WACŁAW GRZYBOWSKI: - Wiemy, że Karol Wojtyła był miłośnikiem sportu i górskich wędrówek. Jakie jeszcze miał pasje?
EUGENIUSZ MRÓZ: - Następną jego pasją był teatr. To zainteresowanie teatrem zaczęło się w piątej klasie. W 1935 r. przez naszego polonistę - prof. Kazimierza Forysia zostało założone kółko teatralne. Miało nazwę Międzyszkolne Kółko Dramatyczne. Było nastawione głównie na klasyków polskiej literatury: Słowacki, Krasiński, Fredro. Uczestniczyły w nim również nasze koleżanki. Profesor Foryś wyszukał kilka dziewczęcych talentów, by obsadzić role kobiece, m.in. Halinę Królikiewicz, córkę dyrektora naszego gimnazjum, która później została zawodową aktorką. Innym wspaniałym talentem była Kazia Żakówna - urocza i piękna dziewczyna. Ojciec Święty w czasie spotkania w Wadowicach wspominał obsadę Antygony. Halina Królikiewiczówna grała Antygonę, Lolek - Hajmona, a Kazia - Ismenę. I zagrała ją wspaniale. Naprawdę była utalentowaną aktorką. Inną jej wspaniałą kreacją była rola w Zygmuncie Auguście Słowackiego. Karol kreował tam główną rolę, natomiast Kazia miała rolę Barbary. Grała też Danka Pukłówna, o której już wspominałem. To były "trzy gracje". Danka też kreowała wiele ról, np. w Nowym Don Kichocie, reżyserowanym przez Karola, grała jedyną rolę kobiecą, w Damach i huzarach czy Ułanach Księcia Józefa tańczyła, z pełnym temperamentem, mazura.
- Czy można wymienić osoby, które odegrały znaczącą rolę w kształtowaniu aktorskiej pasji Karola?
- Wielką rolę w życiu Lolka, w jego fascynacji teatrem, odegrał dr Mieczysław Kotlarczyk. Był polonistą. Jego rodzina mieszkała w Wadowicach, koło bursy. Pracował w szkole średniej w Sosnowcu, ale miał stały kontakt z Wadowicami. Spotkał się z Karolem i znalazł w nim bratnią duszę, mimo różnicy kilkunastu lat. Zafascynował Karola tym, że widział aktora w sposób nietypowy. Kotlarczyk nadał powołaniu aktora wysoką rangę. Aktor był dla niego kapłanem sztuki, który ma odegrać ogromną rolę w wychowaniu i kształtowaniu społeczeństwa. Tak jak kapłan, który ma kształtować duchowy obraz człowieka, tak samo aktor ma ogromny wpływ na życie swoich współczesnych. Od aktorów zależy dużo. Zależy od nich jakość duchowego życia narodu. Mogą wypaczać, ale mogą również uszlachetniać. Profesorowie Foryś i Kotlarczyk reżyserowali wiele sztuk wystawianych w tym wadowickim teatrze młodzieżowym. Ponieważ Karol wybił się na czołowego aktora, jemu przydzielali główne role.
- Jak by Pan ocenił aktorstwo młodego Karola Wojtyły?
- Karol miał fenomenalną pamięć, piękny metaliczny
głos, doskonałą dykcję, a przede wszystkim wyczucie. Zdarzyło się,
że w Balladynie grał Kirkora, Bolek Pomezański miał grać Kostryna.
Tuż przed spektaklem Bolek zachorował. Groziło to "klapą". Reżyserem
był wtedy prof. Hanusiak. Pełna konsternacja: co robić - nie ma jednego
aktora. No więc Karol zgłosił się, że zagra obydwie role - Kirkora
i Kostryna. Hanusiak nie mógł uwierzyć. Pyta: "Jak to możliwe, żebyś
ty grał podwójną rolę? Przecież ty znasz swoją rolę, a nie Kostryna"
. Lolek na to: "Nie, na próbach zapamiętałem również kwestię Kostryna"
. I tak się stało. Tylko przerwa na zmianę charakteryzacji była trochę
dłuższa. A Lolek znakomicie zagrał również tę drugą rolę. Jest to
jakiś fenomen.
Gra Lolka nie była mechaniczna. Gdy kreował jakąś rolę,
czynił to z pełnym wczuciem się. Poznali się na nim i p. Foryś, i
p. Kotlarczyk. Wtajemniczali go w dalsze arkana Melpomeny. W klasie
siódmej i ósmej powierzali mu funkcje scenarzysty i współreżysera.
Wadowicka grupa teatralna cieszyła się dobrą marką. Występowała nie
tylko u siebie, ale również w okolicznych miasteczkach. Jeździła
do Kalwarii, do Suchej, do Andrychowa i tam też miała wielkie powodzenie.
- Czy Karol chciał w przyszłości zostać aktorem?
- Teatr był pasją Karola. Myślał o aktorstwie. My
też wróżyliśmy mu taką karierę. Był pobożny, bardzo religijny, ale
nie sądziliśmy, że zostanie księdzem. Pod względem moralnym nic nie
można mu było zarzucić. Niektórzy dziennikarze, polując na sensację,
próbowali przypisywać mu jakieś romanse. Próbowali dowiadywać się,
czy chodził na randki, czy miał jakieś miłostki. Kiedyś dziennikarze
próbowali wyciągnąć takie historie od Zbyszka Siółkowskiego, ale
ten wyrzucił ich za drzwi. Ja jako sąsiad i kolega nie spotkałem
go ani razu na randce. Gdyby tak było, powiedziałbym to. Cóż w tym
byłoby dziwnego? Lolek całe swoje zainteresowanie i energię kierował
w sport, turystykę, teatr, naukę i modlitwę. Dziewczyny traktował
jak koleżanki. Spotykał się z nimi w teatrze. Grał nawet sceny miłosne
- i to z uczuciem. Do dziewczyn z teatru, do Kazi, Haliny i Danki,
odnosił się z życzliwością i uprzejmością jak prawdziwy dżentelmen,
ale były one dla niego po prostu koleżankami. Nie bał się dziewczyn,
ale i nie szukał jakiejś głębszej sympatii. Był w tym wszystkim bardzo
naturalny. Myśmy uganiali się za dziewczynami, a on traktował je
z szacunkiem, jako swoje rówieśniczki.
CDN.
Fotografie - z książki Danuty Gruszczyńskiej pt. "W Wadowicach wszystko się zaczęło...". Wydawnictwo Księży Pallotynów "Apostolicum", ul. Wilcza 8, 05-091 Ząbki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu