Po ubiegłotygodniowym śniegu nie było już śladu. Smagany ciepłymi
podmuchami wiatru, stopił się w ciągu jednego dnia, odsłaniając grubą
warstwę śmieci. Parkingowy asfalt zalegały papierki po batonach i
gumie do żucia oraz plastikowe butelki po napojach. Tu i ówdzie turlała
się puszka po piwie.
Wysoki mężczyzna w okularach i z teczką pod pachą wyszedł
spod wiaty, aby ogrzać się trochę w promieniach słońca. Wyjął z teczki
gazetę i przewracając szybko kartki, rozpoczął pobieżną lekturę.
- A to dranie - mężczyzna wykrzyknął do stojącego obok
znajomego.
- Co znowu? - zapytał znajomy. - Nie przejmuj się tak,
bo zawału dostaniesz. Kto dzisiaj tak przeżywa to, co piszą w gazetach?!
- No zobacz, znowu korupcja i to na najwyższych szczeblach
- mężczyzna powiedział już nieco spokojniej.
- Jakbyś miał do czynienia z takimi pieniędzmi i tyle
okazji, co ci na górze, to nie wiadomo, jak byś się zachował - odparł
znajomy.
- Ja? - oburzył się mężczyzna w okularach. - Co ty mi
chcesz wmówić? Że ja niby też mogę brać łapówki albo dawać?
- Nie, wcale tego nie powiedziałem. Chodzi mi tylko o
to, iż przy tak dużych pokusach trzeba mieć bardzo silny kręgosłup
moralny, żeby móc siedzieć na wysokich stołkach i mieć czyste ręce.
- Masz jakieś wątpliwości co do mojego kręgosłupa moralnego?
- zapytał mężczyzna obrażonym tonem.
- Skądże znowu. Ja tylko tak ogólnie mówiłem - tłumaczył
się znajomy.
- A poza tym my, maluczcy, tutaj na dole nawet nie mamy
okazji do korupcji. Jakie my możemy nadużycia zrobić? Żadne. Nawet
nie możemy się tego procederu nauczyć, choćbyśmy chcieli - mężczyzna
w okularach dodał pewnym głosem.
- Nie byłbym taki pewien - odparł krótko znajomy.
Mężczyzna w okularach nie usłyszał już tej odpowiedzi,
zajęty był bowiem wypatrywaniem autobusu.
- Chyba się nie doczekam - powiedział ze złością. - Idę
na taksówkę. Cześć, zobaczymy się jutro i pogadamy o nowych malwersacjach.
Mówiąc te słowa, mężczyzna skierował się wprost w stronę
pobliskiego postoju, który znajdował się na drugiej stronie ulicy.
Kiedy był już w połowie jezdni, rozległ się dźwięk gwizdka. Mężczyzna
zamarł w bezruchu i wolno się odwracając, zobaczył policjanta z drogówki,
jakby wyrosłego spod ziemi. Szczęśliwie ruch o tej porze dnia był
stosunkowo niewielki. Pewność siebie opuściła mężczyznę w mgnieniu
oka. Ze spuszczoną głową podszedł do oczekującego na chodniku funkcjonariusza,
który przybrał służbowy wyraz twarzy.
- Słucham, panie władzo - mężczyzna zagadnął skruszonym
głosem.
- Dowodzik poproszę - policjant wycedził przez zęby.
- No, panie Janku, a gdzie to mamy przejście dla pieszych? - spytał
po chwili retorycznie, miętosząc w grubych palcach dokument tożsamości.
- Przecież ulica była pusta, ani jednego samochodzika,
spieszyło mi się, postój jest tuż-tuż - mężczyzna tłumaczył się chaotycznie.
- No to będzie mandacik - policjant odparł bez wahania.
- A nie można by trochę taniej? - mężczyzna spytał, spoglądając
filuternie spode łba, niczym mały chłopiec.
- Nam już nie wolno brać pieniążków - odparł funkcjonariusz,
przybierając minę, jakby zrobił niezły kawał. - Rozumie pan, nowe
przepisiki mamy, antykorupcyjne.
Mężczyzna w okularach posmutniał. Wyglądał, jakby utracił
wszelką nadzieję i pozostało mu tylko bierne oczekiwanie na wyrok.
Nagle policjant spytał:
- Gdzie pan pracuje, panie Janku?
- Ja, ja jestem nauczycielem - mężczyzna wyraźnie się
ożywił.
- A jakiego to przedmiociku uczymy, panie Janku? - pytał
dalej policjant.
- No, ja uczę wosu, czyli wiedzy o społeczeństwie, i
jestem wychowawcą - mężczyzna odpowiadał jak na spowiedzi.
- A w jakiej to szkółce pracujemy? - padło następne pytanie.
- W szkole podstawowej nr ......, panie władzo - mężczyzna
w okularach zameldował bez namysłu, jakby była to jego ostatnia deska
ratunku. Numer szkoły został zagłuszony przez przejeżdżający samochód.
- O, to świetnie się składa. Tam chodzi mój syn, taki
duży chudy rudzielec - policjant rozpogodził się w mgnieniu oka.
- Wie pan co, panie profesorze, chyba nie wypiszemy tego mandaciku.
Do widzenia panu - policjant zasalutował, zrobił w tył zwrot, wsiadł
na swoją białą hondę i odjechał, z fantazją machając ręką na pożegnanie.
Mężczyzna w okularach wrócił na przystanek i ocierając
pot z czoła, powiedział do znajomego:
- Ale mi się udało, przecież mogłem zapłacić ze sto złotych.
- A to nie była przypadkiem korupcja? - spytał znajomy.
- Tooo? - zdziwił się mężczyzna w okularach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu