Gdy w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 1970 r. stanęli
w prezbiterium gdańskiej świątyni, by dać oprawę liturgii Mszy św.,
nie przypuszczali, że za 30 lat, w tym samym miejscu, spotkają się
już jako mężowie i ojcowie rodzin, ale wciąż z gitarami w rękach.
Na początku było ich pięciu: Bogusław Olszonowicz, Leszek
Iwanicki, Ryszard Mielewczyk, Zbigniew Tomczak i Bogdan Rogal. Przed
spotkaniem opłatkowym postanowili przygotować jasełka bitowe. Po
pierwszym koncercie zamilkli na rok. Dopiero podczas następnych świąt
zdecydowali się zaśpiewać kolędy. Nazwali się "Duval" od nazwiska
francuskiego księdza AimeM Duvala - poety, pieśniarza, jezuity z
gitarą, ewangelizującego m.in. przez śpiew. Jego działalność stała
się inspiracją nie tylko przy wyborze nazwy zespołu, ale również
sprawiła, że ci młodzi ludzie poważnie i twórczo potraktowali możliwość
działania ewangelizacyjnego z gitarami, w tym wypadku elektrycznymi,
i perkusją.
- "O nowych instrumentach w tamtych czasach można było
tylko pomarzyć - wspomina Bogusław Olszonowicz, lider grupy. - Postanowiliśmy
więc jakoś sobie poradzić. Ja przez dwa miesiące pracowałem w piwnicy,
aby sosnową deskę przekształcić w instrument. Udało się. Gitara stroiła
i można było na niej grać. Drugą, z odzysku, załatwił Leszek i zamontował
na niej przetwornik elektryczny, który można było dostać w sklepie
muzycznym za 110 złotych. Podłączyliśmy je do radia naszego opiekuna
- ks. Gerarda Kleina. Zbyszek miał w ręku tamburyn. Wierni byli zszokowani,
słysząc religijną wersję młodzieżowego bigbitu. Ale reakcje, zwłaszcza
młodych ludzi, były entu-zjastyczne. W trójmiejskich kościołach taki
rodzaj muzyki był ewenementem".
Miejscem, które zogniskowało dość wcześnie - bo już w
pierwszych klasach szkoły podstawowej - życie Leszka, Zbyszka i Bogusia,
był kościół Najświętszego Serca Jezusowego w Gdańsku Wrzeszczu, zwyczajowo
nazywany kościołem "Na Czarnej".
Boguś pojawił się w gronie ministranckim najwcześniej,
bo już w 1958 r., kiedy zauważony przez jednego z kapłanów - ks.
Albina Lachowskiego, wziął udział w jasełkach ministranckich i śpiewał
tam pastorałkę Oj maluśki. Pastorałka ta przylgnęła do niego tak
dalece, że niemal każdego roku, mimo upływającego czasu, śpiewał
ją przy różnych okazjach, a kiedy powstał "Duval", stała się jedną
z piękniejszych, wykonywanych przez grupę w okresie Bożego Narodzenia.
Leszek i Zbyszek rozpoczęli karierę ministrancką niemal
równocześnie, na początku lat sześćdziesiątych, gdy opiekunem ministrantów
był ks. Gerard Maternicki. Leszek wspomina:
- "Niezapomniany klimat, który tworzyli pracujący w parafii
´Na Czarnej´ kapłani, zachowaliśmy w naszych sercach do dziś".
W 1971 r. nadeszła propozycja zagrania na festiwalu piosenek
religijnych "Sakrosong" w Katowicach. Nie wahali się ani chwili.
Pojechali już w trójkę. Leszek Iwanicki, który obecnie jest rzeczoznawcą
budowlanym, Zbigniew Tomczak - wykładowca na Politechnice Gdańskiej,
a zarazem doktor oceanografii, i Bogusław Olszonowicz - dziennikarz.
- "Poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi - mówi Leszek
Iwanicki, gitarzysta ´Duvala´. - Ale dostrzegliśmy także, że festiwale
rządzą się swoimi prawami. Inne grupy mają menedżerów, a my cóż,
takie biedaczki z Gdańska, z własnoręcznie wystruganymi gitarami.
Nawet nie dopuszczono nas do sprzętu. Niemniej zagraliśmy koncert
w kaplicy akademickiej. Okazało się, że ten skromny występ zauważył
biskup sufragan Bednorz i dał nam wyróżnienie".
W rok później udali się do Warszawy i dali koncert w
kościele św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu.
- "Stanęliśmy obok zespołów z USA i Niemiec Zachodnich
- opowiada Bogusław Olszonowicz. - Ich członkowie wspaniałomyślnie
pozwolili nam zagrać na swoich instrumentach".
Na czas festiwalu zakwaterowano ich w klasztorze klauzurowym
u Sióstr Benedyktynek Sakramentek na Rynku Starego Miasta. Przyjaźń
z sakramentkami trwa do dziś. Na ich prośbę "Duval" zagrał m.in.
koncert dla dzieci niewidomych w Laskach pod Warszawą.
Schronienia "Duvalowcom"przez cały czas ich działalności
udziela parafia Najświętszego Serca Jezusowego w Gdańsku Wrzeszczu.
Znani są nie tylko na Wybrzeżu. Goszczono ich w kilkuset kościołach
w Polsce, mają za sobą także wiele koncertów na Zachodzie. W Niemczech,
Francji czy we Włoszech - ich występy powodowały, że po brzegi wypełniały
się katolickie świątynie. Swoistym znakiem nowych czasów był bardzo
udany koncert w Ambasadzie Polskiej w Kolonii w styczniu 1991 r.
Występ ten był ogromnym przeżyciem zarówno dla pracowników polskiej
placówki dyplomatycznej, jak i dla wykonawców.
Niejednokrotnie członkowie zespołu spotykali się z Ojcem
Świętym. Trudno im opisać radość, kiedy podczas audiencji prywatnej
w 1998 r. Jan Paweł II powiedział: "Wiem, jesteście ´Duval´". W rok
później, wraz z "Czerwonymi Gitarami", ponownie grali dla Papieża.
Tym razem na sopockim hipodromie. Zaśpiewali Ave Maria Franciszka
Schuberta.
Co wyróżnia tercet "Duval" spośród innych tego rodzaju
zespołów? Przede wszystkim to, że sami tworzą śpiewane przez siebie
utwory. Ich śpiew cechuje znakomite wyczucie liturgii Mszy św. (procentuje
praktyka ministrancka) i wynikająca stąd umiejętność doboru utworów
oraz sposobu ich wykonania. Do religijnych treści starają się dobierać
muzykę łatwo wpadającą w ucho. Nic zatem dziwnego, że mają życzliwych
słuchaczy nie tylko wśród młodzieży, ale także wśród osób w podeszłym
wieku, zdziwionych, że przy takim zestawieniu instrumentów zamiast
hałaśliwego zgiełku zespół oferuje pieśni melodyjne, w dodatku o
głębokim przesłaniu.
Od kilku lat "Duval" koncertuje średnio w 50 parafiach
w ciągu roku. Bywa, że jednej niedzieli śpiewa w Nowym Sączu, następnej
- w Łodzi, a potem w Bielsku-Białej. Rodziny przyzwyczaiły się do
częstej nieobecności mężów i ojców w domu. Swoje żony członkowie "
Duvala" poznali na koncertach duszpasterstwa akademickiego, więc
żadna z nich nie buntuje się przeciwko ich artystycznej działalności.
Swoją pasją złamali i łamią nadal dziesiątki stereotypów.
Nie byli pierwsi spośród tych, którzy w dostojne wnętrza kościołów
wprowadzili dźwięk elektrycznych gitar oraz rytm perkusji. Pozostali
jednak jedynymi, którzy w tym samym składzie parają się tą formą
sztuki konsekwentnie od 30 lat. Od samego początku wierni są idei:
Uczynić muzykę oraz śpiew przeżyciem kulturalnym i głęboko religijnym
zarazem. Kto choć raz miał okazję ich posłuchać, ten przekonał się,
że dopięli swego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu