W ostatnich latach miałem możność wielokrotnego spotykania
się ze środowiskami polonijnymi (trzy razy odwiedzałem USA i Kanadę
na zaproszenie środowisk polonijnych, parokrotnie przebywałem na
zaproszenie kręgów polonijnych w Austrii i raz w Szwajcarii). W czasie
tych pobytów dostrzegałem, jak bardzo niewykorzystane są ciągle potencjały
intelektualny i gospodarczy Polonii, które mogłyby o wiele lepiej
procentować dla Polski. Dostrzegałem również tym lepiej, z tamtej
perspektywy, jak bardzo Polonię traktuje się po macoszemu w kraju,
jak bardzo nie liczy się z jej podstawowymi nawet postulatami. I
wszystko to robi się wbrew elementarnym interesom polskiej racji
stanu. O wielu tych sprawach mówiono, i to bardzo donośnie, podczas
niedawnego II Zjazdu Polonii - wspominałem już o tym w poprzedniej
Niedzieli. Nie będę więc powtarzał poruszanych tam spraw, a ograniczę
się do zasygnalizowania paru obserwacji własnych.
Parę lat temu podczas pobytu w USA spotkałem się na dłuższej
rozmowie z grupą polonijnych biznesmenów w Colorado. Było to środowisko
patriotycznych Polaków, doskonale ze sobą zintegrowanych, co nie
jest, niestety, ciągle jeszcze regułą. Właśnie od tych ludzi, śledzących
w dalekim Colorado niezwykle wnikliwie to, co się dzieje w Polsce,
usłyszałem rzecz najsmutniejszą. Okazało się, że każdy z moich kilkunastu
rozmówców po roku 1989 próbował rozkręcić jakiś biznes w Polsce i...
za każdym razem próba kończyła się fiaskiem. Skrajna polska biurokracja,
korupcja i nieuczciwi partnerzy - tak wymieniano główne powody zniechęceń
do inwestowania w Polsce. I tak to nawet po 1989 r. dalej obrzydzano
Polskę najcenniejszym możliwie partnerom gospodarczym z Polonii,
ludziom, którzy obok pieniędzy i chęci inwestowania mają też polskie
serca i gorąco kibicują gospodarczemu podnoszeniu się Polski. A dzieje
się tak w tym samym czasie, gdy istnieje prawdziwa "pogoda dla hochsztaplerów"
z zagranicy, okradających Polskę, ale dających łapówki, gdzie trzeba,
do skorumpowanych elit.
Inna sprawa, ciągle za mało podejmowana. Szokujące wprost
są rozmiary krajowej niewiedzy o czołowych postaciach z kręgów polonijnej
kultury i nauki. Nasze media przyzwyczaiły nas od 1989 r. do ciągłego
powtarzania tych samych kilku nazwisk głośnych Polaków z zagranicy,
wznoszonych na ogromne piedestały jako rzekomo nieomylnych autorytetów:
Miłosza, Giedroycia, Nowaka-Jeziorańskiego, Kołakowskiego, Barańczaka
i... wszystko. W rezultacie takiej polityki informacyjnej w kraju
nie mamy na ogół pojęcia, że poza tymi nazwiskami Polonia ostatnich
dziesięcioleci może się pochlubić setkami wybitnych naukowców i ludzi
kultury, których dzisiejszy rozgłos na Zachodzie jest nieraz stokrotnie
większy niż w rodzimej Polsce. Wymienię tu choćby takie nazwiska,
jak: zmarły niedawno znakomity socjolog - prof. Adam Podgórecki czy
- ostatnio coraz częściej przyjeżdżający do kraju - światowej rangi
specjalista od zarządzania - prof. Witold Kieżun, historyk - prof.
Marian Kamil Dziewanowski czy wybitny specjalista z nauk ścisłych,
posiadacz kilkudziesięciu patentów - prof. Iwo Cyprian Pogonowski,
równocześnie autor monumentalnego dzieła Jews in Poland. Rzecz wręcz
szokująca - prof. M. K. Dziewanowski jest autorem wielu wybitnych
książek z historii najnowszej, wydanych po angielsku, z których większość
jest dotąd nieznana w Polsce. Jego książkę History of Soviet Russian (
Historię Sowieckiej Rosji) przetłumaczono na język chiński i jest
używana jako podręcznik na chińskich wyższych uczelniach, lecz w
Polsce nikt nie pokwapił się z jej wydaniem.
Swoistym symbolem naszego stosunku do dokonań Polonii
jest obecnie wystawiany w sali czasopism Biblioteki Narodowej numer
największego dziennika polonijnego z USA Dziennika Związkowego z
Chicago - obecnie jest tam prezentowany numer z sierpnia zeszłego
roku (!). Może w międzyczasie pojawi się już jakiś numer tego dziennika
z września. Czy tak ma wyglądać nasz obecny kontakt z prasą polonijną?
Ostatni tydzień przed II Zjazdem Polonii i czas samego
Zjazdu większość wpływowych publikatorów poświęciła wściekłej kanonadzie
przeciw prezesowi KPA Edwardowi Moskalowi. Najbardziej jadowite ataki
nieprzypadkowo zamieściła SLD-owska Trybuna. A gdyby tak choć połowę
miejsca zużytego na te ataki poświęcono na analizę prawdziwych problemów
Polonii i szans na stworzenie prawdziwego pomostu pomiędzy Polonią
a krajem... Polonia w wielu krajach świata znajduje się w sytuacji
frontowej. To ona musi znosić główny ciężar wciąż potężniejącej ofensywy
antypolonizmu. To ona musi chałupniczo, jakże często nieprofesjonalnie,
walczyć z krzywdzącymi Polaków uprzedzeniami i stereotypami. Musi
walczyć z nimi bez profesjonalnej pomocy z MSZ-u, poza jednym chlubnym
wyjątkiem - wiceministra Radka Sikorskiego, przy skrajnej bierności
szefa resortu Władysława Bartoszewskiego. Nie będzie prawdziwego
dialogu z Polonią dotąd, dopóki minister spraw zagranicznych RP W.
Bartoszewski będzie bez reszty skłócony z szefami dwóch największych
polonijnych organizacji świata, reprezentujących Polonię północnoamerykańską
i południowoamerykańską. Na tle tych pełnych goryczy uwag warto wymienić
jednak parę prawdziwie jasnych punktów. Po pierwsze, trzeba podkreślić
znaczenie tak opiekuńczej wobec Polonii, pełnej zrozumienia dla jej
problemów postawy władz Wspólnoty Polskiej z jej prezesem - prof.
Andrzejem Stelmachowskim na czele (wielkie brawa dla prof. Stelmachowskiego
za stanowczość w obronie Polonii przeciw różnym pomówieniom i oszczerstwom!)
. Po drugie, wbrew próbom forsowania podziałów w Polonii przez niektóre
kręgi MSZ-u i wpływowe przekaziory, Polonia na swym Zjeździe okazała
się stanowcza i jednomyślna, nie dała się podzielić. I to jest najlepszym
prognostykiem na przyszłość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu