Druga niedziela Wielkiego Postu upłynęła w Watykanie pod znakiem
zakończenia wielkopostnych rekolekcji Kurii Watykańskiej z Ojcem
Świętym na czele oraz beatyfikacji liczącej 233 osoby grupy męczenników
z czasu wojny domowej w Hiszpanii w latach 1936-39.
Była to dziwna wojna domowa i dziwna w ogóle wojna w
Europie. Rozgrywała się w swojej najtragiczniejszej warstwie na terenie
bogatej w historię Hiszpanii. Bezpośrednimi jej aktorami byli też
w przeważającej mierze sami Hiszpanie, ale przyczyny, które napędzały
jej tragizm i okropność, sięgały daleko i działały z różnym natężeniem.
Może, a nawet na pewno nie jako przyczyna, ale jako produkt działania
jednej z nich miała w tej wojnie udział pewna liczba przybyszów znad
Wisły. Wiadomo, spod jakich znaków i po czyjej stronie.
Nie wchodząc w zawiłe meandry polityki i problematyki
społecznej, które spowodowały ten tragiczny rozdział historii Europy
w przeddzień wybuchu hekatomby II wojny światowej, nie można pokryć
milczeniem i zapomnieniem faktu, że ta tragiczna wojna domowa była
nie tylko bolesną tragedią wylanego morza krwi rozdartego na dwa
wrogie obozy, w zasadzie katolickiego kraju i Narodu, ale ziemia,
która stanowi ten najbardziej na zachód wysunięty bastion Europy
wielkich historycznych tradycji, kultury, no i religijnego, katolickiego
życia. To ono właśnie przez wiele wieków historii Europy stanowiło
urodzajną glebę jej narodowej wielkości, na zawsze z Hiszpanią związanych,
jedynych w swoim rodzaju pomników architektury, literatury, sztuki,
a nade wszystko kultury duchowej.
I oto w skomplikowanym kontekście politycznym, a zwłaszcza
społecznym, podjęto próbę zaatakowania Europy przez znaną opcję ideologiczną,
której nie udał się ten manewr w wyniku "Cudu nad Wisłą" w roku 1920.
Ten manewr spalił na panewce, natrafiając na zjednoczony krzyżem
i znakiem Orła Białego bastion dopiero co przywróconego do życia
Narodu. Zapłacił on za to obficie wylaną krwią polskiego chłopa,
robotnika, bohaterskiej młodzieży, heroicznym wysiłkiem przywódców
Narodu tamtego czasu, za który miała przyjść straszliwa zemsta, której
symbolem jest Katyń i cała, do dzisiaj nie policzona polska Golgota
Wschodu.
Ale Golgotę Wschodu poprzedziła właśnie "Golgota Zachodu",
którą był ów ponury czas hiszpańskiej wojny domowej na zachodnich
rubieżach mimo wszystko katolickiej jeszcze Europy.
Istnieje, oczywiście, różnica między tamtą inauguracją
ludobójstwa, jaką był pogrom katolicyzmu hiszpańskiego, a jego kontynuacją
w wydaniu rewolucji sowieckiej z jej szczytowym etapem, jakim był
etap wojny światowej 1939-45. Jedną z tych różnic stanowiła masowość
i różnorodność ofiar rozpętanego do niebywałych rozmiarów terroru.
Początki tego terroru, które zaowocowały tysiącami ofiar na ziemi
hiszpańskiej, a więc w ściśle rozumianym obrębie Europy Zachodniej,
skierowane były wyłącznie na Kościół katolicki i jego rożnych przedstawicieli,
od dzieci poczynając, a na biskupach kończąc. A ponadto ta hiszpańska
inauguracja ludobójstwa posiada swoją dokumentację, i to dość dokładną,
jeżeli nie kompletną. Stwarza to możliwość prawie pewnej ewidencji
ofiar komunistycznego, wyraźnie antykatolickiego terroru. A w tumulcie
tak ukierunkowanego terroru nie mogły się nie znaleźć przypadki autentycznego,
po katolicku rozumianego męczeństwa.
Kościół nie mógł więc wobec tych dwu faktów (możliwości
historycznej dokumentacji i fenomenu prawdziwego męczeństwa) pozostać
obojętny zwłaszcza po dokumencie Tertio millennio adveniente. Męczeństwo
przecież, zwłaszcza w jego nowoczesnym teologicznym ujęciu, jest
rozumiane jako szczytowy wyraz heroicznej miłości, której wzorcem,
ale i przyczyną sprawczą jest przyjęta w największym spiętrzeniu
męki zbawcza śmierć Chrystusa. Jako takie więc męczeństwo jest owocem
działającego w Kościele i przez Kościół Chrystusa miłującego aż do
śmierci, a tym samym jest ono kryterium weryfikującym autentyczne
i zbawiające działanie Chrystusa w Kościele. Toteż nic dziwnego,
że właśnie Kościół katolicki podjął dzieło tej ewidencji hiszpańskiego
terroru lat 1936-39, a w nim całej świętej gromady autentycznych
męczenników, stanowiących wyraz jego nadprzyrodzonej mocy, a zarazem
dowód Boskiego pochodzenia. Uroczyste beatyfikacje z lat poprzednich
zwieńczone zostały beatyfikacją 233 Męczenników, jaka miała miejsce
w niedzielę 11 marca 2001 r. Spośród grup męczenników wyniesionych
wcześniej na ołtarze obecna grupa jest największa i daje w sumie
z uprzednio beatyfikowanymi imponującą liczbę 463 osób.
Wszystkie te beatyfikacje poprzedzone zostały skrupulatnie
przeprowadzonymi procesami diecezjalnymi, zaaprobowanymi następnie
przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych, stwarzając w ten sposób
solidne podstawy historyczne dla tych doniosłych aktów życia i działalności
Kościoła.
W tej ostatniej beatyfikacji, imponującej liczbowo, procesy
zostały przeprowadzone przez Kurie Biskupie w Walencji, Barcelonie
i Lleidzie. Największą grupę stanowią w niej zakonnicy i zakonnice (156), a następnie księża diecezjalni (40). Trzecią pod względem liczebności
grupą beatyfikowanych są ludzie świeccy (42), między którymi znalazło
się 37 członków Akcji Katolickiej, wśród której byli także pochodzący
z Montevideo Urugwajczycy, a wreszcie jedna tercjarka kapucyńska
z Nantes (Francja).
Wśród przedstawicieli wielkich zakonów, takich jak: Jezuici,
Salezjanie, Rodziny Franciszkańskie i Dominikańskie, znalazł się
jeden z konfratrów piszącego te słowa - ks. Jan od Matki Bożej Bolesnej
Garcia MeMndez, pierwszy błogosławiony męczennik ze Zgromadzenia
Księży Sercanów.
Ks. Juan Mendez (jego zwięzłą biografię napisał ostatnio
ks. Stanisław Mieszczak SCJ - Wydawnictwo Księży Sercanów) urodził
się 25 września 1891 r. w małej mieścinie San Sebastian de los Patos
niedaleko miasta Avila. Powodowany był żywym pragnieniem kapłaństwa,
które już podczas studiów odbywanych w Seminarium w Avila ubogaciło
się jeszcze gorącą tęsknotą za życiem zakonnym. Po nieudanej próbie
wstąpienia do Zakonu Dominikanów wrócił do Seminarium i został wyświęcony
na księdza 18 marca 1916 r. Prowadzona z dużym powodzeniem ofiarna
praca duszpasterska nie zgasiła w nim tęsknoty za życiem zakonnym,
która ostatecznie zaprowadziła go do Zgromadzenia Księży Najświętszego
Serca Jezusowego. Tu w pełni ujawniły się od początku cechujące go
cnoty: pokora, ofiarność, duch głębokiej modlitwy i gorącego nabożeństwa
do Matki Bożej. Promieniował w powierzonej mu przez przełożonych
trudnej pracy głębokim duchem wewnętrznym i ofiarną dobrocią. W sytuacji
rozpętanej rewolucji, powodowany gorliwością i miłością do Serca
Jezusowego, dawał dowody gotowości, a nawet pragnienia męczeństwa.
Nadeszło ono niespodziewanie. Podczas podróży do zrewolucjonizowanej
Walencji natknął się na bezczeszczenie kościoła przez rewolucjonistów,
przeciw czemu zaprotestował, odważnie przy tym wyznając, że jest
księdzem katolickim. To wystarczyło, żeby go aresztować i wtrącić
do więzienia, skąd wywieziony nocą 26 sierpnia 1936 r. został bezlitośnie
rozstrzelany. Dopełniło się więc to, co stanowiło w jego życiu główną
sprężynę życia i działalności, a była to gorąca miłość do Bożego
Serca Jezusowego. Stał się w ten sposób drogocenną perłą poświęconą
temuż Sercu oraz idei wynagrodzenia Zgromadzenia Księży Sercanów.
Poza wzniosłym aktem beatyfikacji, zwieńczeniem podniosłej
uroczystości była nad wyraz mocnym głosem wypowiedziana przez Ojca
Świętego homilia oparta na Ewangelii z drugiej niedzieli Wielkiego
Postu o Przemienieniu Pańskim. Szczególnie zapadły w serca, jakżeż
w sytuacji współczesnej Hiszpanii aktualne, słowa o pokoju i terroryzmie,
który tylko burzy, a niczego nie rozwiązuje. Stąd z energią wypowiedziane
słowa: "Z terroru człowiek wychodzi zawsze tracąc. Żaden motyw i
żadna przyczyna czy ideologia nie mogą go usprawiedliwić. Tylko pokój
buduje ludzkość. Terror jest wrogiem ludzkości". Cały Plac św. Piotra,
wypełniony głównie Hiszpanami, zareagował burzą oklasków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu