Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński był szlachetnym człowiekiem,
który umiał pochylić się nad każdym. Okazał się gorliwym kapłanem
i biskupem, a także mężem stanu. Potrafił patrzeć na historię narodu
polskiego z głębokiej perspektywy 1000-lecia wiary chrześcijańskiej
w Polsce. Dzięki jego pasterzowaniu Kościół w Polsce stał się silny
i w zwycięski sposób przeszedł próby i doświadczenia systemu totalitarnego
po II wojnie światowej. Takich syntetycznych ocen można podać jeszcze
więcej. W tym momencie nie o to mi chodzi. Skłonny jestem raczej
szukać odpowiedzi na pytanie, gdzie leży tajemnica jego owocnej pracy
i osobistej wielkości?
W moim przekonaniu, odpowiedź na to pytanie dał Ojciec
Święty Jan Paweł II w przemówieniu do Polaków wygłoszonym podczas
audiencji następnego dnia po inauguracji swego pontyfikatu. W takich
słowach zwrócił się wówczas do Prymasa Wyszyńskiego: "Czcigodny i
umiłowany Księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę.
Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża-Polaka, który dziś pełen
bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby
nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem,
Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła,
gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła
w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim
posługiwaniem" (Insegnamenti, I 1978).
Słowa te, których osobiście wysłuchałem jako uczestnik
audiencji, głęboko utkwiły mi w pamięci. Papież podkreślił teologalne
cnoty: wiarę i nadzieję. Są one kluczem do zrozumienia duchowości
Prymasa Tysiąclecia i roli, jaką odegrał w Polsce. W jednym z kazań
sam to wyznał: "Pragnąłem, aby wszystko było naprawdę Soli Deo. Słowa
te nie są ozdobą mojej pieczęci biskupiej! To jest mój program. Nie
do siebie was prowadzę, tylko do Boga w Trójcy Świętej Jedynego (...). ´Samemu i jedynemu Bogu wszelka cześć, chwała, miłość i pełne
oddanie´ - Per Mariam - Soli Deo". (Wszystko postawiłem na Maryję,
Paryż 1980).
Stefan Kardynał Wyszyński to człowiek wiary. W jej perspektywie
widział i przeżywał całą swoją posługę duszpasterską. W świetle wiary
oceniał również wydarzenia zewnętrzne, jak choćby przemiany po II
wojnie światowej wraz z postępującym ateizmem i prześladowaniem Kościoła.
Głęboko wierzył, że to Bóg prowadzi każdego człowieka, całe społeczności
i narody. Głęboko zakorzeniony w wierze i znajomości dziejów Polski,
ufał, że trudny okres realnego socjalizmu i związane z tym cierpienia,
jakich doznał Kościół, mogą mieć oczyszczającą rolę i znaczenie.
Zarówno jako biskup lubelski, a potem jako arcybiskup
gnieźnieński i warszawski, Prymas Polski zdawał sobie sprawę, że
Kościół stanowi jedność i nie może pozwolić, by dać się podzielić.
Gromadził wokół siebie biskupów, kapłanów, osoby życia konsekrowanego
i wiernych świeckich. Już w latach pięćdziesiątych naszego wieku
tworzył struktury, aczkolwiek jeszcze nieformalne, jak Konferencja
Episkopatu, Konferencje Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich i Zgromadzeń
Żeńskich, by wspólnie pracować dla królestwa Bożego i jednocześnie,
by łatwiej stawić czoło zagrożeniom zewnętrznym. Przekonany był,
że w jedności leży siła i owocność działania.
Wiara i nadzieja podsuwały mu godne podziwu decyzje,
niekiedy trudne, czasem nie od razu zrozumiałe, a nawet ostro krytykowane,
jak choćby podpisane porozumienie między Episkopatem a Rządem PRL
z 14 kwietnia 1950 r. Był to wyraz dobrej woli i otwartości Kościoła
na każdą rzeczywistość, a jednocześnie próba uregulowania wzajemnych
odniesień, sformułowana na piśmie umową.
Był człowiekiem otwartym na dialog, na drugiego człowieka,
niezależnie od jego światopoglądu i nastawienia. Jednocześnie wiara
dyktowała mu rozsądek i poczucie odpowiedzialności za Kościół i ludzi
wierzących. Gdy władze komunistyczne, lekceważąc podpisane porozumienie,
w swych poczynaniach posuwały się zbyt daleko, miał odwagę, by wraz
z biskupami jasno powiedzieć: Non possumus. Nie możemy ustępować,
gdy Kościół: "W ciągu lat niewielu pozbawiony został rzeczy bardzo
wielu, większości rzeczy do normalnego życia i rozwoju potrzebnych
lub zgoła niezbędnych, które w Polsce posiada i które posiada jeszcze
gdzie indziej. Wystarczy tutaj wspomnieć zabrane majątki, domy, zakłady
dobroczynne Caritas, fundacje, bractwa, stowarzyszenia, szpitale,
szkoły, ochronki, żłobki, drukarnie, wydawnictwa, prasę (...). A
gdyby zdarzyć się miało, że czynniki zewnętrzne będą nam uniemożliwiać
powoływanie na stanowiska duchowne ludzi właściwych i kompetentnych,
jesteśmy zdecydowani nie obsadzać ich raczej wcale, niż oddawać religijne
rząd dusz w ręce niegodne (...). Pójdźmy za głosem naszego apostolskiego
powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i
świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu,
że cierpienie staje się naszym udziałem nie za co innego, lecz tylko
za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach
Cezara składać nam nie wolno. Non possumus" (List pasterski do Prezesa
Rady Ministrów Bolesława Bieruta z dnia 8 maja 1953 r., w: Kościół
w PRL. Dokumenty 1945-59, Poznań 1994).
To zdecydowane stanowisko przypłacił trzyletnim uwięzieniem.
Jednak jako człowiek głębokiej wiary i nadziei, ten czas odosobnienia
wykorzystał dla pogłębienia osobistego życia wewnętrznego, na przygotowanie
programu Wielkiej Nowenny i Ślubów Narodu, które zostały odnowione
26 sierpnia 1956 r. oraz obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski.
Przykrości, szykany i prześladowania doznane w tym czasie
nie pozbawiły go duchowej wolności i otwartości na dialog. Wyznacznikiem
tej postawy są słowa zapisane w czasie uwięzienia w Stoczku Warmińskim
1 stycznia 1954 r.: "Odnawiam najlepsze moje uczucia dla wszystkich
ludzi. Dla tych, co mnie teraz otaczają najbliżej. I dla tych dalekich,
którym się wydaje, że decydują o moich losach, które są całkowicie
w rękach mojego Ojca Niebieskiego. Do nikogo nie mam w sercu niechęci,
nienawiści czy ducha odwetu" (Zapiski więzienne).
Ideologia komunistyczna, oparta na rewolucji i walce
klas, robiła wszystko, by w narodzie polskim, a zwłaszcza wśród młodego
pokolenia, podciąć korzenie tradycji historycznej. Prymas Tysiąclecia,
który doskonale znał i doceniał historię, nawet najwyższym przywódcom
rządzącej partii czy rządu wyjaśniał i uświadamiał, że naród nie
może utracić swej tożsamości. Między innymi i z tego powodu przykładał
wielką wagę do obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski. Nie stracił ducha,
gdy władze komunistyczne dopuściły się profanacji Obrazu Matki Bożej
Częstochowskiej, czy też gdy przy różnych okazjach wołano na niego "
zdrajca". Również dla tych funkcjonariuszy wysyłanych w tłum z wrogimi
okrzykami miał przyjazne słowo.
Kierując Kościołem w Polsce i wytyczając mu duszpasterskie
szlaki, nie zamykał siebie i innych na Kościół powszechny. W każdej
sytuacji pozostał wierny Ojcu Świętemu i Stolicy Apostolskiej. Oto
charakterystyczne słowa jego modlitwy za papieża Piusa XII: "Błagam
Cię, Ojcze Życia, o długie lata dla Sługi Twego Piusa i o wielką
świętość (...). Wysłuchaj Twego więźnia, który jest Tobie uległy,
gdy żebrze za Sługą Twoim Piusem. Daj mu wszystkie dary Ducha Świętego,
daj mu wielką świętość, aby ten, który ogłosił światu chwałę Wniebowzięcia
Matki Twojego Syna, sam doznał wielkiej chwały świętości" (tamże).
Gdy od 1966 r. do Polski zaczęli przyjeżdżać dyplomaci
watykańscy, by podejmować próbę dialogu z władzami komunistycznymi,
z całym szacunkiem ułatwiał im kontakty. Gdy w dialogu napotykano
trudności czy też powstawał impas, proponował wytrwałość i podejmowanie
dalszych wysiłków. Jednocześnie stale powtarzał to, co powiedział
podczas jednej z sesji Soboru Watykańskiego II, że w warunkach bloku
wschodniego pojęcia prawa, państwa i wolności są instrumentalizowane
dla celów politycznych i zatracają swoje właściwe znaczenie terminologiczne.
Zwłaszcza w tej materii kierował się ewangeliczną zasadą: "Bądźcie
więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębice" (Mt 10, 16). Od tego czasu dialog, aczkolwiek trudny i w wielu wypadkach bezskuteczny,
nie został zerwany. Trwał on przez wiele lat i już za jego życia
doprowadził do pewnych, chociaż minimalnych rezultatów, by w dalszej
przyszłości, po jego śmierci, dojść w 1989 r. do nawiązania stałych
stosunków dyplomatycznych pomiędzy Stolicą Apostolską a Rządem Polski
Ludowej. Obecnie jako nuncjusz apostolski uczestniczę w tym dziedzictwie
Prymasa Tysiąclecia.
"Gdyby nie było (...) Twego zawierzenia bez reszty Matce
Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry..." - powiedział Jan Paweł II.
Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński wszedł w myśli i ducha swego poprzednika
- sługi Bożego kard. Augusta Hlonda, który przed śmiercią powiedział: "
Odwagi! Nie rozpaczajcie, nie upadajcie na duchu! Walczcie pod opieką
Matki Najświętszej. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie, będzie to
zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny (Wszystko postawiłem na Maryję).
Do tego przesłania Prymas Tysiąclecia się odwoływał,
żył nim, rozwijał je, pomnażał i wypełniał. Pozostawił Kościołowi
w Polsce trwałe i niezniszczalne dziedzictwo. Podkreślił to Ojciec
Święty Jan Paweł II w liście do kardynała prymasa Stefana Wyszyńskiego
z 30 października 1979 r.: "Zawsze byłem przekonany o tym, że Duch
Święty powołał Waszą Eminencję w wyjątkowym momencie dziejów Ojczyzny
i Kościoła - i to nie tylko Kościoła w Polsce, ale także w całym
świecie (...). Dziękowałem za to, że ´taką moc dał Człowiekowi´ -
i zawsze za to dziękuję" (tamże).
Uczestnicząc w życiu Kościoła w Polsce jako nuncjusz
apostolski, ciągle doświadczam i przeżywam to bogate dziedzictwo,
dane Kościołowi w Polsce w osobie Sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego.
Razem z Ojcem Świętym Janem Pawłem II dziękuję Dobremu Bogu, Ojcu
Miłosierdzia, i Maryi Niepokalanej - Królowej Polski.
Przedruk z książki: Sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński. Praca zbiorowa pod redakcją Stefana Budzyńskiego, Ireny Burchackiej i Adama Mazurka. Oficyna Wydawniczo-Poligraficzna "Adam". Warszawa 2000.
Pomóż w rozwoju naszego portalu