KOCHAM "ARKĘ NOEGO", JESTEM FANEM ŚPIEWÓW Z TAIZEM,
CIESZY MNIE BOGACTWO NOWYCH PIEŚNI MŁODZIEŻOWYCH WSPÓLNOT, RUCHÓW
CHARYZMATYCZNYCH...
CZY MOŻNA JEDNAK POGODZIĆ SIĘ Z TYM, ABY PIEŚNI, KTÓRE
TOWARZYSZYŁY NAM PRZEZ TYLE LAT, SKAZANE ZOSTAŁY NA ZAPOMNIENIE?
Polska religijność stworzyła niezwykłe bogactwo pieśni wielkopostnych
- nabożnych śpiewów pasyjnych, a tradycja Kościoła przez stulecia
przeniosła ten cenny depozyt.
Możemy być dumni: to tylko u nas, w dawnej Polsce, powstało
nabożeństwo szczególne - Gorzkie Żale.
Moje pierwsze spotkanie z pieśniami pasyjnymi - to częstochowski
kościół św. Barbary, gdzie byłem ministrantem. Jako kilkuletni chłopiec,
służąc do Mszy św. (jeszcze łacińskiej, były to wczesne lata 60.),
wsłuchiwałem się w intonowany przez naszego organistę, śp. Andrzeja
Nowaka, śpiew podejmowany przez wiernych. Ściągali oni do kościoła
z terenu rozległej parafii, obejmującej wtedy podmiejską Kawodrzę
Dolną i Górną. To wbrew pozorom bardzo ważne, ponieważ właśnie ten
wiejsko-podmiejski charakter społeczności parafialnej sprawił, że
w naszym kościele pieśni wielkopostne miały swój specjalny klimat.
Nie tylko dlatego, że brzmiały swojsko, ale dlatego, że podejmowane
były przez wszystkich w kościele. Wyrastałem w rzeczywistości rozśpiewanego
kościoła, traktując ten stan jako normę, coś zupełnie oczywistego.
Dziś, z perspektywy A.D. 2001, wiem że nie jest to już normą, że
coś odchodzi, że rozbrzmiewający pasyjnymi pieśniami kościół być
może należy już do wspomnień. Na przestrzeni jednego pokolenia tracimy
to, co tradycja polskiego Kościoła chroniła i przeniosła przez kilka
stuleci.
Czy dzisiaj w naszych kościołach śpiewamy te piękne pieśni
pasyjne? Czy potrafimy z pamięci wymienić choć cztery tytuły? Czy
znamy bodaj po jednej zwrotce tych pieśni? Na te pytania możemy odpowiedzieć
sobie już w najbliższą niedzielę podczas Mszy św.
Wiem, że w wielu kościołach na wejście celebransa, na
Ofiarowanie czy podczas Komunii św. organista zaintonuje którąś z
tradycyjnych wielkopostnych pieśni. Ale ilu z nas zaśpiewa z nim?
I kto dotrwa do drugiej zwrotki? Dobrze jeszcze, jeśli jest organista
lub organistka, ale jeśli jest to schola, często z gitarą - to czy
ci młodzi ludzie potrafią poderwać nas do wspólnego śpiewu? A może
im wcale nie o to chodzi? Może traktują nas, wiernych, jako takie
trochę przymusowe audytorium dla swoich solowych popisów...
Wraca w moich wspomnieniach ten kościół, pełen śpiewających
ludzi, śpiewających piękne pasyjne pieśni. Nikt ich przecież specjalnie
nie uczył, był to czas kościołów bez przeźroczy, a w radiu tego repertuaru
na pewno nie grano. Cała tajemnica polegała na tym, że wierni śpiewali
od dziecka ten sam, bardzo bogaty, ale stały repertuar, że prawie
każdy ściskał w ręku pękatą książeczkę, z obrazkami świętych jako
zakładkami, i w każdej chwili mógł zajrzeć i przypomnieć sobie tekst.
Ale chyba najważniejsze było to, że ci ludzie chcieli śpiewać, że
te pieśni po prostu kochali, że umieli się w ten sposób modlić.
Łatwiej nam będzie to zrozumieć, jeśli spróbujemy wykonać
prosty eksperyment: Poszukajmy w domu naszej książeczki, a może mamy
własny śpiewnik. Potrzebna jest tylko chwila skupienia... Wystarczy
otworzyć i powoli, z uwagą, w ciszy, po prostu przeczytać pierwszą
wielkopostną pieśń. W większości książeczek jest to Ach, mój Jezu,
jak Ty klęczysz. Wsłuchajmy się w tę pieśń... Sam zwrot: "Ach, mój
Jezu" - ile emocji jest w tym zawołaniu! I dalej, w każdej zwrotce,
ciągle ten okrzyk rozpaczy i zdziwienia, zdumienia pełnego bólu...
Wczytując się w kolejne zwrotki, nieodparcie odnosimy wrażenie, że
następstwo obrazów jest nam skądś znane, że jest w tym jakaś znajoma
konsekwencja. Dopiero po uważnym prześledzeniu pięciu zwrotek znajdujemy
rozwiązanie - to przecież pięć różańcowych tajemnic bolesnych, nakreślonych
piórem anonimowego poety sprzed kilkuset lat, a dalej - w szóstej
- wyznanie dobrego łotra, tym razem powtarzane przez nas w naszej
własnej intencji... Geniusz dawnych autorów, ludowa prostota muzycznej
formy i głęboka medytacja zawarta w tekście.
W najbliższą niedzielę zabierzmy ze sobą do kościoła
książeczkę lub śpiewnik. Może właśnie na naszej Mszy św. organista
zaintonuje Ach, mój Jezu... A jeżeli nie, to może poprośmy go i w
następną niedzielę zaśpiewajmy razem.
Przez najbliższe tygodnie, korzystając z gościnnych stron
tygodnika Niedziela, przypomnę te, moim zdaniem, najpiękniejsze,
najbardziej znane pieśni. Nuty i tekst podaję za śpiewnikiem ks.
Jana Siedleckiego (wydanie XXXIX, Kraków 1994); podkreślam, że jest
to mój osobisty wybór. Nie znaczy to, że inne pieśni nie są równie
piękne. Te, które wybieram, po prostu znam od dziecka i mam do nich
wielki sentyment.
Drukowane tu pieśni będzie można usłyszeć w warszawskim,
ale nie tylko warszawskim, Radiu Plus tuż przed godziną 15.00 - Godziną
Miłosierdzia Bożego. Poprosiłem o zaśpiewanie tych pieśni moich przyjaciół
- wspaniałych artystów. Zadbałem również o to, aby przygotowane i
nagrane w Radiu Plus pieśni były zaśpiewane prosto, tak aby można
je było zapamiętać i powtórzyć. Może w przyszłym roku z tych utworów
uda się nam wspólnie z tygodnikiem Niedziela przygotować specjalną
płytę. Zanim jednak zaśpiewają te pieśni znani artyści, spróbujmy
zaśpiewać je sami. Mamy przecież tekst i nuty. Spróbujmy pomodlić
się tym śpiewem z Kościołem, nie tylko z tym zgromadzonym na Liturgii
w niedzielę, ale również z tym Kościołem trwającym w pokoleniach
naszych ojców, śpiewających mękę Chrystusa przez stulecia.
Janek Pospieszalski jest stałym pracownikiem Radia Plus.
Pomóż w rozwoju naszego portalu