W "tłusty czwartek" dostałem z Polski pączki - we Włoszech ich nie znają, chociaż robią tu podobne ciastka, zwane bombami. Na polskie pączki do mojego rzymskiego mieszkania zaprosiłem kilku znajomych watykanistów, a spotkanie stało się okazją do rozmowy o Janie Pawle II i jego pontyfikacie oraz o dziennikarzach, którzy śledzą i komentują papieską działalność. Wśród zaproszonych gości był o. Joseph Vandrisse, Domenico Del Rio i Robert Moynihan. Trzy osoby różnej narodowości, o bardzo różnych osobistych losach, które łączy ten sam zawód - dziennikarz watykanista. O. Joseph Vandrisse to francuski kapłan należący do Zgromadzenia Misjonarzy Afryki, przez długie lata profesor seminarium w Libanie, a od 1974 r., za zezwoleniem przełożonych, watykański korespondent prestiżowego dziennika francuskiego " Le Figaro" (w latach 1978-93 współpracował także z gazetą wydawaną w szwajcarskim Fryburgu - "La LiberteM"), uczestniczył w 63 papieskich podróżach apostolskich. Uznawany jest za jednego z najbardziej kompetentnych i bezstronnych watykanistów akredytowanych przy Watykańskim Biurze Prasowym. Losy Domenico Del Rio, drugiego mojego gościa, były o wiele bardziej skomplikowane. Człowiek o wszechstronnej wiedzy teologicznej - studiował w seminarium, dość późno zajął się dziennikarstwem. Zaczął karierę w "La Repubblica", włoskim dzienniku, który był i jest sztandarowym pismem lewicowo-liberalnym i antyklerykalnym tego kraju. W "La Repubblika" potrzebowali właśnie tego typu człowieka: z jednej strony obeznanego ze sprawami eklezjalnymi, a z drugiej strony krytycznie nastawionego do Kościoła. Pamiętam, jak na początku lat 80. drażniły mnie jego agresywne artykuły antypapieskie i antywatykańskie. Był to wówczas typowy watykanista piszący na zamówienie, zgodnie z linią ideologiczną gazety. Z czasem jednak jego stosunek do Papieża zmienił się - napisał kilka pięknych książek o Janie Pawle II, a gdy przeszedł na emeryturę, rozpoczął współpracę z włoskim dziennikiem katolickim "Avvenire". Ostatnio w sposób szczególny interesuje się papieską poezją. Robert Moynihan to Amerykanin, człowiek świecki i żonaty, który dziennikarstwo traktuje jako swą misję w Kościele. Założył miesięcznik religijny " Inside the Vatican", który jest cenionym i opiniotwórczym czasopismem w anglojęzycznych środowiskach katolickich. Oto fragmenty naszej rozmowy :
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Z reguły watykanistom zadaje się pytania dotyczące Papieża i działalności Stolicy Apostolskiej. Ja chciałbym zacząć od pytania bardziej osobistego, a mianowicie: " Jaki wpływ wywarł pontyfikat Jana Pawła II na Wasze życie osobiste i zawodowe?".
O. JOSEPH VANDRISSE: - Wszyscy widzieliśmy po raz
pierwszy nowego Papieża w telewizji w dniu wyboru na Stolicę Piotrową.
Ja miałem szczęście spotkać go osobiście już kilka miesięcy po konklawe,
tzn. 6 stycznia 1979 r., w dniu sakry biskupiej metropolity krakowskiego
- ks. Franciszka Macharskiego, który studiował między innymi w szwajcarskim
Fryburgu i znał mnie jako korespondenta nie tylko Le Figaro, ale
także fryburskiej gazety La LiberteM. Gdy poprosiłem go o wywiad,
zgodził się i po swojej konsekracji biskupiej wyznaczył mi spotkanie
obok Auli Pawła VI. Rozmowa trwała ok. 10 minut, a na koniec abp
Macharski powiedział mi, że chce mnie przedstawić Papieżowi. Byłem
wzruszony, widząc Papieża zbliżającego się do nas. Papież zapytał
mnie wtedy: "Jak to się stało, że będąc księdzem i misjonarzem, zajmuje
się Ksiądz także dziennikar-stwem?". Powiedziałem kilka słów o moim
życiu, na co Ojciec Święty poklepał mnie po ramieniu i dodał: "To
bardzo interesujące. To znak otwarcia. Niech Ksiądz kontynuuje, ale
proszę być wiernym!". Uważam, że w tych słowach zawarty jest cały
program pontyfikatu: otwarcie i wierność.
Papież ma niezwykłe zalety i bogatą osobowość - zna pracę
fizyczną, jest intelektualistą, uprawiał sport itp. Uderza mnie fakt,
że potrafił połączyć te wszystkie, jakże różnorodne cechy, w spójną
osobowość. Ta silna osobowość papieska jest dla nas zachętą, abyśmy
i my uczynili nasze życie bardziej spójnym, wykorzystując zarówno
nasze zalety, jak i słabości. Papież często powtarza, szczególnie
młodzieży: "Bądźcie sobą!".
Zastanawiałem się, skąd pochodzi ta jedność, która charakteryzuje
jego życie? Myślę, że można odpowiedzieć: z modlitwy!
- WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Domenico Del Rio, jak wyglądała praca watykanisty w gazecie antyklerykalnej?
- DOMENICO DEL RIO: - W głębi serca przyjąłem z entuzjazmem
wybór papieża, który nie był Włochem i pochodził z Polski, z kraju
imperium sowieckiego. Muszę jednak dodać, że w redakcji byłem jednym
z nielicznych, jeżeli nie jedynym człowiekiem wierzącym w Boga i
w Jezusa Chrystusa.
Moje pierwsze wspomnienie związane z pontyfikatem Jana
Pawła II - to nagana, której udzielił mi dyrektor za to, że nie przewidziałem,
kto zostanie wybrany papieżem. Poza tym cały czas wywierano na mnie
presję, bym przedstawiał Papieża w określony z góry sposób, tzn.
jako wojowniczego przywódcę Kościoła walczącego z liberalną, laicką
wizją świata. W tej perspektywie nie było miejsca na jego wymiar
duchowy. Ja, jako katolik, starałem się unikać krytykowania doktryny
katolickiej, piętnując te aspekty jego działalności, które najbardziej
raziły środowiska laickie, jak np. jego wyzwanie rzucone aborcji
itp.
- WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Za krytykę Papieża nie pozwolono
Ci udać się w podróż apostolską na pokładzie samolotu papieskiego.
Jesteś jedynym w historii dziennikarzem, wobec którego zastosowano
tego typu sankcję...
To prawda. Było to w 1985 r., gdy przygotowywano podróż
papieską do Afryki. W 1985 r. obchodzono 20. rocznicę zakończenia
Soboru Watykańskiego II i z tej okazji jeździłem po Europie, by przygotować
serię artykułów na ten temat. W jednym z nich pisałem o papieskich
podróżach i sposobie, w jaki były organizowane, krytykując pewien
tryumfalizm, niezmierzone tłumy wiernych i traktowanie Papieża jak "
gwiazdę" filmową. Niestety, tytuły do moich artykułów dodawano w
redakcji, a w tym konkretnym przypadku tytuł brzmiał: Ach, jak dużo
ten papież podróżuje! Tytuł bardzo nie podobał się w Watykanie, dlatego
też następnego dnia wezwał mnie do siebie J. Navarro-Valls, dyrektor
Watykańskiego Biura Prasowego, i oznajmił, że nie będę mógł lecieć
do Afryki papieskim samolotem. Sprawa ta odbiła się szerokim echem
w całej prasie światowej, a mnie osobiście było bardzo przykro.
- ROBERT MOYNIHAN: - Ty, jako watykanista dziennika, miałeś kontakty ze Scalfarim, dyrektorem "La Repubblica", który decydował o antyklerykalnej linii gazety. Co sądził Scalfari o Kościele katolickim?
- DOMENICO DEL RIO: - Utkwiła mi w pamięci pierwsza
konferencja prasowa w 1976 r., w czasie której Scalfari prezentował
nową, założoną przez siebie gazetę. Gdy zapytano go, ile miejsca
poświęci na informację o śmierci papieża, odpowiedział: "Jedną szpaltę
na drugiej stronie". Oczywiście było inaczej, bo gdy zmarł Paweł
VI, La Repubblica publikowała całe strony na ten temat, chociaż wszystko
przedstawiane było z wyraźnym ukierunkowaniem ideologicznym. Dla
redaktorów gazety Kościół był jedynie potęgą polityczną i ekonomiczną,
jego wymiar religijny nikogo nie interesował.
Pracując w laickiej gazecie, musiałem być krytycznie
nastawiony do pontyfikatu Jana Pawła II, choć w mym sercu rodziła
się sympatia do tego Papieża. Wyrazem tej sympatii była książka Wojtyła,
nowy Mojżesz (Wojtyła, il nuovo MoseM), którą napisałem wraz z moim
przyjacielem Luigim Accattolim. Następnie odkryłem duchowość Wojtyły,
czytając jego poezje. Dlatego gdy pisałem papieską biografię, każdy
z rozdziałów zaczynałem od jego wiersza. Natomiast ostatnio ukazała
się moja nowa książka, w której piszę o mistycyzmie Papieża w świetle
jego poezji. Zatytułowałem ją Gorejący krzew (Roveto ardente) - wyrażenia
tego użył Papież, mówiąc o błogosławionych pastuszkach z Fatimy;
dzieci były "gorejącymi krzewami", bo stały się przybytkiem Boga,
który jest "Światłością, która płonie, ale się nie spala".
W końcu chciałem wyznać, że w ciągu ponad dwudziestu
lat pontyfikatu Papieża dokonywała się we mnie ewolucja: na początku
postrzegałem go w sposób powierzchowny, zewnętrzny; z czasem odkryłem
jego mistyczną duszę, która mnie fascynuje. Kluczem do duszy Jana
Pawła II stała się poezja.
- ROBERT MOYNIHAN: - Cieszę się, że mogę dziś spotkać
się z dwoma "rasowymi" watykanistami, jakimi są o. Vandrisse i Del
Rio. Na początku mojej kariery "podglądałem" ich, by zrozumieć, jak
pisać o sprawach kościelnych w naszym zmieniającym się, postmodernistycznym
świecie. Podobnie jak Del Rio, pracowałem najpierw w świeckim czasopiśmie,
jakim jest Time. Redakcja miała ściśle określoną wizję Kościoła i
dlatego proszono mnie o artykuły na takie tematy, jak kapłaństwo
kobiet, marginalizacja kobiet w Kościele katolickim, domniemane oderwanie
Papieża od spraw interesujących zwykłych ludzi itp. Powoli zaczynałem
rozumieć, że to nie Kościół, lecz intelektualne elity Zachodu oderwane
były od codziennego życia ludzi i próbowały budować świat nie na
miarę człowieka. Gdy elity propagowały kulturę przyjemności, indywidualistyczną
i powierzchowną, Papież zawsze bronił godności człowieka, każdego
człowieka, katolika i niekatolika. Zrozumiałem wówczas, że Stolica
Apostolska broniła przede wszystkim prawa człowieka do zachowania
w sobie nadprzyrodzonego wymiaru, który strzeże go przed ideologicznymi
manipulacjami. Chciałem pisać na te właśnie tematy i w ten sposób
wnieść mój wkład w toczącą się w świecie walkę o oblicze kultury.
Dlatego w 1988 r. przyjąłem propozycję, by objąć stanowisko naczelnego
redaktora wydania angielskiego katolickiego miesięcznika 30 dni,
a następnie sam założyłem nowy miesięcznik wydawany w języku angielskim
Inside the Vatican (W Watykanie). Od tamtego roku co miesiąc przygotowuję
nowy numer pisma, które ma kilkunastotysięczny nakład.
Jan Paweł II wywarł na mnie wielkie wrażenie, gdyż rzucił
wyzwanie Związkowi Radzieckiemu, ideologii, którą ten kraj reprezentował.
Sprzeciwiał się również skrajnemu indywidualizmowi, który prowadzi
do eutanazji, aborcji, manipulacji genetycznej itp., broniąc godności
człowieka, która obejmuje także prawo do wiary w Boga.
- DOMENICO DEL RIO: - Chciałbym jeszcze dodać bardzo
osobiste wyznanie. Uważam, że w ostatnich latach na scenie światowej
pojawiło się kilka osób, które "przesycone" są Bogiem. Mam na myśli
między innymi Matkę Teresę z Kalkuty i Jana Pawła II.
Nie śmiem twierdzić, że ludzie ci są dowodem na istnienie
Boga, ale na pewno świadczą o Boskim działaniu w człowieku. Po śmierci
mojej żony czuję się chwilami zagubiony i niepewny; by pokonać te
stany kryzysowe, śledzę Papieża, gdyż za pośrednictwem jego osoby
widzę Boga.
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Kiedyś zapytałem AndreM Frossarda, który był wielkim przyjacielem Papieża, co czuje, gdy siedzi przy stole wraz z Janem Pawłem II. Odpowiedział mi: "Widzę Kogoś poza nim". To, co uderza w Papieżu, to spójność osobowości ukształtowanej przez wiarę w Chrystusa.
- WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Wybór polskiego kardynała
na Stolicę Piotrową wzbudził wiele entuzjazmu, lecz także niemało
krytyki. Niektórzy dopatrywali się w polskim pochodzeniu Papieża
przeszkody w wypełnianiu uniwersalnej misji Następcy św. Piotra i
Biskupa Rzymu, a w przywiązaniu do polskiej kultury - oznaki prowincjonalizmu.
Zarzuty te jednak okazały się całkowicie bezpodstawne, a Jan Paweł
II udowodnił, że można być "zakorzenionym" w kulturze narodowej i
jednocześnie otwartym na inne kultury.
Co sądzicie o wpływie polskiej kultury i losów Polski
na Papieża?
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Chciałbym zacząć od przypomnienia
dwóch wydarzeń. Gdy 16 października 1978 r. wybrano papieżem kard.
Wojtyłę, ks. prał. Lustiger (obecny arcybiskup Paryża) był na Placu
św. Piotra. Przed nim stała Wietnamka, która cicho szlochała. Spytał
ją: "Dlaczego Pani płacze? Mógłbym zrozumieć Pani wzruszenie, gdyby
wybrano wietnamskiego papieża, ale wybrano Polaka". Na to kobieta
odpowiedziała mu: "Płaczę właśnie dlatego, że wybrano papieża z Polski.
On na pewno wniesie coś nowego".
Drugie zdarzenie miało miejsce 3 czerwca następnego roku,
podczas pierwszej podróży Jana Pawła II do Polski. Dzień wcześniej,
w czasie historycznej Mszy św. na placu Zwycięstwa w Warszawie, Papież
zadziwił dziennikarzy, wstrząsnął wszystkimi i wydawało się, że nie
zdarzy się już nic ważniejszego. Dlatego następnego dnia większość
zagranicznych korespondentów szukała raczej dobrej restauracji, by
posilić się i odpocząć (co wówczas w Polsce nie było wcale takie
łatwe), a w Gnieźnie byłem tylko ja i korespondent londyńskiego Timesa.
Człowiek, który zajmował się obsługą dziennikarzy, widząc nas tylko
dwóch, dał nam wcześniej tekst papieskiego przemówienia. A było to
słynne przemówienie gnieźnieńskie, w którym Papież mówił o "Papieżu-Słowianinie,
Papieżu-Polaku". Wtedy zrozumiałem, że ten Papież ma wielką wizję
Europy, że nadchodzą czasy przemian.
Opowiedziałem te dwa epizody, lecz chciałbym także bezpośrednio
odpowiedzieć na Twoje pytanie. Według mnie, Papież akceptuje swoją
polskość bez żadnych kompleksów, w sposób naturalny, gdyż stanowi
ona część jego osobowości. I to mi się w nim podoba. W Watykanie
jest wielu ludzi, którzy wstydzą się, że są cudzoziemcami. Papież
nie ma tych problemów: zachował przy sobie polski entourage, często
przyjmuje swych starych przyjaciół, jada polskie dania, śpiewa polskie
pieśni i kolędy, często mówi o "mojej Polsce", o "ukochanym Krakowie"
itp.
Trzeba jednak przyznać, że na początku pontyfikatu mówiono
o "polskim papieżu", aby go ukazać w negatywnym świetle, tak jakby
nic dobrego nie mogło przyjść z Polski. Mówili to jednak ludzie,
którzy nie znali polskiej historii ani szczególnych losów Wojtyły.
Jeszcze jedna refleksja. O polskim pochodzeniu Papieża
kardynałowie mówili także po konklawe. Pamiętam, że kard. Basil Hume
stwierdził kiedyś: "Wybralibyśmy go nawet gdyby nie był Polakiem",
podkreślając, że kard. Wojtyła został wybrany ze względu na jego
wielkie zalety (człowiek niezłomnej wiary, znający Kurię Rzymską
i Włochy, solidny, poliglota itd.), które tylko pośrednio mają związek
z polskością. Taka była również opinia kard. Garonne.
Być może inni kardynałowie, jak na przykład kard. Koanig
z Wiednia, wybierali Polaka świadomi, jakie znaczenie będzie mieć
Papież z Polski dla całej Europy Wschodniej.
- DOMENICO DEL RIO: - W niektórych środowiskach intelektualnych
na Zachodzie Papież z Polski nie podobał się, ponieważ kraj ten nie
przeżył "rewolucji" iluminizmu i protestantyzmu. Jednym słowem -
był to Papież pochodzący z Kościoła "zamkniętego w sobie". Takie
było uprzedzenie do Papieża kręgów laickich.
Na płaszczyźnie politycznej natomiast Papież-Polak przyczynił
się do upadku imperium sowieckiego. Moskwa bała się go od początku.
Pamiętam, że agencja TASS nazwała polskiego Papieża "wywrotowcem"
.
Ja nie kładłbym jednak zbyt wielkiego nacisku na polskość
Papieża, gdyż papież z Polski jest papieżem wszystkich, nawet jeżeli
ma pewne cechy narodowe.
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Pewną wrogość do "polskiego" Papieża dało się także zauważyć w niektórych środowiskach kościelnych. Na początku pontyfikatu uczestniczyłem w Paryżu w "okrągłym stole" . Był tam także pewien słynny dominikanin - nie chcę podawać jego nazwiska - który z sarkazmem zapytywał: "Co ma nam do powiedzenia ten Papież? Czy będzie nas prosił, abyśmy odmawiali Różaniec?". Przypomniałem mu tylko, że jako dominikanin nosi przecież przy sobie różaniec.
- DOMENICO DEL RIO: - Trzeba wspomnieć także o pobożności maryjnej Papieża, która jest cechą charakterystyczną polskiej religijności.
- ROBERT MOYNIHAN: - Polska jest częścią Europy, jest
słowiańska, a jej Kościół jest łaciński. W ciągu wieków Europa była
podzielona na różnorodne bloki, a granice tych podziałów często przebiegały
przez Polskę. Uważam, że właśnie Papież pochodzący z takiego kraju
może pomóc mieszkańcom Starego Kontynentu odkryć na nowo chrześcijańskie
korzenie i jedność. W ostatnich wiekach próbowano w różnorodny sposób
zjednoczyć Europę. Napoleon, Hitler i Stalin - żadnemu z nich to
się nie udało. Dziś jesteśmy świadkami następnej próby jednoczenia
Europy bez Boga, bez odniesienia do chrześcijańskich wartości i korzeni.
Tej Europie Papież mówi: "Bądź sobą!".
Wydaje mi się także, że Jan Paweł II ma do odegrania
bardzo wielką rolę w zbliżeniu z prawosławnymi, gdyż w imię etnicznego
braterstwa łatwiej może odzyskać ich zaufanie.
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Należy wziąć pod uwagę także
pewną ewolucję pontyfikatu. Jedynie na początku można było mówić
o wpływie polskich korzeni na pontyfikat, gdyż Jan Paweł II ma głębokie
poczucie "rzymskości". Zaraz na początku pontyfikatu powiedział: "
Wstępuje na stolicę rzymską biskup, który nie jest rzymianinem, jest
synem narodu polskiego. Ale z tą chwilą staje się także rzymianinem,
Tak - rzymianinem!". Uważam, że świadomość bycia papieżem jest jedną
z jego najważniejszych cech. Nie tak dawno, zwracając się do kardynałów,
powiedział, że jego obowiązkiem jest odkrywać głęboki sens misji
Pio-trowej.
Często przytaczane jest słynne zdanie Papieża z homilii
na inaugurację pontyfikatu: "Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie
na oścież drzwi Chrystusowi!", lecz nikt prawie nie pamięta pierwszej
części papieskiego przemówienia, w której Jan Paweł II mówił, że
Piotr - rybak z Galilei nie chciał być w Rzymie i zamierzał opuścić
miasto. Lecz Chrystus zastąpił mu drogę i na pytanie Piotra: "Dokąd
idziesz, Panie?" (Quo vadis, Domine?), odpowiedział, że idzie do
Rzymu, by Go ukrzyżowano po raz wtóry (scenę tę wspaniale opisał
Sienkiewicz w swej słynnej powieści). Dziś Papież, syn Polski, utożsamia
się z Rybakiem z Galilei. Jest przekonany, że jego wybór jest dziełem
Opatrzności Bożej i że misja ta trwać będzie aż do śmierci.
Gdy ktoś mnie pyta, czy Papież poda się do dymisji, opowiadam
wymyśloną przeze mnie historyjkę: "Papież podaje się do dymisji,
leci samolotem, wysiada z samolotu w Krakowie, gdzie spotyka Chrystusa,
który zadaje mu pytanie: ´Quo vadis?´".
- ROBERT MOYNIHAN: - Czasami zastanawiam się, czy Biskupa Rzymu nie powinno wybierać się spośród księży urodzonych właśnie tutaj ...
- DOMENICO DEL RIO: - Według mnie, nie ma to żadnego znaczenia. Kardynał wybrany w czasie konklawe staje się Piotrem, chociaż to oczywiste, że każdego papieża musi cechować mentalność rzymska i uniwersalna.
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Trzeba dodać, że temu Papieżowi-cudzoziemcowi od pierwszej chwili udało się zyskać sympatię tłumu zgromadzonego na Placu św. Piotra. Był to naprawdę niezapomniany moment.
- WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Jakie są główne linie pontyfikatu Jana Pawła II?
- ROBERT MOYNIHAN: - Pierwsze 10 lat pontyfikatu charakteryzowała walka z ideologiami i systemami politycznymi, które przeczyły, jakoby pojedynczy człowiek miał wpływ na historię, a kładły nacisk na rolę społeczeństwa i gospodarki (marksizm, leninizm, komunizm). Następnie, począwszy od lat 1989-91, Papież zaczął kłaść coraz większy nacisk na piętnowanie negatywnych zjawisk w społeczeństwach zachodnich, takich jak relatywizm i indywidualizm. Ostatnio śledzi jedno z najważniejszych zjawisk naszej epoki - proces globalizacji. Największym wyzwaniem dla Papieża na początku nowego tysiąclecia jest nowa ewangelizacja: jak ewangelizować społeczeń-stwo postmodernistyczne, gdy ludzie odrzucają jakiekolwiek ograniczenia i chcą być niczym Bóg?
- DOMENICO DEL RIO: - Według mnie, w ostatnich latach
Papieża najbardziej martwi proces sekularyzacji. Nie chce się On
pogodzić z faktem, że ludzie i całe społeczeństwa żyją tak, jakby
Bóg nie istniał. Najpierw walczył z Bogiem komunizm kolektywistyczny,
a teraz w społeczeństwach kapitalistycznych Boga wypiera idolatria
pieniądza. Dlatego czyni wszystko, aby Chrystus wrócił do ludzi.
Pamiętam, jak wołał w Wiedniu: "Chrystusie, wróć!".
Jeżeli chodzi o problemy natury eklezjalnej, którymi
Papież zajmuje się ostatnio, wymieniłbym kolegialność w Kościele,
prymat Piotra, ekumenizm.
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Papież powiedział kiedyś,
że zajmował się bardziej nauczaniem niż rządzeniem. Prawdopodobnie
doszedł do wniosku, że powodzenie ekumenizmu nie zależy od małych
reform kościelnych, a w przyszłości będzie można stworzyć pewną formę
jedności Kościołów, dzięki której papież będzie mógł zrezygnować
z tytułu Pasterza wszystkich Kościołów, pozostając Biskupem Rzymu
i Patriarchą Zachodu, tak jak to było na początku tysiąclecia, gdy
Kościół był jeden. Oczywiście, jest to proces bardzo długi, gdyż
wymaga zmiany mentalności ukształtowanej w ciągu wieków.
Chciałem jednak zwrócić uwagę na inny rys pontyfikatu.
Bóg wybrał kard. Wojtyłę na papieża w konkretnym momencie historii
i Jan Paweł II wywarł olbrzymi wpływ na tę historię. Należy przypomnieć
także jego encykliki społeczne - prawdę mówiąc, nieco zapomniane
- oraz zaangażowanie w sprawy Ameryki Łacińskiej i Afryki. Zbyt często
jednak patrzymy na obecny pontyfikat z perspektywy społeczno-politycznej:
analizujemy stosunek Papieża do Rosji, Trzeciego Świata, Zachodu,
teologii wyzwolenia, globalizacji itp., a zapominamy o najważniejszej
trosce Jana Pawła II - o głoszeniu Chrystusa, Zbawiciela świata.
Troskę tę daje się zauważyć od pierwszej encykliki Redemptor hominis,
aż po ostatni dokument Novo millennio ineunte. Papież pisze, że chrześcijanie
nie będą mogli rozwiązywać problemów tego świata bez głębokiej wiary
w Chrystusa. Także Kościół ma rację bytu tylko wtedy, gdy odzwierciedla
blask Chrystusa.
Uważam, że największym wyzwaniem dla Kościoła nowego
stulecia nie będzie postmodernizm, lecz wiara, jakość wiary, chrystologia.
Nie chodzi tylko o zagrożenia z zewnątrz, ale o niebezpieczeństwa
wewnątrz Kościoła, o czym świadczą reakcje niektórych księży i biskupów
po ukazaniu się papieskiego dokumentu Dominus Iesus.
- ROBERT MOYNIHAN: - Chciałbym wrócić jeszcze do ekumenizmu. W niektórych kręgach teologicznych dyskutuje się, czy jest możliwy dialog ekumeniczny oparty na bazie postanowień pierwszych siedmiu soborów, które odbyły się, gdy Kościół nie był jeszcze podzielony. Chociaż w ten sposób kwestionowano by dogmat o nieomylności papieży. Czy jest możliwe zorganizowanie nowego soboru z udziałem wszystkich Kościołów chrześcijańskich, który byłby niejako kontynuacją VII Soboru Powszechnego?
- O. JOSEPH VANDRISSE: - W Kościele nie można stosować metod "archeologicznych", nie ma powrotu do Kościoła pierwotnego, gdyż w ciągu wieków dokonała się wielka ewolucja. Uważam, że należałoby postawić inne pytanie: W jaki sposób Kościoły chrześcijańskie - wszystkie razem, pomimo dzielących je różnic - mogą stawić czoło współczesnym wyzwaniom?
- ROBERT MOYNIHAN: - Ale jak doprowadzić do zjednoczenia Kościołów?
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Nie ma potrzeby stworzenia jednego Kościoła, trzeba uszanować różnorodność.
- DOMENICO DEL RIO: - Nie zapominajmy jednak o problemach związanych z dogmatem o nieomylności...
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Ja nie mam żadnych kompleksów w związku z dogmatem o nieomyślności i wyjaśnię dlaczego. W czasie spotkania z Papieżem poprzedni prymas anglikański, prawie płacząc, zadawał sobie pytanie: "Co się stało z moim prymatem?". Zdawał sobie on sprawę, że nie ma żadnej władzy nad lokalnymi Kościołami anglikańskimi w Afryce ani nad Kościołem prezbiteriańskim, i prosił Papieża o pomoc w odzyskaniu tradycyjnej pozycji prymasa anglikańskiego. A co powiedzieć o biednym patriarsze Aleksym II, który nie może zaprosić Papieża do Rosji tylko dlatego, że dwóch czy trzech biskupów sprzeciwia się temu. Jan Paweł II zdaje sobie więc sprawę, że jego prymat stanowi przeszkodę w dialogu ekumenicznym, lecz jest bardzo ostrożny, ponieważ widzi, co się dzieje w Kościele, gdy władza zanika. W świecie, który globalizuje się coraz bardziej, konieczna jest silna władza centralna - Kościół bez papieża stałby się słabszy. Rzecz w tym, jak być wiernym Chrystusowi, który dał całą władzę zarówno Piotrowi, jak i dwunastu Apostołom - jest to wielka tajemnica.
- ROBERT MOYNIHAN: - Przepraszam, że znowu zmienię temat rozmowy. Czy nie wydaje się Wam, że mimo wysiłków Papieża i działalności duszpasterskiej Kościoła świat jest coraz bardziej pełen zła, przemocy, grzechu. Wydaje mi się, że również chrześcijanie grzeszą więcej....
- DOMENICO DEL RIO: - Ludzie grzeszą dziś tak, jak grzeszyli w przeszłości, lecz dziś zagubiono poczucie grzechu i sens pokuty. Sytuacja jest niepokojąca, ponieważ zła nie nazywa się złem.
- O. JOSEPH VANDRISSE: - Ja, jako kapłan, chciałbym przypomnieć niepokojące pytanie Chrystusa: "Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" i Jego prośbę: "Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody...". Dlatego Papież zachęca nas, byśmy " wypłynęli na głębię". Jest rzeczą niebywałą i wspaniałą zarazem, że ten człowiek w podeszłym wieku, zmęczony, przygarbiony pod ciężarem lat i trudów pontyfikatu, podejmuje wysiłek, by dodać nam nadziei i zachęcić do działania. Temu celowi służył Wielki Jubileusz wraz z trzyletnim okresem przygotowań. Uważam, że była to genialna idea Papieża. Ja śledziłem wydarzenia Roku Świętego nie tylko jako dziennikarz, ale także jako kapłan, spędzając wiele godzin w konfesjonale, dlatego wiem, że Jubileusz był przede wszystkim wielkim wydarzeniem duchowym, a większość ludzi uczestniczyła w nim powodowana autentyczną wiarą.
- WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - Kard. Stefan Wyszyński przepowiedział Papieżowi, że wprowadzi Kościół w trzecie tysiąclecie. Lecz Wielki Jubileusz i początek nowego tysiąclecia, które wydawały się punktem docelowym pontyfikatu, stały się jego nowym początkiem. A Papież patrzy już w przyszłość...
- DOMENICO DEL RIO: - Jest rzeczą niezwykłą, że rozmawiamy na temat pontyfikatu, tak jakby był on w najlepszej fazie. Chociaż w niektórych redakcjach przygotowują już nekrologi, nikt z nas nie myśli o końcu pontyfikatu.
- O. JOSEPH VANDRISSE: - W jednym z moich ostatnich artykułów napisałem, że list apostolski Novo millennio ineunte jest programem pontyfikatu, a nie stanowi bynajmniej jego zwieńczenia.
- ROBERT MOYNIHAN: - Mój znajomy słyszał Papieża, który żartując w czasie posiłku, powiedział: "Kto wie, czy pobiję Piusa IX?". A pontyfikat Piusa IX trwał 33 lata!
- WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: - A zatem z okazji urodzin życzymy Papieżowi serdecznie, by pobił Piusa IX. Plurimos annos, Ojcze Święty!
Pomóż w rozwoju naszego portalu