W szkaplerzu jej na piersiach nie trzymamy
łkając wierszy nie tworzymy dla niej.(...)
nie jest cząstką ziemi obiecanej,
nawet w głębi duszy nikt nie wyobrazi,
Gdy oniemiali męczymy się w nędzy,
Że kupczyć można nią, że można kramarzyć -
Lecz w nią się zamieniamy po śmierci, po znoju,
dlatego po prostu nazywamy ją swoją.
(A. Achmatowa, Ziemia ojczysta)
Ekologia, czyli wdzięczność
Reklama
Biblijny opis stworzenia kończy się słowami Boga skierowanymi
do pierwszych rodziców, nakazującymi czynienie sobie ziemi poddaną.
Bezbrzeżna hojność Boga wprost nie stawiała ograniczeń. Wszystko
miało służyć człowiekowi. Był to przepiękny prezent ofiarowany ludziom.
Jedyny zakaz, jakim było powstrzymanie się od spożywania owoców z
drzewa poznania dobrego i złego, stanowił próbę wdzięczności za otrzymany
dar. Człowiek, jak to wiemy z prehistorii zbawienia, próbie tej nie
sprostał. Swoim nieposłuszeństwem sprofanował dar. Wszedł na drogę
nieprzyjaźni z Bogiem. Ukrył się przed Nim. Bardzo wymowny jest ten
obraz ludzi, którzy nagle okryli się, zauważywszy, że są nadzy. Od
tamtej pory ciągle "okrywamy" swoje jestestwa mniej lub bardziej
wyszukanymi szatami kłamstwa, jak Adam i Ewa obwiniamy się nawzajem.
Ten obraz naprowadza myśl o konieczności poszanowania
daru. Każdego daru. Jakże boli rodziców, gdy kosztem wyrzeczeń ofiarują
dziecku coś cennego wartością nie tyle materialną, co ciężarem owych
wyrzeczeń, i spostrzegają, że dar został wzgardzony, porzucony, zniszczony.
Smutek napełnia Boga, ilekroć człowiek niszczy dar, którym jest świat
z całym swoim bogactwem. Dlatego pragnę zaproponować w tę niedzielę
najpiękniejszego miesiąca roku, jakim jest u nas maj, refleksję o
ekologii.
Słownik wyrazów obcych poucza, że termin ten pochodzi
od greckiego słowa oikos, oznaczającego dom, środowisko. W naukowym
znaczeniu oznacza zaś dziedzinę biologii badającą wzajemne stosunki
między organizmami a otaczającym je środowiskiem.
Z ekologią spotykamy się najczęściej przez media, obserwując,
spektakularne nieraz, zachowania ludzi z różnych organizacji ekologicznych,
stających w obronie zagrożonego środowiska. W Polsce miewamy od czasu
do czasu takie wydarzenia przy okazji przewożenia przez nasz kraj
odpadków jądrowych. Wcześniej protestowali niemieccy ekologowie przeciw
składowaniu na ich terenie odpadków pochodzących z magazynów NATO.
Szuka się przeto biedniejszych krajów, którym zapłaci się za przyjęcie
trucizny. Przyjmą ją, chociaż wkrótce zapłacą zdrowiem za swą krótkowzroczność.
Potrzebne są protesty. Co prawda, jak na razie, nie odnoszą
skutków, w wielu przypadkach zamierzenia dysponentów świata, owych
współczesnych budowniczych wieży Babel, są realizowane przy pomocy
sił policyjnych, wojskowych czy telewizyjnych. Jestem przekonany,
że niedługo ruch ekologiczny będzie musiał stać się powszechny, a
dołączą do niego także ci, którzy dziś dla pieniędzy niszczą naturalne
środowisko. Boję się, że może się to ujawnić zbyt późno. Zniszczenia
będą tak duże, że przy wielkim wysiłku o przywrócenie właściwej równowagi
koszty ponosić będą następne pokolenia, a okupione to zostanie wielkimi
cierpieniami ludzi z czasów pogardy dla praw Bożych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Żywioły i ludzkie błędy
Reklama
W ciągu ostatnich lat w górach Francji i Szwajcarii miały miejsce
dwie wielkie tragedie, kiedy to z gór zstąpiły tysiące ton błota,
grzebiąc żywcem dziesiątki ludzi, także dzieci. No cóż, żywioł -
mówiono. Tragedia. Tak, to prawda. Pojawiły się jednak głosy poważnych
naukowców, które racjonalizowały dramat - wina była po stronie ludzi,
którzy w nieodpowiedzialny sposób, dla celów komercyjnych, wycinali
tysiące drzew ze zbocza gór. Ziemia pozbawiona drzew, a zwłaszcza
ich korzeni, które naturalnie ją wiązały, skutkiem padających deszczy
po prostu osunęła się na odpoczywających turystów. Za jakiś czas
ludzie zapomną, znów przyjadą i, nie daj Boże, żywioł pochłonie kolejne
ofiary.
Wydaje się to tak oczywiste, a jednak nie zawsze chcemy
wyciągać wnioski z wydarzeń. Łatwo ubolewać nad bezdusznością wielkich
tego świata. To ła-twa ekologia. A przecież wszyscy co roku na jesieni
obserwujemy barbarzyństwo niszczenia środowiska. Tak się składa,
że po wakacyjnym odpoczynku jesień jest czasem kanonicznych wizytacji.
Z bólem serca obserwuję, jadąc do kolejnych parafii, łuny ognia rozbłyskujące
nad polami. Pali się suche trawy i słomę. Boży dar. Jeszcze dwadzieścia
lat temu wiosną gospodarze urodzajnych ziem jeździli w piaszczyste
tereny, gdzie siano więcej zboża, bo ziemia nieurodzajna, i zwozili
słomę na podściółkę dla zwierząt. Dziś wszędzie pali się słomę. Niszczy
się potrzebne glebie mikroorganizmy, zadaje ból małym zwierzętom,
które w mękach giną w ogniu. To prawda, że bezmyślna polityka rujnuje
rodzinne gospodarstwa rolne, że słoma staje się niepotrzebna, bo
nie ma w domach bydła, mleko się kupuje, bo w jednych rejonach kraju
zaniechano hodowli krów, a w innych nie ma go gdzie zbyć i do mleczarni
pod Krosnem przywozi się mleko z terenu łomżyńskiego. Pojawiają się
już znaki dramatu - szalone krowy, bo zamiast trawą, karmiono je
mączką kostną, rozprzestrzenia się pryszczyca. Rządy państw licytują
się jak na wyborach miss piękności, że u nich tej choroby nie ma,
że ich gospodarstwa są ekologiczne. Krótkowzroczne to zabiegi. Prędzej
czy później dotkną nas nowe plagi, przed którymi nie uda się uciec
w demagogię.
Teologalne rozpatrywanie problemu ekologii musi odwołać
się do Miłości. Ekologia to nie moda, to naturalny odruch wdzięczności
Bogu za obdarowanie. Ważne, że pojawiają się kolejne organizacje
ekologiczne. Są na razie głosem wołającego na puszczy, ale przecież
Jana usłyszeli nawet zatwardziali grzesznicy. Powodzenie odwzajemnienia
Miłości zależy od "ekologicznego" usposobienia każdego z nas.
Ekologia domu
Reklama
Szkołą obdarowania jest dom rodzinny. To tutaj uświadamiając
sobie, jak piękne jest życie, budujemy lub niszczymy odwzajemnienie
w miłości. Zofia Kucówna w tchnącej ciepłem książce Zatrzymać czas
tak pisze o domu: "Dom każdy przesycony jest miarą duchowości człowieka,
który go stworzył. Widziałam różne domy. Widziałam takie, które były
tylko adresami, i takie, które promieniowały, gadały śmiały się.
Dom to bardzo krucha, delikatna rzecz. Z duchem domu trzeba rozmawiać,
aby i on gadał, trzeba piosenki mu śpiewać, aby i on chciał śpiewać,
śmiać się do niego, aby i on był uśmiechnięty. Trzeba o niego zabiegać
i troszczyć się jak o drugiego człowieka".
Swoistą atmosferę papieskiego domu tworzy Jan Paweł II
przez swoją serdeczną gościnność, zaprasza szerokim gestem, słucha,
rozmawia bez napięć, jak Mały Książę z Saint-ExupeUry´ego oswaja
owieczki i śpiewa pieśni, piosenki, kolędy w czasie Bożego Narodzenia.
Tak, o "duszę" domu trzeba zabiegać, warto ją pielęgnować.
Święty Paweł w Liście do Efezjan poucza: "Dzieci, bądźcie
posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest sprawiedliwe (...) A [
wy] ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie
je, stosując karcenie i napominanie Pańskie!" (Ef 6,1-4).
Ekologia domu to umiłowanie życia. Rodzice i dzieci świadome,
że jest ono darem Boga, wspólnie tworzyć będą klimat wdzięczności
Bogu i sobie nawzajem. Dzieciństwo to czas wielkiego obdarowywania.
Wdzięczność wobec rodziców przeniesie się na poszanowanie świata,
który jest przecież wielkim domem rodziny ludzkiej.
W pewnej rodzinie przyszło na świat siódme dziecko. Ktoś
zapytał ojca, czy nie bał się reakcji starszych dzieci. "Trochę tak,
ale to wszystko minęło z chwilą urodzenia. Te młodsze przyprowadzają
teraz całe pielgrzymki kolegów i koleżanek, by się pochwalić braciszkiem.
Musiałem zakazać tych eskapad. Mało tego, niektóre z odwiedzających
zaczynają naciskać na swoich rodziców, by im też ´kupili´ takiego
małego braciszka".
Jest nadzieja, że z takiego domu wyrosną ludzie, którzy
i środowisko odczytają jako dar Boga, i zatroszczą się o nie. Wątpliwe
jednak, czy podobną postawę zachowa ta dziewczyna, która proszona
przez matkę o drobną posługę, wprost wykrzyczała: "Ja się na świat
nie prosiłam".
Dbajmy o klimat naszych domów. Niech będą w nim słowa
autentycznie nasze, uśmiechy nam zrozumiałe, niepokoje wspólnie przemadlane.
W takim domu rodzi się indywidualność, zdrowa osobowość, a nie masowość.
Człowiek szanujący siebie nie da się zasypać śmietnikiem medialnej
unifikacji.
Ekologia słowa
W jednym z programów ukazujących zmagania ekologów z leśnikami,
którzy chcieli wycinać drzewa pod przyszłą autostradę pod Opolem,
można było usłyszeć cały potok przekleństw. O słowie mówiliśmy już
sporo. W tym miejscu wypada jednak przypomnieć, że nie ma prawdziwej
ekologii bez troski o słowo. Wulgaryzmy nie tylko ujawniają nasze
nastroje, one zaśmiecają serce człowieka i czynią go wulgarnym. Żadna
to mądra sentencja. Wystarczy przejść się ulicami każdego miasta.
Młodzi ludzie niby wymieniają gesty zakochania, a komunikują się
wulgaryzmami. Jakie będą ich słowa, jakie są, kiedy są zdenerwowani?
Co może mówić o ekologii matka, która prowadząc ulicą dziecko, pali
papierosa, a na jego pytania czy prośby reaguje przekleństwami? To
także nie epizod, to staje się modą.
Brat Roger powiedział kiedyś do młodych: "Pokój twego
serca czyni pięknym życie tych, którzy cię otaczają". Słowa są obrazem
naszego serca. Zdradzają jego niepokoje, oczekiwania, zranienia.
Cóż pomoże akcja sprzątania świata, gdy wrzucając do koszy śmieci,
niszczymy ziemię przekleństwami, które zajmują
miejsce śmieci?
Temat to szeroki, ale jakoś mało dostrzegany przez rodziców, pedagogów,
artystów. Cóż mówić o ekologii, kiedy ze scen teatralnych, ekranów
kinowych płyną słowa wulgarne, przekleństwa, złorzeczenia? Trzeba
to sobie przy tej okazji szczerze powiedzieć - świadome przeklinanie,
brak pracy nad słownictwem jest zwyczajnym satanizmem. To powiedział
Jezus: "Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest,
od Złego pochodzi" (Mt 5, 37), a pierwszy tłumacz Biblii - Wujek
określił to bardzo dobitnie: od diabła pochodzi. Mezalians Ewy z
diabłem, który przecież rozegrał się na płaszczyźnie słowa, doprowadził
do zniszczenia radości Edenu. Czy dzisiaj będzie inaczej? Czy szatan,
z którym się "zaprzyjaźniamy" słowem, uszanuje dzieło Boga, którego
jest wrogiem?
Ekologia ducha
Przed laty jeden z księży zaprosił w Bieszczady Niemców. Zaintrygowało
go, że unikali wszelkich napojów, tak wówczas modnych, bo nowych
u nas. Każdego wieczora gotowali dużą ilość owocowej herbaty i ona
służyła do gaszenia pragnienia podczas górskich wspinaczek. W dniu
zakończenia wakacji spotkali się przy ognisku. Odchodząc, skrupulatnie
pozbierali śmieci i wrzucali je w ogień. Ksiądz wziął też plastikowe
butelki, w których nosili herbatę, i też wrzucił w ogień. Zakrzyczeli
go i czym prędzej wyjęli butelki z ognia. Zdziwionemu tłumaczyli,
że podczas spalania wytwarza się trujący gaz, który idzie do atmosfery.
A przecież obowiązuje ekologia.
Minęło sporo lat, a u nas nikt się nie przejmuje takimi
drobnostkami. Zaśmiecamy place, ulice, szkoły, miejsca, w których
bywamy codziennie. Tamto wydarzenie pokazuje, że ekologia wymaga
wewnętrznej dyscypliny. Dla wierzących ochrona środowiska nie jest
modą, jest wyrazem wdzięczności. Człowiek nie szanuje środowiska,
nie szanując siebie. I tu dochodzimy do ważnej refleksji: ekologia
domaga się ascezy. Największym skarbem przyrody jest sam człowiek.
Asceza jest wysiłkiem "czynienia ziemi poddaną" we mnie samym. Grzech
pierworodny zniszczył tę "ziemię", Jezus w akcie odkupienia przywrócił
na nowo człowiekowi zdolność owocowania cnotami. I jak ongiś w raju
wszystko zostało człowiekowi dane, tak w akcie Odkupienia zostaliśmy
na nowo obdarowani. Asceza to akt kulturalnego, odpowiedzialnego
sięgnięcia po zastawione dary. W przypadku człowieka wierzącego będzie
wyrazem jego wiary, a nawet może być jej wyznaniem.
Człowiek, który nie dba o siebie, nie rozwija swoich
talentów, swojej osobowości, ale zgadza się na zaśmiecanie swojego
człowieczeństwa wszelkimi brudami świata, jakże podobny jest do tej
ziemi, niszczonej przez ludzi. "Zaśmiecony" człowiek, nie uratuje
przed podobnym kataklizmem swojego środowiska, zarówno tego biologicznego,
jak i duchowego.
Troska o własny rozwój, o autonomię myślenia ustrzeże
nas przed łatwymi, czasem wprost karykaturalnymi przejawami ekologii,
które można obserwować na każdym kroku. W regionalnym dodatku GW
co tydzień drugą, a więc ważną stronę zajmuje rubryka Przygarnij
mnie, a dotyczy apelu zabierania psów ze schronisk. U dołu strony
maleńkimi literami wydrukowano kiedyś apel o pomoc dla chorego dziecka.
To nie koniec anomalii: Dla dziecka w domu dziecka budżet
państwa może ofiarować 360 zł, ale adopcja psa w gminie Ursynów w
Warszawie "procentuje" kwotą 500 zł. Żołnierz "kosztuje" państwo
mniej niż tysiąc złotych, ale więzień obdarowany zostaje sumą znacznie
większą.
Zwierzęta kupowane dla kaprysu dzieci, więzione w ciasnych
mieszkaniach po kilkanaście godzin dziennie, trafiają prędzej czy
później do schronisk, a potem znów ktoś dla pieniędzy, kaprysu przejmuje
je i tak kontynuujemy cierpienie, nazywając je ekologią.
Katechizm Kościoła Katolickiego poucza: "W zamyśle Bożym
mężczyzna i kobieta są powołani do czynienia sobie ziemi ´poddaną´ (
Rdz 1, 28) jako ´zarządcy´ Boży. To władanie nie może być samowolnym
i niszczącym panowaniem. Mężczyzna i kobieta, stworzeni na obraz
Stwórcy, który miłuje ´wszystkie stworzenia´ (Mdr 11, 24), są powołani,
by uczestniczyć w Opatrzności Bożej w stosunku do innych stworzeń.
Z tego wynika ich odpowiedzialność za świat powierzony im przez Boga" (
KKK 373).
Jako "zarządcy" dóbr Bożych, pamiętajmy, że Pan przyjdzie
i zażąda zdania rachunku z włodarstwa. W sposób poważny i odpowiedzialny
traktujmy nasze miejsce na ziemi, bo jest darem Bożym, na którym
przez krótki czas przebywania mamy się zbawić. Mamy także umożliwić
to szczęście przyszłym pokoleniom.