Reklama

Grzechy życia wspólnego

Niedziela Ogólnopolska 30/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W mauzoleum Mahatmy Gandhiego (1869-1948) umieszczona została lista siedmiu grzeców życia publicznego. Oto one: polityka bez zasad, bogactwo bez pracy, przyjemność bez sumienia, mądrość bez charakteru, handel bez moralności, nauka bez człowieczeństwa, kult bez ofiary. Jak wiemy, Gandhi nie był chrześcijaninem, choć do chrześcijaństwa miał stosunek szczególny. Można nawet zaryzykować pogląd, że doktryna chrześcijańska wywarła na nim ogromne wrażenie, ale ostatecznie w głębi duszy pozostał hinduistą, rozczarowany postawą chrześcijan, których spotykał w Europie, Afryce i Azji. To on powiedział, być może nawet z jakimś żalem: "Byłbym chrześcijaninem, gdyby chrześcijanie byli sobą przez dwadzieścia cztery godziny na dobę". Mahatma Gandhi nigdy nie zajmował rządowych stanowisk, dzięki czemu nie obrósł " tłuszczem przywilejów". Nie używał kłamstwa ani przemocy, nawet wobec wrogów. Owładnięty ideą panowania nad sobą, a nie nad innymi, został zabity przez swoich! Uczył tolerancji, choć padł ofiarą fanatyzmu.
Przypominam tę postać, bo coraz dosadniej i coraz okrutniej ukazuje się naszym oczom owa "ohyda spustoszenia", której dokonał w człowieku komunizm. Samo pojęcie jest biblijne. Pochodzi z czasów niewoli babilońskiej i odpowiadało duchowej kondycji Izraela po tragedii wygnania, z którą nie bardzo umieli poradzić sobie prorocy. Myślę, że zachowując wszelkie proporcje, ale i analogie, spokojnie można używać tego pojęcia w naszym kontekście, nie narażając się na ryzyko błędu. W ciągu kilkunastu lat zdążyliśmy zdemontować to, co najłatwiej - zaledwie fasadę komunizmu. Zdążyliśmy zdemontować pomniki zwyczajnych zbrodniarzy, centralne planowanie, wielką płytę, monopole, cenzurę, scenę polityczną. Owszem, zmiany dotknęły tak wielu dziedzin życia naraz, że wielu ludzi ma poczucie krzywdy, utraconego bezpowrotnie poczucia bezpieczeństwa. W niezwykle krótkim czasie zmieniło się tak wiele na zewnątrz nas, że mentalnie nie jesteśmy przygotowani, aby unieść aż tak wielki ciężar gatunkowy. Przesiąknięci logiką komunizmu, szukamy najprostszych recept i wybawców, którzy nie stawiają wielkich wymagań. Komunizm bowiem to było mistrzostwo pozoru, wszelkiego udawania i dosłownie kłamstwa. Dawał wrażenie prostego świata - tak jak pierwiastek jest prostszy od każdego związku. Nie zostawiał żadnej wolności. Człowiek nie musiał wybierać, bo wybierać nie mógł. Wszak wolność w komunizmie oznaczała zrozumienie konieczności. Komunizm wmawiał, że jest jedyna słuszna idea i jedyna słuszna droga. W tym pokracznie parodiował religię - usiłując stać się jej protezą. Komunizm programowo zakłamywał ludzkie relacje. Ponieważ chciał kontrolować wszystko, doprowadzał do ustawicznej ucieczki w pozory: pozorna lojalność bez przekonań była pozornie nagradzana produktami, które dzisiaj nas denerwują lub śmieszą. Komunizm koncesjonował (kontrolował) wszystko: prawdę historyczną i prawdę naukową, wolność przekonań i wychowanie, wyjazdy zagraniczne i stanowiska, awanse i kariery. Krótko mówiąc, kontrolował władzę i pieniądze, chleb i igrzyska. Komunizm sprytnie upozorował się na dobroczyńcę, choć w gruncie rzeczy przypomina Nikodema Dyzmę, który w istocie jest niedouczonym kłamcą, bezwzględnie wykorzystującym ludzką naiwność. Jest zdolny do wszystkiego. Jest zdolny rozkochać w sobie cudze żony, bawić się czyimś strachem, bez żenady przejąć czyjś majątek, a nawet wynająć sprzedajnych oprychów, żeby skrytobójczo zabili niewygodnego świadka. Nazywany wybawcą, tworzy wrażenie kogoś opatrznościowego. Ale na szczęście nie dla wszystkich. Poznaje się na nim ktoś, kto uchodzi za nienormalnego - jedyny normalny, który nie da się ogłupić bałamutnej grze pozorów. Zdemaskowany Dyzma na końcu bankrutuje, padając ofiarą wszystkich swoich wewnętrznych słabości.
Książka Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, a potem film, zostały odebrane przez większość jako komedia, ale przecież to tragedia ludzi, którzy złożyli swoją nadzieję tam, gdzie nie powinni, gdzie logika nakazywałaby daleko idącą roztropność. Czy należy się dziwić, że kariera Dyzmy znajduje swoje kolejne wcielenia, i to bynajmniej nie na zasadzie wyjątku, lecz reguły? Że powtarza się w kolejnych figurach ministrów, prezesów, radnych, urzędników i domorosłych biznesmenów? Bynajmniej, przecież cieszą się zaufaniem wyborców. Czy należy się dziwić, że korupcja, kłamstwo i sprzedajność triumfują? Bynajmniej, przecież mają ciche przyzwolenie tych, którzy nie chodzą na wybory. Czy należy się dziwić, że zwykłe chamstwo, tupet i arogancja stają się domeną życia publicznego? Bynajmniej, przecież do takiej hucpy komunizm wychował kilka pokoleń.
Zapytajmy wprost: Ilu Polaków żyje dzisiaj cudzym kosztem? Ilu żyje z czyjegoś nierządu, z agencji towarzyskich, z pospolitego świntuszenia? Ilu Polaków żyje z handlu narkotykami, z przemytu, z rozpijania nieletnich, z rozbudzania w kimś najgorszych instynktów i słabości? Ilu Polaków żyje z przemytu, z łapówek, z koncesji, z obsługi publicznych pieniędzy? Ilu Polaków żyje z rabunkowej prywatyzacji, z zamierzonej upadłości, z pozorowanych przetargów i niepłacenia podatków? Ilu Polaków tworzy szarą strefę? Ilu Polaków żyje z układów rodzinnych i koterii? Ilu Polaków żyje ze słabości chorego państwa, z niewydolności prawa i zwykłego konformizmu? Ilu Polaków żyje z obojętności, bezradności i nieświadomości swoich bliźnich? Oto prawdziwa " ohyda spustoszenia", którą komunizm zostawił po sobie w wielu z nas - choć nie w każdym. Dla tak zdemoralizowanych ludzi wolność stała się raczej pokuszeniem i prowokacją niż wyzwaniem. Oto lista naszych grzechów życia wspólnego, znacznie dłuższa od tej, którą zauważył Gandhi. Może więc w nadchodzących wyborach zadamy sobie pytanie, czy szukamy dla siebie i swoich bliźnich Mahatmy Gandhiego, czy Nikodema Dyzmy?
Jeszcze jedno. Prezydent ostatnio, przepraszając inny naród za Jedwabne, powiedział, że Polacy zostali skonfrontowani z drugą (gorszą) twarzą swoich zachowań. Dlaczego nikt tak publicznie i tak ceremonialnie nie przeprasza Polaków za komunizm, którego był współtwórcą i pupilem? Przecież ofiarą jest cały naród, który jeszcze długo będzie oglądał "ohydę spustoszenia" w sobie samym! Zdemontowaliśmy fasadę systemu, pozostała cała nieciekawa reszta. W tym miejscu można parafrazować wypowiedź Winstona Churchilla po pierwszym zwycięstwie Anglików nad Rommlem - "lisem pustyni": "To nie jest koniec, to nawet nie jest początek końca, to jest dopiero koniec początku".

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy Kościół może się mylić w kwestiach wiary?

2025-03-14 20:55

[ TEMATY ]

Kościół

wiara

Katechizm Wielkopostny

nieomylność

Karol Porwich/Niedziela

Wielki Post to czas modlitwy, postu i jałmużny. To wiemy, prawda? Jednak te 40 dni to również czas duchowej przemiany, pogłębienia swojej wiary, a może nawet… powrotu do jej podstaw? Dziś odpowiedź na pytanie - czy Kościół może się mylić w kwestiach wiary?

Czy wiesz, co wyznajesz? Czy wiesz, w co wierzysz? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Jeśli nie, zostań z nami. Jeśli tak, tym bardziej zachęcamy do tego duchowego powrotu do podstaw z portalem niedziela.pl. Przewodnikiem będzie nam Youcat – katechizm Kościoła katolickiego.
CZYTAJ DALEJ

Droga Krzyżowa z kard. Grzegorzem Rysiem

2025-03-06 21:28

[ TEMATY ]

Droga Krzyżowa

Kard. Grzegorz Ryś

Graziako

W pierwszy piątek Wielkiego Postu zapraszamy do rozważań Drogi Krzyżowej wspólnie z kard. Grzegorzem Rysiem. Niech jego słowa, będą dla nas zachętą do jeszcze mocniejszego przylgnięcia do Chrystusa. Pójścia drogą krzyża do światła – miłości Jezusa.

Artykuł zawiera fragmenty rozważań Drogi Krzyżowej z książki kard. Grzegorza Rysia „Krzyż i światło”, wyd. eSPe. Zobacz całość rozważań w książce: ksiegarnia.niedziela.pl.
CZYTAJ DALEJ

"W swoim nauczaniu wskazywałeś drogę do Boga i pokazywałeś, jak uświęcać się w życiu codziennym" - wspomnienia ks. Marka Mekwińskiego

2025-03-14 23:51

ks. Łukasz Romańczuk

Na cmentarzu ceremonii pogrzebowej przewodniczył ks. Adam Łuźniak

Na cmentarzu ceremonii pogrzebowej przewodniczył ks. Adam Łuźniak

Pogrzeb wiąże się także ze wspomnienia o osobie zmarłej. Nie inaczej było podczas pogrzebu ks. Marka Mekwińskiego. Przed rozpoczęciem Eucharystii, a także na jej zakończenie głos zabierały osoby, które chciały podzielić się słowem i świadectwem poznania zmarłego kapłana.

Wśród przemawiających były panie Władysława i Anna oraz pan Ryszard z parafii NMP Królowej Polski we Wrocławiu - Klecinie. Podzielili się oni wspomnieniami jeszcze z lat 90-tych, kiedy poznali ówczesnego diakona Marka podczas rekolekcji w Bożkowie. Opowiedzieli też o swojej przyjaźni oraz wspólnych spotkaniach podczas różnych jubileuszy. - Stałeś się nam bardzo bliski, bo widzieliśmy w Tobie Boga i Twoją żywą wiarę. W swoim nauczaniu wskazywałeś drogę do Boga i pokazywałeś, jak uświęcać się w życiu codziennym - mówili, zwracając się do zmarłego kapłana.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję