Niebo pokrywała gruba warstwa szarych chmur. Powietrze przesycała
wilgoć od siąpiącego bez przerwy dżdżu. Kropelki wody były niemal
niewidoczne gołym okiem i niektórzy przechodnie nie otwierali nawet
parasoli. Jednak po ścianach przystankowej wiaty spływały strużki
wody, tworząc na chodniku kałużę, która powoli zalewała przestrzeń
zajmowaną przez ludzi oczekujących na autobus.
- Wrzesień - powiedział starszy pan. - Pamiętam, jak
sześćdziesiąt lat temu Niemcy wchodzili do Częstochowy. Strzelali
na postrach po oknach.
- Wtedy też była taka paskudna pogoda? - spytał chłopak
w dżinsach i walkmanie na uszach.
- Było wtedy pięknie - odparł starszy mężczyzna. - Było
prawie jak w lecie. Niebo czyste, a na nim same niemieckie samoloty
z czarnymi krzyżami. Coś bombardowali na drugim końcu miasta.
- Ale musiało być odjazdowo - powiedział chłopak. - Przynajmniej
coś się działo.
Mężczyzna spojrzał na chłopaka ze zdziwieniem, ale po
chwili zupełnie spokojnie powiedział:
- Ja byłem wtedy jeszcze młodszy od ciebie i też mi się
te samoloty podobały, tylko bałem się o tym powiedzieć rodzicom.
Ale to, co nastąpiło później, sprawiło, że dziś nie mogę spokojnie
nawet myśleć o tych czarnych krzyżach.
- A co było potem? - spytał chłopak z zainteresowaniem.
- Jak to co? - zdziwił się mężczyzna. - Okupacja była.
Jak skończyłem piętnaście lat, wywieźli mnie na roboty do Niemiec.
- No i co, popracował pan sobie trochę, a teraz dostanie
pan odszkodowanie - zainteresowanie chłopaka wzrosło do tego stopnia,
że zdjął słuchawki walkmana z uszu. - Słyszałem, że to jest kupa
szmalu. Też bym tak chciał.
- Mogę ci powiedzieć, chłopcze, ile dostanę. W przybliżeniu
rzecz jasna, bo dokładnie to sam jeszcze nie wiem. ...Jakieś dwa
albo trzy tysiące marek - odparł starszy pan po krótkim namyśle.
- Ile? - zdziwił się chłopak. - Tyle to zarabiają moi
kumple, którzy zrywają w Niemczech ogórki podczas wakacji, a pan
tam chyba dłużej był niż jedne wakacje. Ale was wyrolowali. Za takie
pieniądze nikt by mnie do wyjazdu na żadne roboty nie zmusił. To
ile wam wyszło na godzinę? Poniżej ośmiu marek - to się zupełnie
nie opłaca. Lepiej w domu zostać, na desce jeździć i piwo pić.
- Nie wiesz, chłopcze, o czym mówisz - mężczyzna odparł
z politowaniem w głosie. - Nikt się wtedy nikogo o zdanie nie pytał.
Ludzi brali na roboty z łapanki. To była wojna. Na ulicach rozstrzeliwano
zakładników.
- To nie było wtedy oddziałów antyterrorystycznych? -
spytał chłopak. - Ale mniejsza o rozwałki. Dzisiaj też się gangi
naparzają i policja nie może nic na to poradzić. Chciałbym mieć nawet
takie pieniądze, jakie pan dostanie. Zaraz bym w Polskę ruszył.
- Nie wiadomo, czy nawet tyle dostanę, ile mi na początku
obiecali, bo potem się okazało, że Niemcy wymienili marki na złotówki
po najmniej korzystnym dla nas kursie. Wyczekali odpowiedni moment,
aż marka stanieje, i - nie pytając strony polskiej - wymienili kilka
milionów czy nawet miliardów marek, na czym tacy jak ja stracą, nie
wiadomo nawet ile.
- Ale numer - zaśmiał się chłopak. - Tyle lat po wojnie
robią was dalej w konia. Wiedziałem, że świat należy do cwaniaków.
Ale moi kumple jak robili przy niemieckich ogórkach, to się tak oszukiwać
Niemcom nie dali. Zastrajkowali i już, a ogórki trzeba było zebrać
natychmiast. Tylko co wy, dziadkowie, możecie teraz zrobić?
- A no właśnie, nic nie możemy zrobić, tylko czekać,
aż nam wypłacą tyle, ile będą chcieli. Żeby tylko zdążyli, zanim
umrę, to może zdążę wnukowi studia zafundować, bo zaoczne strasznie
drogo kosztują, a on nie może iść na dzienne, bo musi pracować, żeby
się utrzymać.
- To nawet nie chce pan tych pieniędzy dla siebie? -
zdziwił się chłopak. - Przecież mógłby pan w Polskę chociaż raz sobie
pojechać, a może za granicę? Był pan kiedyś za granicą?
- Niech sobie wnuk pojedzie. Chociaż, może bym i pojechał
do Niemiec, do tej miejscowości, gdzie mnie na roboty wywieziono.
Ciekaw jestem, jak tam dzisiaj sobie Niemcy żyją. Czy dużo się zmieniło
od czasów, kiedy tam byłem...
Pomóż w rozwoju naszego portalu