Rozpoczynają się wakacje, czyli tzw. sezon ogórkowy. Podczas
wakacji zasadniczo nie uprawia się ani tej wielkiej - międzynarodowej,
ani małej - lokalnej polityki. Polityk podobno też człowiek i ma
prawo do odpoczynku, spaceru po górach i kilku dni w nadmorskim -zamkniętym
oczywiście dla świata - kurorcie. (A tak na marginesie, to chyba
najtrudniej na wakacje wysłać terrorystów, którzy jak się zdaje nie
znają pojęcia zmęczenia, urlopu, czy wypoczynku.) Tegoroczne wakacje
- przynajmniej na płaszczyźnie polityki lokalnej - zapowiadają się
dość ciekawie. W perspektywie mamy przecież wybory samorządowe, w
tym bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast.
Przyjęta ordynacja wyborcza preferuje silne ugrupowania.
Kanapowe partyjki i towarzyskie (w liczbie) ugrupowania, których
skrótów zwykły wyborca nie jest w stanie nawet rozszyfrować, odpadają
daleko w przedbiegach. Czas więc, by z kilku małych, a podobnie myślących
grup, stworzyć jedną, silną, choć przecież nie w każdym punkcie zgadzająca
się formację. Nikt już chyba w Polsce nie wierzy w zupełne zjednoczenie
polskiej prawicy czy centroprawicy. Prób tegoż zjednoczenia było
w ostatnich latach tak wiele, że już teraz trzeba współczuć przyszłym
pokoleniom, które będą musiały uczyć się historii polskich partii
po 1989 r. Z Gorzowa i Zielonej Góry docierają już informacje o pierwszych
koalicjach wyborczych na tzw. prawej stronie, które - być może -
przekształcą się kiedyś w trwałe sojusze polityczne. Łatwiej bowiem
zjednoczyć się wokół lokalnych, konkretnych problemów do rozwiązania
niż wokół ogólnonarodowych i często mocno ideologizowanych kwestii
politycznych.
Przed prawicowymi lokalnymi politykami teraz bardzo trudne
zadanie. Najpierw muszą uświadomić społeczeństwu, że istnieją, co
nie jest takie proste, mając na względzie związki niektórych lokalnych
mediów z aktualną władzą. Bądźmy szczerzy, nie będzie im tak łatwo
przebić się chociażby do zielonogórskiego ośrodka Telewizji Polskiej,
który jest ni mniej ni więcej jak tylko tubą miejscowych rządców.
To jednak jeszcze nie wszystko. Nie wystarczy dotrzeć do gazety,
radia czy telewizji, trzeba mieć jeszcze coś do zaproponowania, trzeba
się umieć "sprzedać". A jest to zadanie jeszcze trudniejsze. W partiach
prawicowych jest bowiem tendencja do podkreślania zasług i martyrologicznej
przeszłości, a dla wyborcy o wiele bardziej liczy się to, co politycy
mają zamiar zrobić niż to, co zrobili. I jeszcze jedno, polityka
na pstrym koniu jeździ, wczorajsi ulubieńcy dzisiaj odchodzą w zupełne
zapomnienie. Polityka jest żarłoczna, jak smok dziewicy - wciąż domaga
się nowych twarzy. I trzeba wziąć to pod uwagę, wystawiając kandydatów.
Mówiąc krótko, trzeba szukać twarzy nowych, nieobciążonych przeszłością,
nazwisk, które niekoniecznie będą się kojarzyć z formacjami, które
w świadomości ludzi nie sprawdziły się.
Wakacje to czas odpoczynku. W tym roku jednak nie dla
wszystkich. Dla prawicowych polityków musi to być czas wytężonej
pracy. Obyśmy nie musieli jesienią powtarzać tego, co napisano po
przegranej Polaków na mundialu: "Jak się nie umie grać, to trzeba
chociaż umieć przegrywać". Co, nie daj Boże.
Pomóż w rozwoju naszego portalu