się domem. Miałem dwóch braci: Mariana, Bernarda oraz dwie siostry: Kazimierę i Ewę. Dzisiaj żyje tylko siostra Ewa. W grudniu 1915 r. przeprowadziliśmy się całą rodziną do Gniezna i zamieszkaliśmy przy ul. 3 Maja. Tutaj też ukończyłem ośmioklasowe Gimnazjum im. Bolesława Chrobrego.

- Potem była matura i co dalej?

- 27 maja 1927 r. zdałem maturę i zgłosiłem się do Seminarium Duchownego w Poznaniu do wicerektora - ks. Karłowskiego. Wówczas diecezja gnieźnieńska była połączona z diecezją poznańską. Jednak nie rozpocząłem nauki w Seminarium gnieźnieńskim od października, ponieważ było ono rozbudowywane. Nadzór nad pracami budowlanymi prowadził bp Antoni Laubitz. W związku z tym od maja do lutego miałem długie wakacje i aby się nie nudzić, chodziłem do sądu na rozprawy o "pyskówki" . Dopiero 1 lutego następnego roku (1928 r.) rozpoczął się dla mnie rok akademicki. Naukę w Seminarium w Gnieźnie wraz ze mną podjęło 100 maturzystów z dwóch diecezji. Najpierw uczyliśmy się filozofii w Gnieźnie, a potem teologii w Poznaniu. Tam też odbyliśmy kurs praktyczny.

- Kiedy Ksiądz poczuł, że Jego powołaniem jest droga kapłańska?

- Już od najmłodszych lat pragnąłem być księdzem. W kościele czułem się dobrze, jak w domu. Czułem, że moje powołanie to służba Bogu i ludziom, a mogłem w pełni to realizować przez posługę kapłaństwa.

- Jak Ksiądz wspomina dzień święceń kapłańskich i swoją Mszę prymicyjną?

- Święcenia kapłańskie otrzymałem 12 czerwca 1932 r. z rąk kard. Augusta Hlonda w katedrze poznańskiej. Oprócz mnie wyświęconych zostało 70 diakonów. Z nich wszystkich żyję dziś tylko ja. Ten dzień, jak i sprawowanie mojej pierwszej Eucharystii były dla mnie wielkim przeżyciem. Mogłem w osobisty i niepowtarzalny sposób doświadczyć i nadal doświadczać daru kapłaństwa. Swoje prymicje sprawowałem w kaplicy Sióstr Szarytek przy Szpitalu Przemienienia Pańskiego w Poznaniu.

- A jak Pani wspomina dzień święceń i prymicji brata?

EWA LISIECKA: - Byłam ogromnie wzruszona. Niezapomniane wrażenie na mnie wywarło leżenie krzyżem brata w prezbiterium katedralnym. Patrzyłam na to z chóru w katedrze i do dziś mam ten widok przed oczyma. Nasi rodzice mieli łzy w oczach. Cieszyliśmy się, że mamy brata-kapłana w rodzinie. Na Mszy prymicyjnej brakowało siostry Kazi, która była wówczas ciężko chora, a 3 tygodnie przed święceniami zmarł brat Bernard. Ale mimo tego cała uroczystość była doniosła.

- Gdzie Ksiądz pracował jako duszpasterz?

- Po święceniach dostałem dekret kierujący mnie na parafię pw. św. Mikołaja w Witkowie. Tam spotkałem się z wielką życzliwością śp. ks. Władysława Kaźmierczaka - ówczesnego proboszcza parafii witkowskiej, jak i życzliwością parafian. Przez pięć lat siadałem do konfesjonału i jednałem serca i dusze z Bogiem, Kościołem, Matką Najświętszą i ludźmi. Potem zostałem przeniesiony do parafii pw. św. Andrzeja Apostoła w Kędzierzynie, aby pełnić tam funkcję proboszcza.

- Co mógłby Ksiądz powiedzieć o swojej pracy w parafii kędzierzyńskiej?

- Była to dobra parafia, wielu ludzi było oddanych Kościołowi. Jak tylko umiałem, tak służyłem Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie i ludziom. W parafii w Kędzierzynie przeżyłem swoje całe kapłaństwo. Pracowałem tam przez 50 lat. Pomagałem innym parafiom przy budowie. Była to szczególnie pomoc materialna. Kiedy osiągnąłem wiek emerytalny, czyli 75 lat, poprosiłem o pozwolenie na pozostanie w Kędzierzynie, jako proboszcz jeszcze przez pięć lat. Bardzo chciałem właśnie w tej parafii przeżywać swój złoty jubileusz. I to moje pragnienie się spełniło. W 1987 r. zamieszkałem w Domu Księży Emerytów najpierw w Wągrowcu, a obecnie mieszkam w Gnieźnie.

- W trudnych czasach okupacji został Ksiądz mocno doświadczony. Był Ksiądz więźniem obozu w Dachau. Proszę opowiedzieć o swoich przeżyciach z tamtego czasu?

- 26 sierpnia 1940 r. w poniedziałek zostałem aresztowany. Mieszkała wówczas ze mną, na plebanii w Kędzierzynie, moja rodzina. Kiedy przyjechał po mnie wójt z Niechanowa wraz z policjantem, poszedłem najpierw do kościoła pomodlić się i zawierzyć swoje życie Matce Najświętszej, a potem pojechaliśmy do szkoły w Niechanowie. Stamtąd samochodami zawieziono nas do Gniezna, do siedziby Gestapo. Potem do Strzyglina koło Mogilna, gdzie byliśmy do czwartku. Później wagonami przewieziono nas do Berlina, a dalej do obozu Sachsenhausen-Oranienburg. Tam przebywałem trzy i pół miesiąca.

12 grudnia 1940 r. wywieziono nas na południe Bawarii do Dachau. Otrzymałem wówczas numer obozowy 22440. W obozie pracowałem fizycznie, np.: wywożąc ziemię, uprawiając ogrody; zimą np. musieliśmy odśnieżać cały obóz. Nie wolno było odpocząć, bo wówczas były nakładane dodatkowe prace. Nie uniknąłem także przeprowadzania na mnie okrutnych doświadczeń medycznych. Byłem królikiem doświadczalnym podczas badań na malarię. Cały pobyt w obozie zawierzałem Panu Bogu. I to, że armia amerykańska, 29 kwietnia 1945 r., nas uwolniła, wiem, że była to Opatrzność Boża. Dzięki opiece Boga i Pani Najświętszej udało nam się przeżyć i uniknąć haniebnej i gwałtownej śmierci.

- Nie od razu po wyzwoleniu z obozu wrócił Ksiądz do Polski?

- Księża z obozu w Dachau rozjechali się po Niemczech do obozów, gdzie pracowali Polacy. Ja pojechałem na północ do Kilonii, był to port łodzi podwodnych, gdzie spotkałem młodszego brata Mariana. 1 października 1945 r. odprawiłem w kaplicy obozu pierwsze nabożeństwo październikowe dla Polaków. W Kilonii byłem do stycznia 1946 r., a potem wraz z bratem Marianem wróciłem do Polski.

- Co Pani czuła kiedy brat wrócił do domu?

- Mieszkaliśmy wówczas w Niechanowie. Rano zapukał ktoś do drzwi, nie wiedziałam jeszcze, kto to puka. Jak zobaczyłam moich dwóch braci, krzyknęłam: "Chłopaki wrócili". Radość była nie do opisania. Ich powrót był dla nas niespodzianką. Wiedzieliśmy, że żyją, bo dostawaliśmy listy, ale nie wiedzieliśmy, kiedy wrócą.

- Jak po 70. latach kapłaństwa ocenia Ksiądz swoją pracę duszpasterską?

- Mogę powiedzieć tak, że co mogłem, to robiłem na chwałę Bogu i Matce Przenajświętszej. To dzięki tej opiece mogłem szczęśliwie wrócić z obozu i spełniać się w swoim powołaniu. Dziś dziękuję, że mogę cieszyć się przez te wszystkie lata darem kapłaństwa, życzliwością ludzi. Dziękuję za każde wsparcie, a szczególnie za modlitwę w mojej intencji.

- Dziękuję za rozmowę i życzę wielu łask Bożych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kapucyn o imieniu Pio

[ TEMATY ]

O. Pio

Archiwum "Głosu Ojca Pio"

Stygmatyk z Pietrelciny znany jest powszechnie jako charyzmatyczny spowiednik i wybitny kierownik duchowy. Na sprawowane przez niego Msze święte przybywały tłumy. Był także zakonnikiem, bratem mniejszym kapucynem. Czym charakteryzowało się jego podejście do zakonu, w którym wzrastał duchowo, cierpiał i umarł szczęśliwy?

Francesco (Franciszek) Forgione – przyszły Ojciec Pio – dzięki danym mu od Boga duchowym wizjom, jeszcze przed wstąpieniem do zakonu zrozumiał, że jego życie będzie walką, duchową walką z wrogiem zbawienia i nieprzyjacielem człowieka – diabłem. Jednakże w kampanii tej zajął miejsce po stronie Zwycięzcy, a poprzez mistyczne widzenia poznał także, że zawsze może liczyć na Boże wsparcie, które wyprowadzi go z każdej trudności.

CZYTAJ DALEJ

Święty Atanazy z Aleksandrii

Niedziela Ogólnopolska 26/2007, str. 4-5

[ TEMATY ]

święty

www.fundacjamaximilianum.pl

Drodzy Bracia i Siostry!

CZYTAJ DALEJ

Piłkarski PP - triumf Wisły Kraków

2024-05-02 18:56

[ TEMATY ]

piłka nożna

Puchar Polski

PAP/Marcin Bielecki

Zawodnicy Wisły Kraków cieszą się z gola podczas finałowego meczu piłkarskiego Pucharu Polski z Pogonią Szczecin

Zawodnicy Wisły Kraków cieszą się z gola podczas finałowego meczu piłkarskiego Pucharu Polski z Pogonią Szczecin

Piłkarze Wisły Kraków po raz piąty w historii zdobyli Puchar Polski. W finale na PGE Narodowym w Warszawie pokonali Pogoń Szczecin 2:1 po dogrywce. Wcześniej "Biała Gwiazda" zdobyła to trofeum w latach 1926, 1967, 2002 i 2003.

Pogoń Szczecin - Wisła Kraków 1:2 po dogr. (1:1, 0:0).

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję