Postawienie stopy przez Jana Pawła II na ziemi ukraińskiej (wraz z ucałowaniem tejże) wypadło w planach Bożej Opatrzności w uroczystość
Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny oraz w wigilię święta
największego z proroków - św. Jana Chrzciciela. Przypomnijmy, jak
29 października 1979 r. Ojciec Święty Jan Paweł II, udając się po
raz kolejny w swym życiu do sanktuarium Matki Bożej Łask w Mentorelli,
wypowiedział słowa następujące: "Rzymianie, czy wiecie, gdzie jest
Mentorella?... Bo ja właśnie dziś tam idę, jak Maryja szła do Elżbiety
przez góry". Wspomnienie tutaj owej wypowiedzi naszego Papieża sprzed
lat jest pewną analogią do tegorocznej jego pielgrzymki na Ukrainę.
Następca Piotra, rybaka znad Jeziora Galilejskiego, przybywa nad
Dniepr na wzór Maryi, wprost do źródła całego chrześcijaństwa wschodniego,
by umęczonej ziemi na nowo dać Chrystusa - niejako bierzmować ten
naród, podobnie jak było to z naszym narodem na Błoniach w Krakowie
pamiętnego 10 czerwca 1979 r., kiedy to Papieża witano słowami: "
Witamy Ciebie - witamy Chrystusa". Wiadomo, że naród ukraiński przeszedł
swą próbę, zachowawszy wiarę chrześcijańską, będąc wiernym swojej
tradycji w ciągu tysiąclecia od swego chrztu w roku Pańskim 988.
Jan Paweł II dobrze poznał cenę tego świadectwa, gdy 13 maja 1981
r. dokonano zamachu również na jego życie. Odwołał się więc Papież
do wciąż żywej tradycji współczesnej martyrologii minionego już stulecia,
w którą w naturalny przecież sposób włączony był ogół uczestników
spotkania, do których należałem i ja wraz z mymi przyjaciółmi dziennikarzami
pielgrzymującymi za Papieżem. Przez to staliśmy się równocześnie
świadkami realizującego się marzenia Jana Pawła II o jedności chrześcijaństwa (wypowiedzianego zresztą proroczo na Łotwie w czasie wcześniejszej
pielgrzymki do krajów bałtyckich).
Bez akredytacji w tym momencie, ale wyposażeni w sprzęt
reporterski, w trójosobowym składzie, wyznaczyliśmy sobie spotkanie
w Krakowie, dawnej stolicy Biskupa Rzymu, aby stamtąd wyruszyć na
trasę pielgrzymki Jego Świątobliwości na Ukrainę. Niezapowiedziani,
znaleźliśmy się w duszpasterskim ośrodku dominikańskim w Kijowie
u wielce gościnnego o. Grzegorza, gospodarza domu, a zarazem rektora
Instytutu Teologii dla Świeckich w stolicy Ukrainy. Podjęci powitalną
herbatą, a po niej obiadem, byliśmy na Mszy św., na której ogłoszono,
że potrzebujemy noclegu. Z kilku osób, które wyraziły chęć zabrania
nas do siebie, ostatecznie skorzystaliśmy z zaproszenia Galiny i
jej córki Iriny, mieszkających na peryferiach stolicy. Uciążliwość
dojazdu do Wyszogrodu została wynagrodzona przez niezwykłą gościnność,
jaką nam okazano. Po przekroczeniu progów domu zostaliśmy mile zaskoczeni
znanym nam wizerunkiem Pana Jezusa Miłosiernego z krakowskich Łagiewnik
i portretem św. Faustyny w otoczeniu starych rosyjskich ikon, co
w sumie tworzyło jakby małe, domowe sanktuarium. W trakcie serdecznej
rozmowy i przeglądania rodzinnego albumu, dowiedzieliśmy się, że
w Kijowie matka z córką znalazły się po 17 latach pobytu w tajdze
syberyjskiej, gdzie urodziła się Irina i jej starszy brat. W ciągu
tych lat rodzina nie miała żadnego kontaktu z Kościołem z powodu
nieistnienia struktur duszpasterskich na bezkresnych przestrzeniach
syberyjskich. A dzisiaj obydwie - matka i córka studiują w Instytucie
Teologii, prowadzonym przez Ojców Dominikanów, wyrównując tym samym
wieloletnie zaniedbania w formacji religijnej. Być może (jak domyślamy
się), ceną jest rozłąka małżeńska i rozdzielenie rodzeństwa - ojciec
tej rodziny pozostał wraz z synem na Syberii, pracując przy wydobywaniu
ropy naftowej. Galina powróciła na stałe do Kijowa.
O poranku 23 czerwca, w dniu przylotu Papieża, zwanego
tu "Papą rimskim", zaskoczeni zostaliśmy przybyciem nowego gościa
- Siergieja, którego Galina przedstawiła w sposób dość oficjalny
jako ojca swych dzieci. Przebył on podróż o wiele dłuższą niż "Papa
rimski", trwającą wiele godzin lotu samolotem z Syberii do Moskwy
oraz koleją całą noc z Moskwy do Kijowa. Okazało się, że Siergiej
jest wyznania prawosławnego. Wbrew naszemu mniemaniu, nie przyjechał
na przywitanie Ojca Świętego, lecz na spotkanie z córką. W nocy 24
czerwca Galina z córką wyruszyły pieszo na papieską Liturgię niedzielną.
Honory gospodarza podczas nieobecności żony w domu przejął jej mąż,
który rankiem sprawnie przygotował dla nas posiłek i usługiwał przy
stole.
Jak niezapomniane pozostaną zachody słońca nad Dnieprem,
tak nie zapomnę nigdy chwili rozstania, która nastąpiła nazajutrz
po papieskiej Mszy św. Serdeczny Siergiej pomógł nam zanieść nasz
ciężki ekwipunek dziennikarski do mikrobusu, który podwiózł nas na
stację metra im. Bohaterów Dniepra. Galina tymczasem szykowała się
dyskretnie do godnego pożegnania gości. Na przystanku czekało nas
kolejne zaskoczenie. Galina pojawiła się ubrana odświętnie w ciemny,
elegancki kostium i białą bluzkę. W momencie pożegnania zdążyłem
jeszcze powiedzieć "... będę się długo zastanawiał, jak to się stało,
że Opatrzność Boża zaprowadziła nas właśnie do Waszego domu...".
Słysząc warkot silnika w samochodzie, odruchowo wskazałem na moją
obrączkę, świadectwo związku zawartego z moją żoną Moniką 4 lipca
1970 r. wobec ówczesnego biskupa krakowskiego Karola Wojtyły, przypominając
im tym gestem o jedności i nierozerwalności małżeństwa. Gdy małżonkowie
podnieśli ręce w geście pożegnania, ujrzałem na ich twarzach łzy
wzruszenia. Autobus ruszył i już nie zdążyłem wykonać ostatniej fotografii
naszych ukraińskich przyjaciół.
Było jeszcze wiele innych doświadczeń podczas pielgrzymki
papieskiej na Ukrainę, ale wybrałem właśnie to, które szczególnie
będzie mi się kojarzyć z tą wizytą Ojca Świętego, której celem była
jedność wiernych na Ukrainie i jedność całego Kościoła Świętego.
Te założenia pielgrzymki wyrażało jej logo: Chrystus jako jedyna
Droga, Prawda i Życie. Ten sam wczoraj, dziś i na wieki.
Męczeństwo pozostawało przez wieki świadectwem wiary
synów ziemi ukraińskiej w Jedynego Boga.
Pomóż w rozwoju naszego portalu