WACŁAW GRZYBOWSKI: - We wrześniu 1979 r. gościliście po raz pierwszy u Następcy św. Piotra...
EUGENIUSZ MRÓZ: - "Będziecie mieli w Rzymie wikt i kwaterunek" - tymi słowami Ojciec Święty zakończył nasze pierwsze z nim jako papieżem koleżeńskie spotkanie w Wadowicach w czerwcu 1979 r., w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski. I tak we wrześniu 1979 r. zjechaliśmy do niego ze wszystkich stron Polski. 8 dni pobytu w Rzymie, wspólne zwiedzanie wspaniałych zabytków, wycieczki do Asyżu i na Monte Cassino, gdzie walczyli również nasi koledzy: Tadek Czupryński (zginął pod Ankoną, spoczywa na polskim cmentarzu wojennym w Loreto), Zdzisek Bernaś, Tomek Romański, Jurek Kluger, Rudek Kogler. Wieczorne długie rozmowy wskrzesiły chwile odległej, beztroskiej młodości, zacieśniły więzy koleżeństwa. Naszym troskliwym opiekunem był o. Kazimierz Przydatek, jezuita, z Centralnego Ośrodka Duszpasterstwa Pielgrzymów "Corda Cordi", a przewodnikiem i towarzyszem wędrówek po Wiecznym Mieście - ks. Ksawery Sokołowski.
- Jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym?
- Było to w środę 19 września na Placu św. Piotra,
w czasie cotygodniowej audiencji generalnej. Już o godz. 16.00 nasz
opiekun - o. Kazimierz przeprowadził nas przez kordony straży porządkowej,
zapory barwnych halabardników gwardii szwajcarskiej (jeden z nich
z dumą opowiadał nam, że był w Wadowicach w czasie pielgrzymki Papieża
do ojczystego kraju). Dotarliśmy do sektora polskiego, zajęliśmy
krzesła tuż obok barierki. Po flagach narodowych, barwnych transparentach
rozpoznawaliśmy pielgrzymów z Iraku, Japonii, Meksyku, Brazylii,
Kanady, Australii oraz z wielu krajów Europy. Liczne bukiety kwiatów,
podarki (Austriacy przywieźli piękną choinkę z Tyrolu), śpiewy w
różnych językach, mieszające się z dźwiękami gitar, nadawały atmosferze
swoisty urok. Nie odczuwało się żadnych różnic narodowościowych,
wszyscy byli dla siebie bliscy, przyjaźni, serdeczni, wymieniali
uśmiechy, pozdrowienia, podchwytywali znane melodie. Naprzeciw nas
- liczna grupa Meksykańczyków, nieustannie skandujących:
"Juan
Pablo Segundoe quiere todo il mundo!" - "Janie Pawle II, Ciebie kocha
cały świat!", a także pozdrawiających nas słowami: "Polonia!, Polonia!,
Viva Papa!". Odpowiadaliśmy im: "Viva Mexico!". Po lewej stronie
- pary małżeńskie, które niedawno wstąpiły na ślubny kobierzec. Pięknie
ubrane, czekały aż Papież w swej wędrówce po placu dotrze do nich,
by pobłogosławić im na nowej, wspólnej drodze życia.
Godzina 18.00. Gromkie oklaski świadczą, że Ojciec Święty
wjechał już na plac przez "Arco delle campane" - "Bramę dzwonów"
- po lewej stronie fasady Bazyliki. Jest! Wjeżdża, stojąc w białym
otwartym jeepie. Przez cały plac przepływa huragan oklasków, gorących
wiwatów, słów powitania. Przed fasadą Bazyliki Papież zasiada w fotelu.
Postać silna, masywna, zdecydowana, a równocześnie pełna dobroci,
uroku i spokoju. Urzeka wszystkich wielką umiejętnością nawiązywania
kontaktów z ludźmi, a ci doskonale odczuwają tę serdeczność i odwzajemniają
się swoim oddaniem i otwarciem. Wydaje mi się, że jego fascynująca
osobowość jest jak szlachetne zespolenie pobożności i erudycji, głębi
życia duchowego i bezpośredniości, prostoty i niezwykłości, skupienia
i rozmachu, taktu i zdecydowania, zadumy i uśmiechu. Stale dla wszystkich
otwarty, zarówno nasz dawny Lolek, jak i dzisiejszy Jan Paweł II
był i jest człowiekiem dialogu.
Po katechezie Papież intonuje swym pięknym barytonem
Pater noster i udziela błogosławień-stwa, kończąc słowami: "Sia lodato
Gesu Christo" - "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus". Schodzi
następnie z podium i zagłębia się w morze pielgrzymów. Wśród gorących
oklasków pozdrawia wszystkich serdecznym uśmiechem, ściska wyciągnięte
dłonie, podnosi i przytula dzieci. Podchodzi i do nas, wita się ze
swymi kolegami, mówiąc: "Dobrze, żeście przyjechali, spotkamy się
w niedzielę". Ściska dłoń Lunka Mosurskiego, który w imieniu wiernych
z Kalwarii Zebrzydowskiej witał Ojca Świętego, gdy w swojej pielgrzymce
odwiedził to piękne górskie miasteczko (Lunek był rekordzistą w jedzeniu
bez popijania kremówek z cukierni Hagenhubera - 16 sztuk. Lolek również
brał udział w tych turniejach, nie dorównywał jednak Lunkowi). Przechodząc
obok mnie, informuje otoczenie: "To ten, który opisał mnie w gazecie" (
słowa te odnoszą się do notatki, jaka ukazała się na łamach Tygodnika
Powszechnego o naszych koleżeńskich spotkaniach w Krakowie). W pielgrzymce
towarzyszyły nam żony. Zwracając się do nich, powiedział: "Dobrze
żeście przyjechały, pilnujcie swoich mężów". Na prawo przed pierwszym
sektorem Papież długo przebywa wśród chorych, kalek, inwalidów na
wózkach i noszach, rozmawia z nimi, krzepi gorącymi słowami, błogosławi.
Zapada zmierzch, audiencja skończona, ale tłum pielgrzymów nie spieszy
się z opuszczeniem placu. Każdy chce jak najdłużej zatrzymać w swym
sercu chwile tego wielkiego spotkania.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu