Jeszcze niedawno człowiek, który mając możność obejrzenia skarbów
wawelskich, przyklejałby się do jakiegoś kamienia "uzdrawiającego",
byłby poczytany za niespełna rozumu. Nie teraz, gdy uczeni od New
Age przekonują, że szkodliwość tego zjawiska jest żadna, więc demokracja
nie powinna godzić się na irracjonalne zakazy. Okazuje się, że w
naszych nowoczesnych i postępowych czasach głupota, ciemnota i zabobon
mają rację bytu, co więcej - nie powinny być krępowane irracjonalnymi
zakazami; choć sytuacja, w której dzieła sztuki konkurują, a nawet
przegrywają z "magicznym" kamieniem, urąga rozwojowi cywilizacji.
Niemniej demokracja sankcjonująca głupotę to niewątpliwie niezwykle
atrakcyjna propozycja zarówno dla ogłupianych (nie wymaga żadnego
wysiłku umysłowego, wystarczy przyjąć każdą modną bzdurę), jak i
dla ogłupiających (łatwo manipulować bezmyślnymi masami).
Dwie ogólnopolskie komercyjne stacje telewizyjne prześcigają
się w udostępnianiu publiczności cudzej prywatności i zapowiadają
kontynuację tego ogłupiającego przedsięwzięcia, zresztą nie pozbawionego
indoktrynacji właściwej mediom lewicowo-liberalnym. Czynią to wbrew
negatywnym opiniom KRRiT, która - jak widać - nie na wiele się zdaje,
i na przekór trendom światowym. Francuzom szybko odwidział się elektroniczny
teatrzyk marionetek. W Niemczech też zmalała telewidownia (głównie
młodzieżowa), choć przewiduje się dalsze atrakcje. Na razie publiczność
satysfakcjonowała się niedyspozycją żołądkową (wymioty). Elektronicznej
prostytucji przyglądają się też telewidzowie w innych krajach, którym
wmawia się, że problemem naszej cywilizacji nie jest głupota, lecz
pruderia. Więc podglądają.
Już w samej nazwie - "reality show" tkwi zaprzeczenie,
bo albo rzeczywistość, albo widowisko (które jest przecież aranżowane)
. Tymczasem ludziom wydaje się, że zobaczą coś bardziej realnego
niż rzeczywistość. A to niemożliwe, także z tego powodu, że nawet
gdy realizatorzy umieszczą "bohaterów" w trumnie ze szczurami, w
klatce z wężami czy w celi śmierci - to oni i tak nie będą sobą,
lecz będą zachowywać się tak, jak ludzie myślą, że trzeba zachowywać
się w telewizji.
Chociaż jest oczywiste, że więzienie nie ubogaca ludzi (
podobnie jak lokatorów tzw. mieszkanie kołchozowe), to dziesiątki
tysięcy kandydatów wytrwale castingują, marząc o oddaniu się w niewolę
medialną. Czy czują się tak wolni, że nie wiedzą, co robić z tą wolnością?
Czy chcą choć na chwilę i za wszelką cenę, także prywatności i godności,
zaistnieć - nie wiadomo. Łatwiej zrozumieć prowadzenie rozrywkowego
podglądactwa przez lewicowo-liberalnych propagandzistów (pieniądz
podobno nie śmierdzi), choć w innych krajach dziennikarzom nie wypada
promować telewizyjnej głupoty. Podobnie jak psychologom; dlatego
udział jednego z nich, deklarującego się jako buddysta, oprotestowali
polscy buddyści. Ale niech tam, skoro komercyjne podglądactwo telewizyjne
wydaje się szczytem demokracji, każdy może być "bohaterem", nie robiąc
nic nadzwyczajnego, i jeszcze na tym zarobić. A że nie ma to wiele
wspólnego z moralnością? Już "demokratyczne" społeczeństwo przegłosuje,
że ona po prostu się przeżyła.
Po latach politycznego zniewolenia kilka milionów telewidzów
spędza po kilka godzin dziennie przed telewizorami, pogrążając się
w niewoli komercyjno-ideologizującego barbarzyństwa elektronicznego.
Skutki aż nadto widoczne - wystarczy spojrzeć na postkomunistyczną
klasę polityczną i patologiczną rzeczywistość grubokreskową, w jakiej
żyjemy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu