Zamieszanie wokół decyzji prezydenta Busha o "inżynierii genetycznej"
Reklama
W dzienniku Washington Post z 11 sierpnia dziennikarka tego
pisma, Amy Goldstein, komentuje decyzję prezydenta Busha, który w
przemówieniu telewizyjnym wyraził chęć subsydiowania z funduszów
państwowych badań nad ludzkimi komórkami macierzystymi (stem cells)
pobieranymi z przechowywanych w laboratoriach embrionów. Wprawdzie
decyzja prezydenta odnosi się tylko do embrionów, które już istniały
w momencie, gdy prezydent przemawiał, ale oznacza ona jednak przynajmniej
częściowe wycofanie się George´a W. Busha z jego obietnic przedwyborczych,
za które był chwalony przez Kościoły i wspólnoty religijne.
Od razu wśród członków Kongresu powstały w związku z
tym zasadnicze różnice zdań. Przewodniczący dwóch komisji Senatu
zajmujących się badaniami medycznymi już zapowiedzieli, że we wrześniu,
gdy skończą się wakacje parlamentarne, rozpoczną się tzw. przesłuchania,
czyli zbieranie opinii na ten temat. Tymczasem rzecznik Białego Domu
Scott McClellan stwierdził, że Bush zaproponował rozwiązanie, które "
nie narusza wysokich standardów etycznych", a jednocześnie nie hamuje
rozwoju nauki.
Jednakże kongresmani uważają decyzję prezydenta za niespójną
i niekonsekwentną. Krytykują ją tak zwolennicy badań na ludzkich
embrionach, jak i ich przeciwnicy. Prezydent przez trzy miesiące
- pisze Amy Goldstein - zasięgał opinii ekspertów i zapoznawał się
z piśmiennictwem na ten temat, podejmując na koniec decyzję, która
nie zadowoliła nikogo. Ma ona zresztą wejść w życie dopiero od 1
stycznia 2002 r. Przeciwstawne stanowiska w tej sprawie są następujące:
1) zakaz badań uniemożliwiłby opracowywanie nowych metod leczenia,
które mogłyby np. zamiast przeszczepów organów pobieranych ze zwłok
lub od żywych dawców (jak to się dziś robi np. z nerkami) "hodować"
je laboratoryjnie; 2) dopuszczenie badań oznacza naruszenie świętości
życia: z zarodków użytych do "hodowli" mogli się narodzić nowi ludzie,
do czego się nie dopuszcza, praktycznie zabijając ich w najwcześniejszej
fazie rozwoju.
Komentatorzy polityczni, cytowani przez Washington Post,
zwracają natomiast uwagę, że gdyby Bush opowiedział się za całkowitym
wycofaniem subsydiowania badań nad ludzkimi embrionami, znalazłby
się w niewygodnej dla siebie sytuacji politycznej. Świadczą o tym
wypowiedzi niektórych zwolenników nieograniczonych badań: senator
z Partii Demokratycznej (która ma obecnie większość w Izbie Reprezentantów)
- Tom Harkin powiedział, że stanowisko Busha jest dla niego "miłą
niespodzianką". Może to oznaczać jakąś formę poparcia Demokratów
dla republikańskiego prezydenta, co ma znaczenie dla szans przeprowadzenia
w Kongresie jego projektów legislacyjnych.
Uboczne skutki wprowadzania waluty euro
Tygodnik Der Spiegel z 14 sierpnia zwraca uwagę, że jednym z pozornie marginalnych, lecz jednak odczuwalnych skutków wprowadzenia od 2002 r. waluty euro będzie w Niemczech podwyższenie cen biletów kolejowych. Będzie ono konieczne z tego powodu, że przeliczenie dotychczasowych cen w markach na ceny w euro odbędzie się według kursu nie wyrażającego się w okrągłych liczbach (kurs ten według obecnie obowiązujących danych ma wynosić 1,95583 marki za 1 euro - J.W.S.). Tymczasem automaty z biletami, powszechnie używane w ruchu podmiejskim, pozwalać będą na używanie jako najmniejszych monet 20-centówek euro. Dlatego po przeliczeniu nowe ceny będą zaokrąglane w górę do pełnych 20 eurocentów. Wzrost ceny pojedynczego biletu będzie więc nieznaczny, ale w sumie przyniesie on przedsiębiorstwu kolejowemu "Deutsche Bahn" dodatkowych kilkaset tysięcy euro w ciągu roku. Nie będzie to jednak oznaczało zysku dla tej firmy, ponieważ będzie ona musiała jednocześnie przerobić lub zastąpić nowymi tysiące kas elektronicznych i automatów sprzedających bilety. Dyrektor handlowy "Deutsche Bahn" - Juargen Buachy ocenia związane z tym wydatki na około 120 milionów dzisiejszych marek, które muszą być wydane jeszcze w bieżącym roku.
Chiny "mocarstwem komórkowym"
Niemiecki dziennik konserwatywny Die Welt podał 14 sierpnia, że - według ogłoszonych ostatnio danych - Chiny zajęły w lipcu pierwsze miejsce pośród krajów świata, jeśli chodzi o ilość będących w użyciu telefonów komórkowych. Jest ich tam teraz 120,6 milionów, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych tylko 120,1 milionów. Według prognoz chińskich, liczba ta ma w 2005 r. wzrosnąć do 260 milionów. Obserwuje się, że wielu Chińczyków rezygnuje całkowicie z telefonów stacjonarnych i posługuje się już wyłącznie "komórką". Dodajmy tu jednak, o czym Die Welt zapomniał wspomnieć, że te porównania liczbowe, oparte na danych Ministerstwa Informacji Chińskiej Republiki Ludowej, nie biorą pod uwagę faktu, że USA mają 271 milionów ludności, a Chiny - 1256 milionów, w Stanach Zjednoczonych telefon komórkowy ma co druga osoba, a w Chinach - co dziesiąta.
Pomóż w rozwoju naszego portalu