Poświęcając w bieżącym roku wiele wspomnień Kardynałowi Stefanowi
Wyszyńskiemu, warto zwrócić uwagę na odczucia i myśli, jakimi ogarniał
sprawy niepodległości, polską kulturę; całą przeszłość, teraźniejszość
i przyszłość. Znał dobrze rodzimą historię, jej chwalebne i tragiczne
fakty. Eucharystią i gorącą modlitwą uświęcał ważne rocznice - Grunwald,
Chocim, Wiedeń, ofiarne zrywy powstań listopada i stycznia, Lwowa,
Śląska czy Wielkopolski. Pamiętał o Westerplatte, Katyniu i Monte
Cassino; serdeczne więzi utrzymywał ze światową Polonią. Kochał ojczyznę
i wszystko, co Polskę stanowi, więcej niż własne serce - jak mówił.
Podczas II wojny światowej zagrożony aresztowaniem, jako
rektor Wyższego Seminarium Duchownego - na polecenie bł. biskupa
Michała Kozala opuścił Włocławek. Poszukiwany przez Niemców, ukrywał
się w różnych miejscach. Dłuższy czas pracował wśród niewidomych
w Laskach pod Warszawą.
Był żołnierzem Armii Krajowej, działając pod pseudonimem "
Radwan II". Latem 1944 r. pełnił funkcję kapelana okręgu wojskowego
Żoliborz-Kampinos i powstańczych szpitali tego rejonu. Przewodniczył
modlitwom, udzielał sakramentów idącym do walki i chorym. Pocieszał
cierpiących, pomagał przy operacjach. Niestrudzony w każdej posłudze,
sam ponadto poszukiwał i zbierał w okolicy rannych; grzebał zmarłych
i poległych.
Przez wszystkie lata powojennego życia - szczególnie
w bolesne rocznice - powracał pamięcią do niedawnej przeszłości i
warszawskiego sierpnia. Swoich współczesnych chciał nauczyć szacunku
dla tamtego pokolenia i jego patriotycznej postawy. Widział, jak
w czasie okupacji hitlerowcy dręczyli stolicę nienawiścią, głodem,
łapankami; stosowali terror i zbiorową odpowiedzialność. "Sam patrzyłem
na to" - przekazywał swoje refleksje po obejrzeniu albumu z okresu
wojny - jak Warszawa była podzielona i przegrodzona wzdłuż jezdni
murami. Z jednej strony - getto, z drugiej - tzw. Warszawa wolna,
a wszędzie butni Niemcy, z których każdy nosił w kieszeni wyrok na
każdego Polaka. Straszliwe są te dokumenty: jedna z fotografii przedstawia
gromady małych dzieci wdeptanych buciorami w bruk dlatego, że były
to dzieci żydowskie. Przez kogo? Nie przez Polaków, jak nieraz mówi
się za granicą, ale właśnie przez najeźdźców. Patrzyliśmy co dzień
na wielkie szubienice. Widziałem na Bródnie kilkanaście osób wiszących.
Widziałem na balkonach ulicy Chłodnej harcerzy powieszonych przez
Niemców dla odstraszenia Polaków. Najlepsza młodzież obmywała krwią
bruki tego miasta."
Kardynał Wyszyński - uczestnik i świadek historii - mocno
podkreślał: "Powstanie Warszawskie było potężnym zrywem ujarzmionego
narodu przeciwko najeźdźcom, których okrucieństwo doszło do szczytu.
Warszawa zawsze była miastem wolności. Zawsze była wyrazicielką pragnień,
aby narodowi polskiemu, którego jest stolicą, i innym narodom nieść
ofiarę, poświęcenie, ´za naszą wolność i waszą´. To zapadło w nasze
życie, w naszą duszę i obyczaje".
Pełen żalu wymieniał straty: "W czasie Powstania Warszawskiego
zginęło ponad trzysta tysięcy ludności cywilnej, głównie od bombardowań.
Miasto zostało zniszczone w osiemdziesięciu procentach, zburzone
aż do piwnic. Spalono wiele zabytków i zbiorów: muzea, biblioteki,
dzieła sztuki. Obrócono w gruzy ponad 70 kościołów". Prawdziwym ołtarzem
ofiarnym była Starówka, heroiczny szaniec stanowiła katedra Świętojańska,
gdzie przebiegał front walki. "Tu na posadzce płynęły potoki krwi
najlepszych synów stolicy. Tu ułożono z ich ciał istny stos ofiarny,
który miał zaświadczyć wobec całej ludzkości, że Polacy giną pro
aris et focis - za ołtarze i ogniska domowe - w samym sercu stolicy,
w archikatedrze św. Jana. Najeźdźcza nienawiść usypała im kopiec
grobowy z kolumn, sklepień i ścian katedry wysadzonej w powietrze
przez niemieckie Vernichtungskommando (specjalny oddział likwidacyjny)
- w nadziei, że już nie porwą się do broni. Ale trotyl, który zniszczył
90 procent murów świątyni, nie zdołał zabić ducha synów narodu. Kopiec
grobowy stał się kolebką zmartwychwstania. Miłość ofiarna dźwignęła
ruiny. Ci, którzy tu padli, pouczyli nas, jak trzeba żyć i umierać
w obronie największych świętości narodu".
Najbardziej ubolewał Ksiądz Prymas nad niedolą, kalectwem
i śmiercią tysięcy walczących polskich dzieci, dziewcząt i chłopców,
młodych kobiet i mężczyzn; nad tragedią ich rodziców i bliskich.
Z wielkim bólem opowiadał: "Pracowałem przy lekarzu chirurgu, który
przez dwa tygodnie niemal nie spał. Pamiętam, jak byłem zmęczony,
znużony tą ciągłą krwią, amputacjami, koszami wynoszonych rąk i nóg;
tą męką żołnierzy. Było to straszne żniwo krwi, na które patrzyłem
własnymi oczyma".
Jako żołnierz Podziemia i uczestnik Powstania - Kardynał
Wyszyński serdecznie bronił patriotyzmu i czystości poniesionej przez
Warszawę ofiary. Uważał, że czyn zbrojny 1944 r. pozostanie bez względu
na późniejszą ocenę historyków najwspanialszym świadectwem woli i
prawa do życia narodu. W powstańczej walce widział zryw, który zaświadczył,
że Polska potrafi bronić swojej wolności, choć wrogie moce totalitarnych
państw sąsiadujących okrutnie tę wolność miażdżyły.
Zapamiętał także Ksiądz Prymas powalony przed zrujnowanym
kościołem Świętego Krzyża historyczny pomnik Chrystusa niosącego
znak swojej męki. "Na warszawskim bruku zburzonego miasta - mówił
w 1962 r. - zamienionego w popioły i zgliszcza, pozostał Chrystus.
Obalony wprawdzie, niemocny, leżący na swym krzyżu, ale dłonią pokazujący
zburzonej stolicy niebo, aby nie przestała wierzyć, iż może się odrodzić.
Jednego tylko potrzeba - nadziei: Sursum corda! - W górę serca!"
Niezapomniany hierarcha polskiego Kościoła, kandydat
na ołtarze, pragnął nade wszystko, by wzniesiona z gruzów, odrodzona
Warszawa - oddana w opiekę Matki Bożej Pięknej Miłości i Matki Częstochowskiej
- stała się miastem dobrej przyszłości. Stolicą godną dawnych polskich
tradycji, głosem sumienia i dumą narodu. Pracował nad tym wytrwale
przez długie, ofiarne życie, a teraz z nieba oręduje za nami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu