Trudne i zagadkowe. Powiadają, że zawsze było czerwone, i że
takim długo jeszcze pozostanie, aż nie zniknie bieda. Ta piszczy
od powstania miasta w XIX wieku. I choć było zawsze "ziemią obiecaną",
na marzeniach się kończyło, komuniści w PRL również obiecywali tu "
raj na ziemi", pozostały po nich odpadające tynki z secesyjnych kamienic.
Bieda, brud, wódka pita po bramach od rana do wieczora.
A przy tym miasto tętni życiem, które przybysza orzeźwia. Dodaje
wigoru, jest twórcze. Kiedyś skupiało się przy Szkole Filmowej, która
wydała tylu wybitnych, że można by nimi obdzielić niejedną europejską
metropolię. Kiedyś był Dejmek w teatrze i Czyż w filharmonii, a iluż
się tu urodziło wielkich, z Arturem Rubinsteinem na czele. Dziś też
niemało jasnych punktów. W sposób zagadkowy - chce się powiedzieć
- jaśnieją tam, gdzie kościół. Sławę zdobył obecny od lat w mediach
ks. kan. Waldemar Sondka ze swoim Teatrem "Logos". Podobnie jak ks.
prał. z kościoła Mariackiego - bierze z kieszeni sponsorów; a to
na położenie nowej posadzki, a to na kolejną premierę teatru, który
wcale tych pieniędzy nie przejada, lecz w zamian jeździ po europejskich
scenach i reklamuje firmy, których znaki widnieją na kościelno-teatralnym
samochodzie.
Ale jest tu jeszcze inny fenomen przywiązania do Kościoła.
Nie tak dawno zawitałem na Widzew ("Widzew i Chojny to naród spokojny"). Na Mszę św. transmitowaną w TV przyjechał specjalnie z Niemiec
wybitny tenor Dariusz Stachura. Razem ze swoim znakomitym kolegą
Tomaszem Fitasem zapragnęli wesprzeć charytatywnie swoimi głosami
rodzimą parafię. Śpiewali Panu Bogu bardzo pięknie, a najbardziej
wzruszony był proboszcz - ks. kan. Zygmunt Łukomski. - Jak się ma
takich parafian, znaczy, że robota duszpasterska właściwa - powiedział
przy obiedzie.
Nie ma jednej odpowiedzi na pytania dotyczące trudnego,
dziwnego trochę miasta. Piotrkowska błyszczy jak Paryż rankiem. Wystarczy
wejść w pierwszą lepszą poprzeczną ulicę, może być Tuwima, może być
Główna (czyli dawna Stalina) albo w Rewolucji 1905, aby znaleźć się
w trzecioświatowym slumsie. A jednak nie łodzianin też ciągnie do
Łodzi...
Już dziś więc zachęcam do podróży. Osobiście wybieram
się do świątyni jedynej w swoim rodzaju, którą łodzianie wybudowali
zbrodniarzom sowieckim na pohybel, a Bogu w podzięce za zwycięską
wojnę z bolszewikami w 1920 r. Kościół Matki Bożej Zwycięskiej w
Łodzi - to świątynia, której należy się nie felieton, lecz oddzielna
opowieść.
Pomóż w rozwoju naszego portalu