W 1997 r. ukazała się w Polsce książka francuskiego autora
Pascala Bernardina pt. Machiavel nauczycielem, wydana przez "Antyk". Jej podtytuł brzmi: Manipulacje w szkolnictwie. Reformy czy plan
zniszczenia? Książka ta, która jest podsumowaniem batalii o szkołę
francuską, toczącej się w latach 80. i 90. w związku z przeprowadzoną
reformą oświaty, może dostarczyć wielu odpowiedzi na postawione w
poprzednim numerze Niedzieli pytania: Jak doszło do wprowadzenia
w naszych szkołach elementów edukacji seksualnej, New Age, poprawności
politycznej? Dlaczego katolicy zasiadający w czasie opracowywania
ostatecznego kształtu reformy w MEN nie zareagowali na sygnały ze
strony opinii publicznej, pełne niepokoju o to, czy reforma idzie
w dobrym kierunku?
Znamienne, że książkę Pascala Bernardina, jeszcze w trakcie
dyskusji toczącej się wokół reformy, całkowicie przemilczano. Jedna
z nauczycielek z podwarszawskiego gimnazjum (rodzice uczniów tej
właśnie szkoły starają się o obronę dzieci przed deprawacją na lekcjach "
Wiedzy o społeczeństwie") została publicznie wyśmiana za powoływanie
się na tę książkę. Tymczasem autor posługuje się tu niemal wyłącznie
cytatami z dokumentów międzynarodowych instytucji zajmujących się
oświatą i wychowaniem.
Dokumenty te były najistotniejszą podstawą przy opracowywaniu
nowych zasad edukacji na skalę globalną. Są to dokumenty agend ONZ:
UNESCO i UNICEF-u, a także Unii Europejskiej: Parlamentu Europejskiego,
Rady Europy, OECD, CERI oraz raporty i opracowania naukowe psychologów,
pedagogów i socjologów, takich jak: K. Lewin, G. Watson, G. S. Wieder,
J. Dewey, S. Moscovici, L. Festinger, E. Aronson. Prekursorzy reformy
oraz ci, których zadaniem jest kontrolowanie poszczególnych krajów,
czy prawidłowo realizują wytyczne, mówią więc sami za siebie. Polska,
przystępując do reformowania swojej szkoły, wzięła pod uwagę to wszystko,
czego domagają się wyżej wymienione organizacje. Tak właśnie w praktyce
wygląda globalizm. Z lektury tych cytatów wyłania się następujący
wniosek:
Nowa szkoła, "nowoczesna edukacja" ma za zadanie stworzyć "
nowego człowieka". Absolwent zreformowanej szkoły ma przede wszystkim
posiadać określone cechy społeczne i psychiczne. Kształcenie intelektu,
przekazywanie wiedzy, wychowywanie w zgodzie z normami chrześcijańskimi
to cechy "starej szkoły". Nowoczesne społeczeństwo globalistyczne
potrzebuje innych ludzi. Muszą być dobrze przygotowani do życia w
tym społeczeństwie. Myślenie, wiedza mogą im tylko przeszkadzać.
Oczywiście, szkoła, choćby najdogłębniej zreformowana,
nie będzie w stanie "wykuć" zupełnie nowego kształtu z "materiału
ludzkiego", jeżeli nie będą jej w tym pomagać media, kultura masowa
oraz instytucje stale doskonalące sposoby oddziaływania na świadomość
i postawy młodego człowieka. Tej współpracy poświęcony jest specjalny
rozdział książki. Tak więc to, czego nie uczyniła rewolucja marksistowsko-leninowska
- gdyż politycznie została powstrzymana, a ponadto posługiwała się
zbyt przestarzałymi metodami - może i musi uczynić nowy system edukacji,
wprowadzany globalnie. Absolwent zreformowanej szkoły ma być uwolniony
od tzw. dawnych przywiązań: więzów wynikających z tożsamości narodowej,
religijnej, kulturowej, z więzów natury rodzinnej (walka z autorytetem
rodziców to jedno z ważniejszych zadań "nowej szkoły"). Człowiek
ten ma być "organicznie" niezdolny do niezależnego myślenia, a więc
zablokowane mają być pewne funkcje jego umysłu.
Brzmi to wszystko wystarczająco "spiskowo", by ludzie,
którzy - jak to się mówi - "nie uznają teorii spiskowej", w tym miejscu
przerwali lekturę, mówiąc, że jest to zbyt straszne, by mogło być
prawdziwe. A jednak cała ta strategia, wraz z założonym punktem dojścia,
wyłożona została punkt po punkcie na stronicach nie żadnych tajnych
protokołów, ale międzynarodowych dokumentów.
Oto, jakimi metodami zamierza się ten cel osiągnąć: Z
programu mają być wyeliminowane - sprowadzone do symbolicznego minimum
- przedmioty tzw. poznawcze, jak historia, fizyka, geografia, literatura
- przede wszystkim klasyczna i narodowa. Połączone ma to być z ograniczeniem
dostępu do wiedzy także w innych dziedzinach. Nacisk położony ma
być na kształcenie umiejętności, przede wszystkim sposobu funkcjonowania
w społeczeństwie, radzenie sobie z różnego rodzaju instytucjami.
Istotna jest tzw. edukacja obywatelska, mówiąc mniej oględnie: indoktrynacja,
obróbka ideologiczna. Jej częścią jest edukacja seksualna. Wyselekcjonowana
grupa dzieci i młodzieży może kształcić się tradycyjnie, tj. zdobywać
wiedzę, gdyż "nowe społeczeństwo" będzie potrzebowało także pewnej,
ograniczonej grupy ludzi dobrze wykształconych. Programy z przedmiotów
humanistycznych mają realizować podstawowe wytyczne politycznej poprawności:
prymat chrześcijaństwa i tradycyjnej moralności to w jej ujęciu przykłady "
skrajnej nietolerancji". Historię trzeba napisać na nowo, gdyż wykładana
dotąd "nie budzi prawdziwego braterstwa między narodami". To samo
tyczy literatury, geografii, które nie mogą przekazywać tradycyjnej
wiedzy z tych dziedzin, lecz odpowiednio dobrane elementy informacji,
tak by budować pożądane postawy i zachowania młodych ludzi w "zintegrowanym
świecie". Postawy i poglądy uczniów muszą być kształtowane przez
szkołę, w opozycji - gdy trzeba - do tych, które przekazuje rodzina.
Strażnikiem prawidłowych postaw staje się grupa rówieśnicza - triumfalny
powrót "kolektywu" - w której stosuje się na bieżąco niezliczoną
ilość eksperymentów psychologicznych, tak by całkowicie kontrolować
zachowanie jej członków i sterować, min. eliminując nieformalnych
liderów, którzy mogliby szerzyć nonkonformizm i zachęcać do konserwatywnych
poglądów.
Przeglądu tych nowoczesnych metod kontrolowania zachowań
grupowych dostarcza książka Pascala Bernardina w nader ciekawym,
szerokim wyborze. Tłumaczą one zresztą niektóre z zachowań polskiej
społeczności, np. łatwe uleganie manipulacji przez media. Kolejna
metoda: w zreformowanej szkole nauczyciele podlegają stałej kontroli
i permanentnemu kształceniu: powodzenie tego wielkiego eksperymentu,
jakim jest nowy system edukacji, zależy również od tego, w jakim
stopniu jest doskonalony, w miarę potrzeb. Pełnej kontroli, co do
rezultatów, na każdym etapie nowej edukacji, podlegają uczniowie.
Tylko pozornie system testów odnosi się do sprawdzenia poziomu ich
wiedzy. W istocie chodzi o wszechstronną, na bieżąco uzupełnianą
informację o uczniach, dotyczącą ich poglądów, psychiki, preferencji,
odporności na różne eksperymenty etc. Banki danych - mówi się tu
o "centralnych bankach danych" - o uczniach, a także ich rodzicach,
mają być ściśle strzeżoną "tajną bronią" nowej edukacji, pozwalającą
na bieżąco korygować wszelkie niedoskonałości systemu i określać
zindywidualizowane metody działania w przypadkach szczególnie trudnych,
gdy uczeń nie poddaje się indoktrynacji. W tym kontekście warto przeanalizować
przypadek "testu kompetencji" z Gimnazjum nr 23 w Warszawie, testu
z... astrologii, o którym pisałam w poprzednim numerze.
W zreformowanym systemie edukacji gwałtownie wzrasta
autonomia szkół, dyrekcja cieszy się niemal nieograniczonymi kompetencjami,
a więc w razie np. protestu rodziców czy nauczycieli nie ma się do
kogo odwołać. W polskich warunkach ta autonomia nie musi być czymś
złym w przypadku dobrze działającego lokalnego samorządu, który może
skutecznie reprezentować rodziców i powstrzymać różne szaleństwa
dyrektorów. Może przyjść jednak czas, gdy normalnie myślących o edukacji
dyrektorów i nauczycieli nie będzie skąd wziąć...
Podsumowując: Pascal Bernardin dowodzi, że szkoła z miejsca
kształcenia i wychowywania staje się przede wszystkim obszarem wychowania.
Wychowania szczególnego rodzaju. Jest to precyzyjna obróbka młodej
psychiki, umysłu, wrażliwości, tak by absolwent szkoły był najlepszym
narzędziem wprowadzenia na skalę globalną rewolucji społecznej. Niepotrzebne
już są zbrojenia, rakiety, gra polityczna. Założenia reformy zostały
sformułowane przez specjalistów całkowicie przesiąkniętych "światopoglądem
naukowym", wychowanków marksistowskich szkół myślenia. Co ciekawe,
zgodnie z przypisami w książce, są to wyłącznie Zachodnioeuropejczycy
i Amerykanie. W dużej części dzieci rewolty 1968 r. lub jej prekursorzy
- co powinno zmienić pokutujące jeszcze w Polsce przekonanie, że
wydarzenia te na Zachodzie były raczej folklorem, zabawą zblazowanej
młodzieży, a nie politycznym wstrząsem, krokiem milowym w kierunku
socjalizmu.
Książkę Pascala Bernardina czyta się trudno. Jest wszak
zbiorem cytatów z oficjalnych dokumentów, które operują specjalnym
językiem. To zdumiewające jednak, jak wiele rzeczy zostało tam powiedzianych
wprost, bez żadnego kamuflażu. Oczywiście, w tym momencie narzuca
się pytanie, czy to możliwe, żeby te dokumenty nie były znane naszym
twórcom reformy? Czy możliwe, że nie przeczytali ich "solidarnościowi"
i jak najbardziej katoliccy ministrowie edukacji z lat 90., którzy
tę reformę przygotowywali i wprowadzali w życie? Bez wątpienia edukacja
jest terytorium we współczesnych realiach najbardziej "pilnowanym"
przez czynniki międzynarodowe, takie są zasady globalizacji. A jednak
chciałoby się zapytać panów ministrów: Flisowskiego, Handkego, czy
rzeczywiście świadomie dali przyzwolenie na taką szkołę? Co wiedzieli
o prawdziwych intencjach reformy?
"Po roku 1989 nadzieje milionów Polaków na budowanie
suwerennego państwa objęły również edukację - pisze prof. Piotr Jaroszyński
w Naszej Polsce (nr 3/276). - Chodziło przede wszystkim o odzyskanie
pięknych polskich wzorów, obyczajów, ocenzurowanej i zubożonej literatury,
chodziło o przywrócenie w pełni polskiej szkoły z jej najlepszymi
tradycjami. Tymczasem działania poszły w innym kierunku. (...) Proces
integracyjny Polski z Unią Europejską od początku lat 90. objął w
ramach fazy dostosowawczej również edukację. Realizowano te zmiany
w ramach programów TEMPUS, TESSA, TERM, SOCRATES etc. Programy te
objęły całą reformę edukacji w Polsce, zarówno co do treści, jak
i kadr, a także metod. Reforma była realizowana za pieniądze Unii
Europejskiej i pod jej dyktando. W Monitorze Integracji Europejskiej,
wydawanym przez Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Integracji oraz Pomocy
Zagranicznej, możemy zapoznać się ze sposobem korzystania z funduszy
unijnych w sferze edukacji. (...) W ten sposób władze państwowe niezależnie
od tego, czy rządziła lewica, czy prawica, realizowały i realizują
program Unii Europejskiej. Jest w tym jakaś niesłychana nadgorliwość
i zupełny brak ambicji.
Oddano edukację w ręce obce, to znaczy oddano duszę polskiego
narodu obcym, bo edukacja kształtuje przecież duszę, a kształtując
duszę, tworzy albo nie tworzy narodu. (...) Rzecz paradoksalna: w
krajach Unii wcale nie ma jednolitego systemu edukacji. Okazuje się
bowiem, że ´systemy oświatowe państw europejskich mają silnie zróżnicowane
struktury organizacyjne, uzależnione od warunków ekonomicznych, historycznych,
politycznych i społecznych.
Co więcej - przeważa tendencja decentralizacyjna´ (J.
Osiecka: Mechanizmy funkcjonowania oświaty oraz nakłady rządowe na
edukację w wybranych krajach europejskich, Warszawa 1995). Nie ma
więc w krajach Unii Europejskiej jednolitego, ponadpaństwowego systemu
edukacji; kraje te wciąż mają własne systemy edukacyjne (Francja
jest tu wyjątkiem - E.P.P.).
Czy w takim razie Polska wyprzedziła ´Europę´ i dobrowolnie
poddała się nowemu, ponadpaństwowemu modelowi jako królik doświadczalny?
Może brukselscy projektanci chcą na Polsce wypróbować takie rozwiązania,
które wcielać będą w innych krajach europejskich, mających swoją
własną silną tradycję?".
Krytycy reformy skoncentrowali się przede wszystkim na
słabościach nowego programu, nie widząc zagrożenia w wielowymiarowych
oddziaływaniach socjo- i psychotechnicznych, nie dostrzegając wspólnoty
planu, który realizowany ma być jednocześnie przez szkołę, media,
kulturę i różne instytucje kontrolne.
I wreszcie ostatnia sprawa: nie ma co idealizować szkoły
okresu PRL. Jeżeli na tym tle wygląda ona korzystniej, to przede
wszystkim z uwagi na istniejące na jej terenie niedobitki z okresu
przedwojennego i ich ideowych wychowanków. Prawdziwych nauczycieli
było tu niewielu. Robili wszystko, żeby nie poddać się, żeby na lekcjach
przemycić choć okruch prawdy. Dominowali szarzy, ponurzy, okaleczeni
przez system, często z różnymi dewiacjami, ludzie posłusznie wypełniający
dyrektywy "socjalistycznej oświaty". To nie była dobra szkoła, ale
też nie była to szkoła do końca zniszczona - zwłaszcza jej program.
Dzisiejsza reforma prowadzi dalej dzieło zniszczenia. Trzeba, by
książkę Pascala Bernardina gruntownie poznali rodzice, nauczyciele,
księża, dyrektorzy szkół katolickich - nawet, a zwłaszcza dziś, gdy
ruszyła już wielka machina reformy. Powinna ona stać się przedmiotem
publicznej otwartej debaty. Ludzie prawego sumienia, otwartego umysłu,
ludzie, którzy oddali tak wiele walce z socjalizmem, nie mogą spokojnie
spać wobec tak wielkiego niebezpieczeństwa przyszłych pokoleń.
Pomóż w rozwoju naszego portalu