Książę kardynał Adam Stefan Sapieha znany jest przede wszystkim
jako niezłomny bojownik o wartości i zasady. Jego postać najczęściej
- i bardzo słusznie - kojarzona jest z obroną polskiego Kościoła
i polskiego narodu podczas II wojny światowej. Jako jeden z nielicznych
miał odwagę żądać od okupacyjnych władz niemieckich poszanowania
praw i godności ludzkiej swoich rodaków oraz Żydów. To również on
w imię zagwarantowania integralności ziem polskich po I wojnie światowej
mówił zdecydowane "nie" wizytatorowi apostolskiemu, a następnie nuncjuszowi
w Polsce - Achillesowi Ratti, późniejszemu papieżowi Piusowi XI,
podczas plebiscytu na Śląsku i Warmii. Nie akceptował również ustępstw
na rzecz komunistycznych władz Polski. Mniej znany jest natomiast
wcześniejszy okres działalności kapłańskiej księcia Sapiehy oraz
trudności, jakie musiał pokonywać w kapłańskim życiu, stąd myśl o
przybliżeniu lwowskiego okresu życia księcia Sapiehy. W tym roku
przypadają dwie rocznice związane z osobą Księcia Metropolity - 90.
rocznica objęcia przez niego krakowskiej stolicy biskupiej (1911
r.) oraz 50. rocznica jego śmierci (1951 r.).
Po otrzymaniu święceń kapłańskich w 1893 r. pracował
jako wikariusz w Jazłowcu w archidiecezji lwowskiej, a następnie
odbył studia w Rzymie. Po powrocie z dyplomem doktora w zakresie
prawa kanonicznego został powołany przez abp. S. Morawskiego na stanowisko
wicerektora Seminarium Duchownego we Lwowie. W trakcie kilkuletniej
pracy na tym stanowisku spostrzegł konieczność zmian w Seminarium
kierowanym przez rektora - bp. J. Webera. Ksiądz Sapieha przekonany
był o konieczności zmiany kierunku prowadzenia Seminarium. Zabiegał
o to przez cztery lata, ale bezskutecznie. Rektor - bp Weber zdołał
przeforsować swoją wizję Seminarium.
W liście do abp. J. Bilczewskiego pisał ks. Sapieha: "
Widząc dezorganizację, w jakiej się nasze Seminarium znajduje, nie
mogę i nie chcę brać na siebie współodpowiedzialności za warunki,
w jakich się nasi klerycy wychowują". Abp J. Bilczewski nie chciał
przyjąć do wiadomości potrzeby przeprowadzenia koniecznych reform
w Seminarium, a postulaty wicerektora uważał za dyktowane osobistymi
względami. Być może Arcybiskup, kryjący swoje chłopskie pochodzenie
pod zmienionym nazwiskiem, podejrzewał młodego księcia w sutannie
o przerost ambicji? Niemniej osoba Sapiehy budziła jego niepokój
i postanowił zwolnić go z zajmowanego stanowiska. Jak wynika z opublikowanej
przez ks. J. Wołczańskiego korespondencji abp. Bilczewskiego z biskupem
tarnowskim - L. Wałęgą, Metropolita nie zamierzał podjąć reform w
Seminarium, a raczej chciał znaleźć takiego kandydata na wicerektora,
który nie sprawiałby kłopotów swoimi reformatorskimi postulatami.
Przynajmniej tak odczytał intencję Metropolity bp Wałęga, skoro -
jako znający środowisko księży lwowskich - podsuwał abp. Bilczewskiemu
właśnie takich kandydatów. Proponował m.in. ks. J. Grygla, pisząc
o nim: "duchowo wyrobiony i spokojny - nie odznacza się wybitną zdolnością,
ale na wicerektora wystarczy". Wymieniał też i ks. M. Sieniatyckiego,
stwierdzając, że ten "się do każdej nada kombinacji (zdaje mi się
więcej jest bierny)". O ks. S. Koziarzu (Szydelskim) twierdził bp
Wałęga, że jest za młody na urząd wicerektora - miał wówczas sześć
lat kapłaństwa. Nadto Biskup tarnowski radził Metropolicie, aby mimo
innych zajęć poświęcił kilka tygodni czasu na zainteresowanie się
Seminarium. W tym czasie powinien porozmawiać z kilkunastoma spośród "
porządniejszych kleryków", a "także i kilku gorszych", powinien zapytać
o ich zdanie na temat sytuacji w Seminarium.
Tymczasem, nie czekając na odwołanie ze stanowiska, wicerektor
Sapieha jesienią 1901 r. przedłożył metropolicie Bilczewskiemu obszerny
memoriał na temat sytuacji w Seminarium. W sprawozdaniu wysunął kilka
istotnych zarzutów pod adresem zarządu i atmosfery tam panującej.
Na końcu stwierdził, iż z powodu, że podejmowane przez niego przeciwdziałania
nie znalazły akceptacji, zmuszony jest złożyć dymisję z zajmowanego
stanowiska.
Rezygnacja Sapiehy wzbudziła w archidiecezji konsternację
i wywołała szereg komentarzy. Nie powstrzymał się od nich i rektor
Seminarium - bp Weber, pisząc do metropolity Bilczewskiego, że Sapieha
krok ten podjął z braku szacunku dla swego ordynariusza i dlatego
teraz wszystko zwróciło się przeciwko niemu. "Szkoda - pisał bp Weber
- tego kapłana, że puścił się na drogę krytyki i wraz z innymi kapłanami
eiusdem farine marnuje łaski, które Bóg mu daje. Gdyby był pokorniejszym,
byłby pozostał w Seminarium". Władze diecezjalne usiłowały rozwiązać
powstały problem dotyczący dalszych losów niepokornego i otoczonego
brakiem zaufania młodego kapłana z rodowym tytułem książęcym. Zakwaterowano
go w pałacu arcybiskupów lwowskich i zlecono koordynację akcji katolicko-społecznej
w archidiecezji. Funkcja ta była tymczasowa i zlecona mu ad hoc,
dlatego ks. Sapieha monitował władze diecezjalne, aby podjęły w jego
sprawie ostateczną decyzję.
W tych niełatwych dla Sapiehy chwilach moralnego wsparcia
udzielał mu wierny przyjaciel - ks. J. Teodorowicz, późniejszy metropolita
ormiański. Ujął się za nim również biskup krakowski - kard. J. Puzyna.
W liście do abp. Bilczewskiego pisał: "X. Sapiehę znam od dawna -
pobożny, skromny a gorliwy, wrócił z Rzymu bez fioletów, a o co przy
słabości Ojca Świętego do Księcia Adama byłoby nietrudno". W obronie
Sapiehy stanął również jego brat Paweł, który w zdecydowanych słowach,
skierowanych w liście do abp. Bilczewskiego, domagał się zakończenia
okresu trzymania w niepewności jutra i bezczynności jego brata.
Ostatecznie abp Bilczewski mianował ks. Sapiehę kanonikiem
kapituły metropolitalnej lwowskiej, w miejsce ks. L Wałęgi, który
objął ordynariat w Tarnowie. Nie ta jednak nominacja zakończyła lwowski
okres w życiu księcia Sapiehy. Wierny przyjaciel - abp Teodorowicz
wyjednał mu w 1905 r. funkcję tajnego szambelana papieskiego. Kościelne
środowisko lwowskie zapewne odetchnęło z ulgą, pozbywając się niepokornego
kapłana. Abp Bilczewski jako pierwszy skierował list gratulacyjny.
W Rzymie ksiądz Sapieha okazał się dla spraw Kościoła na ziemiach
polskich mężem opatrznościowym. Z czasów lwowskich do końca zachował
wielką przyjaźń i serdeczną zażyłość z abp. Teodorowiczem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu